poniedziałek, 13 maja 2013

Wilbur Smith - "Gdy poluje lew"

“Gdy poluje lew” to pierwsza powieść Wilbura Smitha, napisana w roku 1964. Książka okazała się takim sukcesem, że autor dołączył do tych szczęśliwców, którzy mogli rzucić pracę i rozpocząć pisanie na pełen etat. Sukcesowi nie sposób się dziwić, bowiem “Gdy poluje lew” porywa czytelnika od pierwszego zdania, a po ukończeniu pasjonującej lektury możliwa jest tylko jedna czynność: sięgnąć po powieść kolejną, “Odgłos gromu”. Zwłaszcza, że na dobrą sprawę debiut Wilbura Smitha nie ma zakończenia, można powieść uważać za tom pierwszy większej całości.

Akcja rozgrywa się pod koniec XIX wieku na terenach dzisiejszej Republiki Południowej Afryki. Wówczas teren ten był zupełnie inaczej podzielony politycznie, a sfery wpływów dzielili pomiędzy sobie po równo Brytyjczycy i potomkowie osadników holenderskich - Burowie. Co ciekawe, chwilami głośno było także o tubylcach, zawsze pomijanych, uważanych za istoty nieznaczące. Niecałe sto lat wcześniej Zulu Czaka dokonał zjednoczenia licznych plemion murzyńskich, a jego chwała w opowieściach trwa do dziś. Nim rozpoczęły się wojny burskie między białymi, bohaterowie książki musieli walczyć z uzbrojonymi w dzidy Zulusami.

Choć z początku wydaje się, że bohaterem powieści będzie cała rodzina Courteneyów, w rzeczywistości główną postacią jest Sean, jeden z synów. Początek książki to jego dzieciństwo, opisane wspaniale, bardzo realistycznie, już po chwili można zupełnie zapomnieć o świecie i poczuć się jak w Afryce, w stojącym powietrzu, stanowczo zbyt wysokiej temperaturze, gdzie życie choć bywa trudne, jest jednak wspaniałe, nawet mimo licznych chorób i zagrożeń w otoczeniu.

“Gdy poluje lew” to pokaz prawdziwego męstwa, jednak nie w rozumieniu: honor, uczciwość, ale: twardość, hardość, pewność siebie. Sean Courteney dzięki swojemu postępowaniu złamie niejedno serce, dokona czynów, których z pewnością powinien się wstydzić, ale także przyciągnie tłumy, które pójdą za nim. Urodzony, by dowodzić, naturalny lider, który potrafi podejmować błyskawiczne decyzje, ale także jest w stanie stracić głowę dla kobiety, czasem pozwala, by wściekłość zastąpiła mu zdrowy rozum, a nieraz mimo oczywistych przykrych konsekwencji i tak uprze się i postawi na swoim... bo tak. To prawdziwy mężczyzna, który idzie przez życie niczym lew, ale trzeba pamiętać, że gdy poluje lew, pojawi się niejeden szakal w oczekiwaniu na resztki z lwiej uczty. A szakale to złośliwe bestie.

Jest to bohater, który od razu zajmuje specjalne miejsce w sercu czytelnika. Dołącza do grona jego ulubionych literackich postaci, a także postaw jakie reprezentują. Nie ma w literaturze wspanialszych i bardziej autentycznych bohaterów od tych, którzy popełniają błędy. A przy tym Wilbur Smith dba o to, by historia była zajmująca i wcale nie taka oczywista, co często się przytrafia pisarzom, gdy próbują pisać o ludzkich błędach właśnie. Autor snuje opowieść tak, że stale doznajemy tego cudownego uczucia zaskoczenia, szczęka opada, spoza książki wydajemy z siebie okrzyki zdumienia, oburzenia, czasem nie da się powstrzymać śmiechu. Przy powieści “Gdy poluje lew” praktycznie wszyscy domownicy wiedzą, co czytamy, prędzej czy później każdy zapyta, co też robi na czytelniku tak ogromne wrażenie.

Przy tym powieść jest nie tylko historią człowieka, ale także historią Republiki Południowej Afryki. To właśnie wtedy, w tamtych czasach zostały postawione fundamenty tego państwa, kraju, który przez tyle lat trwał w polityce rasizmu. Jak to jest możliwe, że niewielka mniejszość białych kompletnie zawładnęła sporej wielkości krajem, podporządkowała sobie czarną ludność i rządziła tyle lat? “Gdy poluje lew” zaczyna odpowiadać na to pytanie, lecz widać, że odpowiedź będzie długa i wymagała od nas zapoznania się z większą ilością książek. Na całe szczęście powieść rozpoczyna sagę, która na tę chwilę liczy sobie trzynaście tomów. Na samą myśl o ich poznaniu ogarnia mnie radocha.

Dawno nie czytałem tak dobrej powieści, z tak świetną narracją, wspaniałymi bohaterami, a przy tym powieści poważnej. Chwilami całość kojarzyła mi się nieco z prozą Jeffreya Archera, jednak Wilbur Smith jest o tyle lepszy, że nie puszcza do czytelnika oka. Tu dramat jest jak najbardziej prawdziwy, napięcie wynika z opisu sytuacji, a nie zagrywek literackich, w końcu bohaterowie są niezwykle realistyczni, a nie papierowi z jasnym podziałem na postaci dobre i sprawiedliwe oraz złe i z natury głupie. I tylko zastanawiam się jak to jest możliwe, że znając to nazwisko od tak wielu lat dopiero teraz prozę Wilbura Smitha poznaję? Czemu nie sięgnąłem po jego książki wcześniej? Jak wielu jest takich Wilburów Smith przede mną? Kurde, mam nadzieję, że setki :-)

When The Lion Feeds
Albatros 2012

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz