sobota, 29 września 2012

Marcin Przybyłek - "Gamedec. Czas silnych istot"


Strasznie długą drogę przeszedł Torkil Aymore, od Gamedeka na Ziemi, w Warsaw City, do Rana w Imperium, złożonym z dwudziestu pięciu planet. Podobną drogę przeszedł Autor, którego pierwsze opowiadania o Gamedeku po prostu zwalały z nóg, a kolejne wynalazki, jakie kreował na potrzeby opowieści były tak logiczne i doskonałe, że aż chciało się je mieć. Nigdy nie zapomnę tego szoku, gdy Pisarz zdecydował się ożywić program towarzyski, nadając sztucznie wykreowanej kobiecie osobowość, jednoznacznie w ten sposób pokazując swoją życiową filozofię, znajdującą we mnie wiernego fana. Z czasem jednak wynalazki zeszły na drugi plan, a z cuberpunka zrobiło się nieco bardziej klasycznie pojmowane science fiction. Torkil urósł (nawet dosłownie), stał się osobą publiczną, nieraz dokonujacą typowego "save the day", wreszcie jako jeden z pierwszych w Imperium dokonał podzielenia swojej osobowości na kilka sztuk... Lektura oczywiście zmieniła się mocno, lecz świat stworzony przez Marcina Przybyłka i tak świetnie się broni, ponadto wszystkim tym, którzy jednak woleli czasy cyberpunka Autor czasem rzuca kość, dzięki której i tak jesteśmy zadowoleni - na przykład wraca do znanych nam bohaterów, kontynuując ich wątki.

Tak naprawdę już pierwsza powieść "Sprzedawcy lokomotyw" odeszła od schematu znanego z opowiadań. "Zabaweczki" to był już odlot totalny (dosłownie: odlot z Ziemi na Gaję i co z tego  wynikło), i jak szybko się okazuje, "Czas silnych istot" kontynuuje styl "Zabaweczek", mamy do czynienia wręcz ze space operą, pełną akcji, w której jednak nie zabrakło tak typowych dla Autora rozważań na tematy prawie-metafizyczne, które tak lubię w Jego wykonaniu.

Głównym motywem powieści jest pragnienie odzyskania Ziemi, tak smutno utraconej w "Sprzedawcach lokomotyw". Zbliża się okrągła, setna rocznica istnienia WayEmpire, z tej okazji poczynione zostały kroki mające na celu walkę z Thirami i zajęcie naszej ojczystej planety. Całość działań oglądamy głównie oczami Torkila, a raczej Torkilów, bowiem podobnie jak w "Zabaweczkach" jest ich kilku.

Zaryzykuję stwierdzenie, że książka szczególnie spodoba się wielbicielom japońskiego komiksu. Autorowi już nie wystarczył fakt dzielenia osobowości, kreacji demonów i anielic u prawie każdego Rana, dodatkowo wsadził wszystkich bohaterów w gigantyczne zbroje, ogromne nieraz nawet na kilkaset metrów, po czym poświęcił sporą część obu tomów na opisywanie walk tych potworów. Strasznie mi się to skojarzyło z mangą, jakby rozmiar miał znaczenie... heh. Dobra, mnie te momenty dość wynudziły, przyznaję. Jednak Autor uraczył mnie wspaniale w innych miejscach; opisach chociażby życia w przyszłości. Kilka partnerek, wiele potomków, wszystko uregulowane, zgodne, logiczne - to mi się podoba. Wymiana pamięci w celu szybkiego rozstrzygnięcia przyczyny niepokoju, kłótni? Genialny pomysł. No i filozofia zaprezentowana przez znanego skądinąd Sergio Lamę - pokaz wspaniałego, otwartego myślenia, które miesza z błotem ustalony porządek rzeczy, dokonując w głowie czytelnika prawdziwego spustoszenia. Sam eksperyment Lamy, tak zwana Arka, to także rzecz, która z nóg niejednego zwali...

Wszystko to jednak przykrywa akcja, walka, dzikie okrzyki, demony i anielice, które to elementy, niestety, kojarzą mi się z kreskówką, nie ze science fiction. Stąd też, mimo kilku naprawdę dobrych momentów, oceniam nowego Gamedeka jako rzecz zaledwie dobrą. Bowiem z przykrością muszę stwierdzić, że choć "ochy" i "achy" jak najbardziej się zdarzały, to jednak uczucie znużenia a nawet rozczarowania trafiało się częściej. Widać ja jednak zatrzymałem się w czasach "Granicy rzeczywistości", gdzie było tak wiele wspaniałości i ciekawostek. Bo każda kolejna książka o Torkilu podoba mi się mniej, choć na szczęście wciąż bawi. Ale z nóg nie zwala, jak te pierwsze opowiadania...

Gamedec. Czas silnych istot
Marcin Przybyłek
Fabryka Słów 2012
wydanie elektroniczne: tom 1 - 360 stron, tom 2 - 350 stron

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz