wtorek, 22 maja 2012

Jack Higgins - "Klucze do piekieł"

Kolejna książka, której bohaterem jest Paul Chavasse okazuje się - podobnie jak “Testament Caspara Schultza” i “Rok tygrysa” - całkiem sporą klapą. Pewnie, że niezwykle przystojny i utalentowany agent jest tak samo zabawny, skuteczny i czarujący jak zwykle, ale fabuła powieści jest niestety równie zaskakująca jak wydarzenia z polskiej telenoweli.

Tym razem akcja dzieje się w Albanii, Chavasse jak zwykle w towarzystwie przyjaciela staje do walki z komunistami i Enwerem Chodżą. Misja odzyskania posągu Czarnej Madonny jednak nie odbywa się z polecenia biura, agent podejmuje się zadania z powodu kobiety (bo jaki też mógłby być inny powód? Zachodni agenci NIGDY nie pracują dla pieniędzy, ZAWSZE dla idei!) i na zabawę z Albańczykami poświęca swój wyczekiwany od dawna urlop.

Książkę polecam tylko największym maniakom powieści przygodowo-sensacyjnej, wielbicielom Jacka Higginsa lub Paula Chavasse’a. Dla reszty czytelników lektura będzie rozczarowująca, bo nie ma tu nic, czego nie znalibyśmy wcześniej, Higgins zwyczajnie kopiuje sam siebie, w dodatku robi to bez wdzięku.

The Keys of Hell, PRIMA 1993, 144 strony

Strona książki na LubimyCzytać.pl

niedziela, 20 maja 2012

Jack Higgins - "Testament Caspara Schultza"

Kiedyś zaczytywałem się powieściami Jacka Higginsa, a Paul Chavasse należał do moich ulubionych bohaterów tego autora. Dobrze wspominam „Mroczną stronę ulicy” i „Czas umierania”, nieco słabiej „Rok Tygrysa”. Tym razem udało mi się dostać pierwszą książkę z Chavassem w roli głównej, o tytule „Testament Caspara Schultza”.

Rzecz opowiada o niemieckich nazistach, którzy w kilkanaście lat po wojnie wciąż mają mocną pozycję w swoim kraju. Chodzi nie tylko o zbrodniarzy, ale o wielką sieć powiązań, jaką stworzyli hitlerowcom ich sympatycy – ludzie, którzy podczas wojny niekoniecznie brudzili sobie ręce, lecz dzielnie wspierali dążenia nazistów do opanowania Europy, potem świata, i eliminacji „niższych ras”.

Rozczarowanie przeżyłem już na początku, bowiem okazuje się, że Paul Chavasse w „Testamencie...” jest już tak samo doskonałym i wykwalifikowanym agentem Biura jak w kolejnych częściach. Także nie ma okazji poznać jego przeszłości, poza powtórzeniem tych informacji, które doskonale czytelnik zna.

Reszta powieści prezentuje się znośnie, choć całość należy do tych książek Higginsa, które niestety mają przewidywalną fabułę. Sporo trupów, konkretni wrogowie, spisek, miłość, śmierć, chęć odejścia z Biura – znamy miliony takich pozycji. „Testament Caspara Schultza” to rzecz raczej dla fanów samego Jacka Higgisa czy Paula Chavasse, niż dla fanów ogólnie i szeroko pojętej powieści przygodowo-sensacyjnej – ci ostatni będą zawiedzeni i rozczarowani, bo książka oferuje po prostu zbyt niewiele.

The Testament of Caspar Schultz, Wydawnictwo ART, 156 stron

Strona książki na LubimyCzytać.pl

wtorek, 8 maja 2012

Henning Mankell - "Niespokojny człowiek"


Pomiędzy “Zaporą” a “Niespokojnym człowiekiem” autor zrobił sobie jedenastoletnią przerwę. Podobno ostatnia książka z Kurtem Wallanderem jako główną postacią powstała tak późno dopiero na usilne prośby fanów. Także w życiu Wallandera minęło mnóstwo czasu, a od pamiętnej rozmowy z córką o jej przyszłości do teraźniejszej chwili minęły całe lata.

Właściwie “Niespokojny człowiek” mocno różni się od poprzednich powieści. Cała zagadka dotyczy bowiem bliskich policjanta, a sprawą zajmuje się w wolnych chwilach, nieoficjalnie. Z tym, że w oficjalnej pracy nie toczy żadnego równoległego śledztwa, niestety. Toczy przede wszystkim rozmowy z samym sobą na temat starości. I o tym w zasadzie jest powieść - o starości i próbach przygotowania się do niej. Mankell w typowy dla siebie sposób prezentuje ten smutny koniec każdego człowieka, także o śmiechu i radości można od razu zapomnieć.

Książka jest OK, jednak autor czasem za bardzo przeginał. Przecież znamy Wallandera, jako czytelnicy przeżyliśmy z nim osiem powieści i trzy zbiorki opowiadań - wiemy dobrze, jakim jest człowiekiem i jak wyglądało jego życie. Dlaczego zatem Mankell stosuje namiętnie rozwiązania w stylu “deus ex machina”, i nagle powołuje zupełnie nowe sytuacje i nowe postaci, które jakoby Kurt spotkał w życiu? Niegdyś? Strasznie irytujący sposób rozwiązywania pewnych problemów.

Poza tym powieść ma te same zalety i wady, co poprzednie. Opowieść bywa ciekawa, ale bywa i tak nachalnie hollywoodzka, że momentami żółć się zbiera. Za to ostatnie kilka zdań to pokaz czystej mankellowszczyzny z najlepszych lat, szacunek dla autora rośnie. Zero kompromisów.

Dla ścisłości dodam kilka słów o wydaniu elektronicznym: żenada, błąd pogania błąd, brak kropek, brak przecinków, brak rozróżnień wielkich i małych liter. Przypisy wrzucone byle jak, rozdziały zaniedbane. Mój gust estetyczny cierpiał katusze, książki tak przygotowane powinny kosztować mniej i ostrzegać o swojej brzydocie z daleka.

Den orolige mannen, W.A.B. 2010, wydanie elektroniczne: 410 stron

Strona książki na LubimyCzytać.pl