czwartek, 1 sierpnia 2019

Solitairica, czyli pasjans, RPG, a nawet rogue-like

Trudno mi okreslić od kiedy - osobiście obstawiałbym moment pojawienia się słynnego Puzzle Quest - ale na rynku zaczęły się pojawiać interesujące połączenia gier logicznych z RPG. Takie, które poza samą zabawą typu puzzle oferują coś więcej, jakąś fabułę i kreatywne rozwinięcie pomysłów gry logicznej tak, by nadać zabawie coś w stylu początku, rozwinięcia i widocznego gdzieś na horyzoncie zakończenia. Czyli elementów, które rzadko są udziałem gier typu łamigłówki.

O ile Puzzle Quest wywołało całą hordę gier, które elementy RPG dodają do klasycznej zabawy typu “match three”, tak Solitairica na warsztat bierze jeden z najsłynniejszych, najczęściej występujących i jeden z najprostszych pasjansów, czyli znany z czasów Windowsa XP Solitaire.

Zadaniem gracza jest - ha, i tu niespodzianka! - układanie pasjansa. Solitaire to pasjans polegający na układaniu ciągów wartości w obie strony, czyli na dwójkę można dać trójkę - lub asa i od nowa, i tak dalej. Fabuła opowiada o próbie pokonania tak zwanych “armies of Stuck”, a akcja dzieje się w krainie o wdzięcznej nazwie Myriodd. Dobrze postawiony pasjans zdejmuje z planszy wszystkie karty - wówczas przeciwnik rzucony do walki z graczem zostaje pokonany. Poziom życia gracza zobrazowany jest przy pomocy wartości czerwonego serca, a sam pasjans składamy z kart o różnych kolorach, które oznaczają statystyki gracza. Cztery kolory (plus piąty jako wartość pieniężna) oznaczają cztery energie: atak, obronę, zręczność oraz siłę woli. No RPG jak się patrzy.


Skuteczne zgromadzenie pewnej ilości danej energii, poprzez zbieranie i zbijanie odpowiednich kolorystycznie kart powodują możliwość skorzystania z umiejętności. Te są przeróżne, zarówno ofensywne jak i defensywne i przyznaję, że twórcy byli bardzo kreatywni. Solitairica szybko przestaje być pasjansem, w którym jedynie ważne są wartość na ekranie i układanie ciągów. Po chwili gracz spogląda bowiem nie tylko na wartości, ale i przynależność danej karty do brakujących mu punktów energii, i w zależności od sytuacji ostro atakujemy lub wręcz przeciwnie: zbieramy punkty potrzebne do odzyskania utraconych punktów życia. Zabawa trwa do momentu, w którym zostanie pokonany przeciwnik lub gracz. Każdy pokonany przeciwnik wywołuje kolejnego, trudniejszego. Każdy z nich ma swoją krótką charakterystykę i cechy specjalne, a nawet niespotykane gdzie indziej ataki. Walk jest do stoczenia osiemnaście, a na końcu, dziewiętnasty, czeka sam Stuck.

Owe umiejętności zależne od kolorów kart na start mamy cztery. A ponieważ gra oferuje kilka talii, różnią się one w zależności od typu. Z kolei zaś talie oznaczone są typowymi dla RPG nazwami w stylu: wojownik, mag, szelma i tak dalej. Jednakże początkowo do dyspozycji gracza jest jedynie jedna talia.


Po wygranych potyczkach otrzymujemy złoto. Nie ma sensu go gromadzić, bowiem wszystkie monety stracimy w momencie, gdy przegramy kolejny pojedynek. Pomiędzy walkami, przed przejściem do następnego przeciwnika można wejść do sklepu i wydać zarobioną kasę na umiejętności i przedmioty. Dzięki temu niezależnie od początkowych czterech umiejętności oferowanych przez talię gracz może samodzielnie dobrać skille, wystarczy mieć forsę. A tej otrzymamy tym więcej, im lepiej idzie gra, nie tylko za zwycięstwo, ale i za styl. Zrobienie długiego ciągu za jednym zamachem na pewno zaowocuje zwiększoną kasą na koniec pojedynku. Przedmioty natomiast to interesujące dodatki, żywcem wydobyte z RPG - jakieś pierścienie, naszyjniki i tym podobne, wpływające na statystyki na różne sposoby. Każdy gracz dopasuje rozgrywkę pod siebie dzięki tym dodatkom.



Poza monetami są i diamenty. Wiadomo, takie okropne czasy. Diamenty służą do zwiększania mocy talii dzięki specjalnym zestawom kart. Karty zostają na zawsze, nie na jedną potyczkę, a kolejnym zastosowaniem diamentów jest zwiększenie ilości możliwych do noszenia przedmiotów oraz odblokowanie kolejnych talii kart.



Solitairica oferuje także bardzo sprytny element gier rogue-like. Otóż diamenty zarabiamy poprzez grę. Im dalej dojdziemy, im więcej przeciwników pokonamy przed ostatecznym upadkiem tym więcej diamentów dostaniemy. I nie są to śmieszne ilości, swobodnie dobra partia zaowocuje trzydziestoma i więcej diamentami. A że talie i umiejętności kosztują od czterdziestu do sześćdziesięciu, to się opłaca grać. Póki co nie dostrzegłem namawiania do wykupowania diamentów za prawdziwą forsę, i ten fakt wiązałbym z ceną gry: na iOS zapłaciłem 4.99 zł, z kolei na Androida gra jest niby darmowa, ale talie kosztują, lepiej od razu wydać ok. 18 zł i odblokować dostęp do wszystkich.

Świetna zabawa. Nie tak dobra jak Puzzle Quest, nie ma aż takiej fabuły i rozbudowanego świata. Tu mamy pełną humoru i śmiesznych komentarzy “fabułkę”, ale to nie ona powoduje chęć ciągłego próbowania od nowa i od nowa. Tę potrzebę w zupełności wypełnia świetnie zbalansowana rozgrywka, gdzie umiejętności logiczne przy odpowiedniej, uzależnionej jedynie od gracza podbudowie systemowej dają tak wiele przyjemności, że można grać godzinami. A potem jeszcze dłużej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz