sobota, 12 listopada 2011

Andrzej Tuchorski "Rezydent wieży, księga II"

Po zapoznaniu się z pierwszymi stronami drugiej księgi przygód maga Klavresa i jego znajomych byłem pewien, że pisanie opinii będzie zbędne, że wystarczy ograniczyć się do stwierdzenia, że drugi tom jest równie udany i sympatyczny, jak poprzedni. I pierwsze dwa (z pięciu) opowiadania właśnie takie są. Klavres wciąż w bardzo nietypowy dla fantasy sposób zajmuje się swoimi sprawami, raczej zleca misje, niż bierze w nich udział, dalej nie potrafi znaleźć wspólnego języka z Vereną, czując chyba jednak więcej sympatii do magii i eksperymentowania, niż do uroczej uzdrowicielki obdarzonej sporym temperamentem. Dookoła mamy wciąż ten sam, rozsądny (zbyt rozsądny jak na fantasy, przez co ciekawy) świat, gdzie raz na jakiś czas trafia się samozwańczy Pan Mroku czy Władca Ciemności, a Klavres wciąż próbuje sprzedać różnym poszukiwaczom przygód własnoręcznie zrobione magiczne przedmioty, których jednak nie potrafi dobrze nazwać, z marketingowego punktu widzenia. Kto chciałby walczyć Różowym Niszczycielem...?

Niestety po drugim opowiadaniu pojawia się zgrzyt. Najpierw delikatny, lecz gdy dotrzemy do tekstu czwartego i piątego (będących w sumie kompletem, całością) skaza robi się coraz większa, aż w końcu całkiem przysłania ogólny obraz książki. Jak się bowiem okazuje, autor w tych opowiadaniach przeszedł na znacznie bardziej klasyczną fantasy, wręcz do bólu standardową, gdzie Klavres osobiście bierze udział w wyprawach i zadaniach, tworzy się wręcz drużyna, mająca do wykonania konkretne zadanie.

Pewnie, że dalej można to czytać z przyjemnością - o ile czytelnik nie ma serdecznie dość takich rozwiązań fabularnych. Autor co prawda stara się urozmaicić teksty a to nietypowym stylem pisania, gdzie wpierw poznajmy skutki wyprawy, a potem dopiero przyczyny, to znowu wtrąca do historii postaci znane z wcześniejszych tekstów, nagradzając tych czytelników, którzy przeczytali tom pierwszy i zapamiętali co ważniejszych bohaterów drugoplanowych. Niestety jednak dla mnie taki sposób pisania okazał się nużący, autor sprowadził swoich bohaterów do poziomu, który oferuje 97% powieści fantasy, zabrakło “tego czegoś”, co tak sympatycznie wyróżniało Klavresa i jego ziomków w tomie pierwszym. Trzy ostatnie opowiadania nie różnią się niczym od milionów innych, a że owe trzy teksty to ponad połowa książki, ocena gwałtownie spada, co mówię ze szczerym żalem, bo tom pierwszy był naprawdę udany i zwyczajnie szkoda, że jego potencjał został tak zmarnowany.

Rezydent wieży, księga II. Prószyński i S-ka 2011, 288 stron

Strona książki na Fantasta.pl
Strona książki na LubimyCzytac.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz