środa, 12 czerwca 2024

Jennifer Blood: First Blood & Jennifer Blood: Born Again

Zachwycony pięciotomową opowieścią o Jennifer Blood z radością stwierdziłem, że w paczce komiksów od Dynamite Entertainment, którą nabyłem są jeszcze dwie dodatkowe części. Na pierwszy ogień poszedł prequel, czyli historia rozgrywająca się przed rozpoczęciem epizodu pierwszego głównej historii, zatytułowany niczym słynna książka o Rambo: „Pierwsza krew”.

Całość utrzymana jest w klimacie znanym z oryginału. Natomiast choć dzieje się przed główną fabułą, Autorzy zadbali o to, by prawdziwą radość z lektury odczuwać czytając ten komiks jednak dopiero po zaliczeniu kompletu komiksów o Jennifer Blood. Znajdziemy tu liczne wstawki i smaczki, które bez znajomości głównej serii przegapimy, bowiem my wiemy o czym tak naprawdę jest komiks i gdzie Jennifer doszła ze swoją zemstą. A skoro wiemy, to zasługujemy na nagrodę, którą są właśnie pewne drobnostki, wstawki, wywołujące uśmiech zrozumienia u czytelnika, bowiem dzielimy pewną tajemnicę. Jennifer jeszcze nie wie, ale my i owszem, znamy jej przyszłą drogę.

Zatem polecam dopiero po lekturze podstawy, a na dodatkową zachętę dodam, że w tym komiksie dowiemy się również skąd się wziął pseudonim Jennifer Blood, bo jak się okazało, bohaterka sobie go sama nie wymyśliła.

No i tak dobrze szło, aż… no, nic nie może wiecznie trwać. Zarówno cykl główny, jak i dopisany potem prequel historii o Jennifer Blood były na niezłym poziomie, natomiast ciąg dalszy losów bohaterki w takiej formie jest co najmniej zbyteczny. Komiks niestety nie ma zupełnie nic do zaoferowania, poza typową historią sensacyjną, która całkowicie marnotrawi osiągnięcia oryginalnego cyklu. To jest jak trzecia część Mad Maksa, jak czwarta Zabójcza Broń, jak trzecia część Obcego. Napisane dla kasy. Strata czasu. Odradzam.

wtorek, 4 czerwca 2024

Garth Ennis, Al Ewing i inni - Jennifer Blood vol. 1 - 5

Kiedy zdarzało mi się czytać komiksy z cyklu „Punisher”, skala ofiar bohatera, jego rozmach zawsze powodowały, że zastanawiałem się ilu nowych „punisherów” powstanie. W sensie: Frank Castle się mści, ale przecież każda jego ofiara to człowiek, syn/córka, być może ojciec/matka, z każdą śmiercią gwałtownie zwiększa się ilość ludzi skrzywdzonych przez kolejny zgon. Oprychy to przecież też ludzie, z rodzinami, prawda?

I tu właśnie gwałtownie w moje życie weszli Garth Ennis i Al Ewing, prezentując mi dotychczas zupełnie nieznaną bohaterkę: Jennifer Blood. Początkowo wygląda niczym Frank Castle właśnie, bowiem jako przykładna żona i matka ze słynnych amerykańskich przedmieść (domek z płotkiem, sąsiedzi, wspólnota) nocami, po zaaplikowaniu rodzinie valium na zdrowy, spokojny sen udaje się w przebraniu w miasto, dokonując zemsty na ludziach odpowiedzialnych za śmierć jej rodziców.

Początkowo seria wygląda właśnie jak „Punisher” w wersji z atrakcyjną kobietą w roli głównej. A potem, niespodziewanie dla czytelnika, zmienia się w coś o wiele, wiele większego, napisanego z takim rozmachem, że szczęki do teraz szukam na podłodze. Otóż właśnie tu Autorzy postanowili odpowiedzieć na moje pytanie. Ponadto: jak ktoś tak skuteczny ma po prostu przestać wykonywać te „dodatkowe czynności”? Zemsta została dokonana, a teraz co? Sprzedajemy broń i przebrania na portalu aukcyjnym i zaczynamy żyć tak, jak do tej pory jedynie udawaliśmy?

Droga Jennifer jest usłana trupami. I dokładnie tak, jak kiedyś się zastanawiałem: wśród nich znajdują się ludzie, którzy wiele znaczyli dla innych ludzi. Pogrążeni w rozpaczy, pożerani przez gniew i pragnienie zemsty rodzice, najbliżsi - pragną krwi Jennifer Blood o wiele bardziej i mocniej, niż policja. Ale i ta organizacja w końcu się interesuje mścicielką, gdy okazuje się, że wśród ofiar wcale nie znajdują się jedynie obmierzli kryminaliści, potwory w ludzkiej skórze.

To jest cykl, który ponoć miał być lżejszy, w pierwszych tomach Ennis coś tam opowiada, że chciał tu odpocząć od innych swoich kreacji, które zawsze wędrowały w kierunkach mrocznych, przykrych, smutnych - słowem: życiowych. Co chciał to jedno, ale co otrzymaliśmy? Otóż właśnie bardzo mocno depresyjną, brutalną historię, która wzięła popularny motyw z komiksu i spróbowała alternatywnych rozwiązań. Zamiast skupiać się na rosnącej liczbie trupów i coraz ciekawszych gadżetach, tu na warsztat wzięto psychikę postaci. Kim jest ktoś, kto oddaje się zemście? Czy można się takim stać pod wpływem wydarzeń, środowiska, temperamentu, osobowości, wychowania? A co, jeśli mrok tkwił w człowieku już wcześniej? A co, jeśli nigdy się nie dowiemy? Wszyscy się czasem oszukujemy, budujemy wokół siebie świat z naszego wyobrażenia, ślepi na rzeczywistość, nie dostrzegając nie tylko wad u najbliższych, ale często usuwając w cień podświadomości i nasze przywary. Autorzy komiksu sięgnęli do wnętrza umysłu stworzonej przez siebie postaci, i w tej historii dla dorosłych pełnej akcji, owszem, jednak według mnie powiedzieli naprawdę dużo o człowieku, jakim jest, jak długo trwa proces docierania do prawdy o samym sobie i przyjmowania do wiadomości okropnej, przerażającej rzeczywistości, jaką człowiek wokół siebie stworzył. A czasu się nie da cofnąć. Fascynująca lektura.

poniedziałek, 3 czerwca 2024

Garth Ennis, Steve Dillon - "Kaznodzieja"

Cykl „Kaznodzieja” to porywająca lektura. Jest tak wiele aspektów, o których można tu powiedzieć, że doprawdy trudno znaleźć miejsce startu. No ale weźmy, niech będzie: Kaznodzieja jest opowieścią typu „love story”. Albo nie: Kaznodzieja jest historią o przyjaźni między mężczyznami. Inaczej: Kaznodzieja jest przypowieścią o świecie z gruntu niesprawiedliwym, bowiem rządzonym przez ludzi, których stworzył Bóg - a potem zostawił ich samych sobie, w swoim pragnieniu umiłowania pozwolił, by doszli do tej miłości samodzielnie, bez nacisku. I jest również Kaznodzieja historią świata z lat 90., w którym już tylko najbardziej naiwni - oraz ci niespecjalnie inteligentni - wierzą, że istnieje coś takiego jak „amerykański sen”, czyli świat, w którym uczciwą pracą się ludzie bogacą.

Garth Ennis w Kaznodziei pomieszał to, co kocham w filmie „Prawdziwy romans”, z tym, co uwielbiam w filmie „Dogma”, a całość umieścił w brutalnym (okropnie brutalnym) świecie, którego dramatyzm wskakuje na najwyższe możliwe tony. Jednocześnie przyjemnie czyta się o prawdziwej, męskiej przyjaźni Jessego z Cassidym, podobnie w zaangażowany sposób patrzymy na związek Jessego z Tulip, niejednokrotnie trzaśniemy się w czoło patrząc, jak coś tak pięknego jak miłość jest aż tak trudne; jak złączenie dwóch osobowości, które niewątpliwie pragną się wzajemnie, jest usłane takimi wilczymi dołami. Samo życie.

Jest i Bóg i aniołowie, dosłownie, jako postaci faktycznie istniejące. Dla niektórych i dziś może to być obrazoburcze (a co dopiero w połowie lat 90.!), ale myślę, że jednak dla większości będzie to już lektura jak najbardziej zdatna. Organizacja, z którą przychodzi się mierzyć naszemu Kaznodziei jest jednoznacznie kojarzona z licznymi religijnymi organizacjami naszego świata, a mocne przerysowanie faktów nie tylko nie utrudnia, ale wręcz ułatwia spojrzenie na religijne instytucje z boku, krytycznie, bez poczucia zagrożenia czy wykonywania czynu grzesznego.

Jest tak wiele stron, z których można na cykl spoglądać - tak ogromne wrażenie robi. Garth Ennis i Steve Dillon stworzyli serię, która jak mało która w amerykańskim komiksie zawiera początek, rozwinięcie i koniec, nie jest przeciągnięta o ani jeden epizod, a całość zwyczajnie zwala z nóg. Szczególnie, że mam wrażenie, że my u nas dopiero stosunkowo od niedawna mamy taki świat, jaki przed trzydziestu łaty pokazywał Ennis w USA: gadające głowy w telewizji, które doprawdy nie mają nic do powiedzenia, najgorsze męty z tytułami ministrów, każda, nawet największa głupota, która im się opłaca objawiana niczym słowo boże i jedyne możliwe działania, inaczej no po prostu będzie “finis poloniae”. I te pozwy, wykorzystywanie ludzi utalentowanych przez cwaniaków, którzy krążą jak sępy wokół faktycznie posiadających talent przedstawicieli naszego gatunku, wieczne kłamstwa, życie na koszt buraków-podatników, łamanie z dnia na dzień obietnic bez najmniejszego wstydu - oto, co pokazuje Ennis w tle tej pasjonującej historii. Ale tylko dla dorosłych, ostrzegam. Moim zdaniem jest to dzieło wybitne, które po prostu trzeba posiadać na regale na honorowym miejscu.