poniedziałek, 24 czerwca 2019

„Koniec dzieciństwa”, czy koniec wszystkiego? Pisze Arthur C. Clarke

Trochę nie chce się wierzyć, że Arthur C. Clarke napisał tę powieść w roku 1953. Bo na pierwszy rzut oka tego nie widać; powieść nie oferuje opisu gadżetów, które dziś moglibyśmy nazwać “retrofuturystycznymi”, nie prezentuje też żadnych postaw, które można by kojarzyć z tak odległymi czasami.

Oto nad największymi miastami świata pojawiły się statki obcych - trudno o lepszy początek książki. Błyskawicznie okazuje się, że opór nie ma sensu, nawet wystrzelona w kierunku jednego ze statków bomba nuklearna nie odnosi żadnego efektu (nawet nie niszczy samego miasta, “zupełnie przypadkowo” należącego do “potencjalnego wroga”). Nie, żeby opór był konieczny, raczej leży w ludzkiej naturze. Obcy błyskawicznie wskazują ONZ jako klasę przywódców, komunikując się bezpośrednio z sekretarzem generalnym. Krok po kroku, obserwując kolejne dni sekretarza przyzwyczajamy się do sytuacji, która dla części społeczeństwa jest niemalże spełnieniem marzeń. Oto bowiem na Ziemi nie mają już znaczenia poszczególne państwa. Nie ma wojen. Nie ma głodu, klęsk spowodowanych działalnością człowieka. Panuje powszechny dobrobyt, z tym, że nad głowami ludzie mają tajemniczych obcych. Potrzeba pokoleń, nim przybysze zdecydują się pokazać swoje oblicza, a książka skacze coraz to bardziej w przód.

Książka najbardziej spodoba się tym pesymistom (tudzież: realistom), którzy porzucili już nadzieję na świetlaną przyszłość gatunku ludzkiego. Autor pokazuje, że jedynym sposobem na zaprzestanie niszczenia wszystkiego wokół dla człowieka jest postawienie kogoś nad człowiekiem, kogoś na straży, kogoś wskazującego drogę i posiadającego odpowiednie narzędzia do wymuszenia posłuszeństwa.

Oczywiście jest to tylko część książki. Autor bowiem im bliżej końca tym bardziej wchodzi w rejony, które historię mi psuły. Choć początkowo wyraźnie podkreśla, że wiara w religie i mistycyzm powodowały głównie zło, wykorzystując ludzką głupotę i naiwność, ostatecznie tworzy z powieści o ludziach coś, co wcale nie jest łatwo zrozumieć. Jakby na przekór sobie, a może właśnie zgodnie z poprzednim tokiem rozumowania - nadzieją na przetrwanie tak niszczycielskiego gatunku jest ewolucja, być może pod czułym nadzorem wyższej cywilizacji.

Koniec może się podobać, nie musi - nieważne. Niezależnie od tego “Koniec dzieciństwa” skłania do myślenia, prowokuje do zastanowienia się nad pewnymi kwestiami dotyczącymi gatunku ludzkiego. I warto sobie przypomnieć, że już siedemdziesiąt lat temu ci mądrzejsi poruszali takie tematy. I że naprawdę musi się coś zmienić. A czasu coraz mniej.

Childhood's End
Rebis 2019

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz