piątek, 30 września 2011

Andrzej Pilipiuk "Czerwona gorączka"

Andrzej Pilipiuk od lat prowadzi swoją kampanię na rzecz pisarstwa. Pomaga radą tym, którzy chcą zaistnieć na rynku, często w felietonach porusza tematy dotyczące sposobu pisania i swoich metod pracy, zachęca do tworzenia dla młodszych czytelników, by zasiać w nich miłość do szeroko rozumianej fantastyki... i zapewnić sobie czytelników, a tym samym źródło utrzymania na kolejne lata. Autor ten znany jest także z podjęcia wyzwania, jakim było udowodnienie wszystkim, że w Polsce można wyżyć z pisarstwa. Tworzy jak szalony kolejne powieści, ba, wręcz całe cykle, opowiadania o Jakubie W., opowiadania bez Jakuba W... Ma swoją metodę na pracę, tym lepiej dla niego. Czasem jednak odnoszę wrażenie, że gdyby autor pisał bardziej dla samego tworzenia, a nie także z myślą o zarobku, jego zbiory opowiadań byłby jednymi z najlepszych w kraju. Mógłby wtedy skupić się na naprawdę ciekawych rzeczach, szlifować opowiadania tak, by osiągnęły kolejny poziom. Jednakże jeśli ktoś siada do komputera (kartki zeszytu, maszyny do pisania) jak w kieracie, równo kilka godzin dziennie i tworzy, trudno oczekiwać, by dzieła były na wyrównanym poziomie. Można było to zauważyć już w przypadku zbioru “2586 kroków”, można także w “Czerwonej gorączce”.

Opowiadania tu zawarte są bardzo nierówne - niektóre nadają się do nagradzania za pomysł, jakość wykonania, puentę, nawet wizję. Inne z kolei według mnie są klasycznymi zapchajdziurami, które szkoda widzieć na papierze w książce, może nadawały by się do czasopisma, ale upychając je w zbiorku książka jako całość znacznie traci na wartości.

Chociażby tytułowa “Czerwona gorączka”. Jeśli ktoś się spodziewał, że opowiadanie, w którym bohaterem jest Paweł Skórzewski, znany z liczenia kroków lekarz, musi być doskonałe - dowie się, że wcale nie musi. Ba, wręcz może być kiepskie. “Czerwona gorączka” to dokładnie ta sama fabuła, co oryginalne “2586 kroków”, z tym, że autor wymyślając chorobę jednocześnie wyraził (znowu) dobitnie swoje poglądy (to jest już nudne) i wyszedł potworek. Tak samo “Grucha” - tekst, który pewnie zachwyci wszystkich gimnazjalistów, kto wie, czy nie stanie się wręcz ich “mokrym snem” - że sobie pozwolę na odrobinę wulgarności. Jak dla mnie tragedia. Podobnie “Operacja: szynka” i “Piórko w żywopłocie” - to nie jest ten Andrzej Pilipiuk, który potrafił zaczarować czytelnika “Samolotem do dalekiego kraju” czy “Marsem 1899”.

Są tu także teksty średnie (“Błękitny trąd”) i takie, gdzia autor kopiuje samego siebie (“Samolot Von Ribbentropa”). Pierwsze to typowe fantasy, o którym czytelnik zapomni natychmiast po zakończeniu lektury, drugie spodoba się miłośnikom starszej “Atomowej ruletki”.

Na szczęście oryginalny, nie do podrobienia Andrzej Pilipiuk jest obecny w pozostałych opowiadaniach. Dowcipnie wypada “Silnik z Łomży” i “Gdzie diabeł mówi dobranoc”, w specyficzny dla autora sposób prezentują ciekawe postaci lub miejsca, zaskakując przyjemną puentą. Zwłaszcza w przypadku “Gdzie diabeł...” - wyzwala zdrowy śmiech. “Zeppelin L-59/2” kolejny raz udowadnia ilość trudu, jaki autor sobie zadaje przy tworzeniu, poznając dokładnie, a potem przyjemnie i bez zbytecznych słów prezentując ciekawe wynalazki, do jakich z pewnością można zaliczyć niemiecki sterowiec. Szkoda, że reszta fabuły jest przeciętna...

W końcu dochodzimy do dwóch najlepszych według mnie tekstów w zbiorku. “Po drugiej stronie” pokazuje inną twarz autora, w której pisarz wykorzystuje fantastyczny rekwizyt tylko jako środek do osiągnięcia celu - zbudowania całkiem konkretnego klimatu. Opowiadanie spokojnie można zaliczyć do gatunku grozy, i osobiście życzyłbym sobie więcej takich tekstów. I na końcu “Wujaszek Igor”, czyli doskonałe opowiadanie, w którym znajdziemy i fantastykę, i grozę, a autor ukazując (znowu) brud komunizmu i mentalności człowieka socjalistycznego zahaczy też o czasy przedwojenne i samego Marszałka, jednakże malując go nieco bardziej realnie, niż w dzisiejszych czasach się przyzwyczailiśmy. Szacuneczek.

Tak sobie myślę, że z połowy zbioru “2586 kroków” i połowy “Czerwonej gorączki” można by zbudować naprawdę dobrą pozycję, której ocena byłaby o wiele wyższa. Ma autor talent, ale często korzysta też po prostu z samego rzemiosła. Jest dobrze, ale tylko dobrze, mam wrażenie, że mogło by być o wiele, wiele lepiej.

Czerwona gorączka, Fabryka Słów 2007, 432 strony

Strona książki na Fantasta.pl
Strona książki na LubimyCzytac.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz