poniedziałek, 3 czerwca 2013

Wilbur Smith - "Prawo miecza"

Czyn, którego dopuściła się Centaine w związku ze swoim drugim dzieckiem spowodował, że zamiast tym bardziej oczekiwać na dalszy ciąg miałem kłopoty z utrzymaniem uwagi przy lekturze “Prawa miecza”. Nie kupuję tego, nie jestem w stanie przyjąć do wiadomości takiego rozwiązania swoich spraw, jakie zastosowała młoda Francuzka. I to jest pierwszy powód, przez który lektura powieści trwała bardzo długo.

Drugim powodem jest coś znacznie gorszego: fabuła tej książki jest tak kompletnie przewidywalna, że chyba mogła by wygrać jakiś konkurs na najmniej zaskakującą powieść. Zarówno losy Lothara i Manfreda, jak i Centaine z Shasą są tak oczywiste jak słynny mem z Nicholasem Cagem. Przebrnięcie przez tak wiele stron chwilami jest wręcz mordęgą.

Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Wilbur Smith poszedł na łatwiznę. Ciekawe postaci, które strach zmarnować na zmarnowanie właśnie idą (Lothar), Centaine w swoich czynach wydaje mi się mało autentyczna, z kolei młode pokolenie, Manfred i Shasa, mimo że świetnie przedstawione to jednak popełniają te same błędy i doświadczają takich samych nauczek od życia jak milion innych młodych bohaterów przed nimi. Uważam, że pisarza, który stworzył genialną postać Seana Courteneya stać na więcej.

“Prawo miecza” nie zaoferowało mi dobrych postaci, ani ciekawej fabuły. Najśmieszniejsze jednak jest to, że mimo to powieść odcisnęła mocne piętno. To już nie pierwszy raz, “Brama Chaki” też chwilami była monotonna, lecz nadrobiła to genialną końcówką. Podobnie “Prawo miecza”: obserwacja tła społeczno-politycznego daje ogromną radość, wyraźnie widać skąd wziął się apartheid. Wędrówka Shasy i Manfreda do Niemiec na olimpiadę, spojrzenie na Burów tak chętnie wpatrujących się w Hitlera oraz ostateczne zdobycie władzy przez narodowców - wspaniale przedstawione. I wreszcie końcówka książki - Centaine i Manfred, czyli Wilburowi Smithowi udało się mnie zaskoczyć po raz pierwszy podczas lektury tej pozycji. A zaskoczenie było tak istotne, że mimo planów sięgnięcia po dzieło innego pisarza i tak prawie natychmiast po zakończeniu “Prawa miecza” rzuciłem się na “Płomienie gniewu”.

Power of the Sword
Amber 1993

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz