piątek, 5 kwietnia 2013

Paolo Bacigalupi - "Zatopione Miasta"

O tym autorze o trudnym do przeczytania nazwisku usłyszałem po raz pierwszy przy okazji jego debiutu powieściowego. “Nakręcana dziewczyna” dostała wszystkie trzy najważniejsze dla fantastyki nagrody: Nebulę, Hugo, Locus plus kilka innych. Po “Zatopionych Miastach” spodziewałem się więc jakiejś niezwykłej historii, czegoś bardziej skomplikowanego od setek typowo rozrywkowych powieści fantasy. I zawiodłem się, bowiem powieść jest właśnie kolejną z tych setek.

Rzecz dzieje się gdzieś w przyszłości, w klimatach postapokaliptycznych. Wiemy na pewno, że jesteśmy na Ziemi, jednak owa Ziemia wygląda już nieco inaczej. W dość trudnych warunkach, świecie opanowanym przez różne wzajemnie zwalczające się frakcje poznajemy bohaterów. Przede wszystkim jest to dziewczyna o imieniu Mahlia, okaleczona, pozbawiona ręki. Dalej mamy jej towarzysza, chłopaka o imieniu Mouse. Z innej strony pojawia się Tool, chyba najfajniejsza, najciekawsza postać w powieści, czyli półczłowiek, zlepek różnych istot, efekt prawdopodobnie manipulacji genetycznych - istota o wiele silniejsza od człowieka, niesamowicie wytrzymała, ze zdolnością błyskawicznej regeneracji ran, dodatkowo świetny taktyk i strateg... jednak warunkowany na służenie wybranej osobie niczym pies. Poza tą trójką spotykamy także pluton wyrzutków, pseudo-żołnierzy jednej z frakcji, których pościg za Toolem zamienia się w pogrom.

Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jest to powieść skierowana przede wszystkim dla nieco młodszych czytelników. Konkretnie takich, którzy zachwycali się chociażby książką “Przegląd Końca Świata: Feed” Miry Grant, może “Igrzyskami śmierci” Suzanne Collins czy nawet “Przejściem” Justina Cronina. Przyznam, że “Zatopione Miasta” nie są aż tak wypełnione akcją, jak wyżej wymienione pozycje, sporo miejsca jest tu poświęconego na różne rozważania, przemyślenia... ale jednak i tak trudno uciec przed konstatacją, że to jednak akcja rządzi. Konkretnie Tool.

Poza tym wyraźnym ukłonem w stronę młodszych czytelników jest sposób prezentacji świata. Jest to sposób bardzo prosty, chyba nawet odważę się napisać: ubogi. Właściwie zupełnie nie wiadomo co się na Ziemi stało, skąd się to wszystko wzięło, można się jedynie domyślać. Czytelnik jest wrzucony w nowe (nowe? chyba jednak nie tak nowe, postapokalipsa ostatnimi czasy ma się świetnie) środowisko i musi sobie radzić sam. Niewielka ilość informacji o świecie w tym bardzo pomaga, można się zanurzyć w samej historii. Jednak ja chciałbym wiedzieć więcej o Zatopionych Miastach, o tym skąd się wzięły, kto wywołał globalny konflikt, jak się ten konflikt skończył, co z dawnej Ziemi pozostało... a tu zero, nawet najmniejszej wzmianki na temat konkretów.

Książka jest niedługa i mało wymagająca. Wystarczy jedno popołudnie by poznać historię do końca, i będzie to proces przyjemny, choć uczciwość każe mi przyznać, że im dalej byłem z lekturą, tym prostsze do przewidzenia stawały się kolejne zwroty fabularne. Krótko mówiąc: da się przeczytać, choć fajerwerków brak. Film za to byłby pewnie kasowym hitem :-)

The Drowned Cities
Wydawnictwo Literackie 2012

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz