piątek, 18 listopada 2011

Larry Niven "Pierścień"

Zaliczany do ścisłego kanonu science fiction “Pierścień” Larry’ego Nivena prędzej czy później trafi na półkę każdego, kto lubi ten gatunek. Nie mam najmniejszych wątpliwości - jest to książka, która obok "Kawalerii kosmosu", "Diuny", "Władców marionetek", "Fundacji", "Odysei kosmicznej 2001" czy "Wiecznej wojny" tworzy silną grupę pozycji, bez których fantastyka naukowa byłaby znacznie uboższa.
Otwierając bardzo fajnie wydaną przez Solaris książkę spodziewałem się twardej science fiction, czując lekką obawę przed lekturą, która wpierw zdobyła wszystkie najważniejsze dla fantastyki nagrody, a ponadto od czterdziestu jeden lat otrzymuje same pozytywne recenzje.

Okazało się jednak, że “Pierścień” wcale nie jest lekturą trudną. Wydaje mi się, że wszelkie zaprezentowane tu przez autora pomysły są nawet o wiele łatwiej i przystępniej wyjaśnione, niż zdarza się to zazwyczaj. A pomysłów jest wiele, jeszcze zanim dotrzemy do samego Pierścienia zostaniemy zarzuceni ciekawymi rozwiązaniami, jakie Niven sobie wyobraził w przyszłości naszego gatunku.

Książka sporo mówi o przeludnieniu, i to nie tylko na samej Ziemi i u gatunku ludzkiego. Podobne problemy mają też inne rasy tu pokazane. Gdy powieść powstawała był to chyba jeden z ważniejszych dla nauki tematów, stąd takie podejście autora. Opis codziennego życia ludzi został wielokrotnie powtórzony w różnych filmach i serialach, ruchome chodniki, portale teleportacyjne, kontrola urodzin, nagradzanie lub karanie możliwością (lub jej brakiem) posiadania dzieci... Dziś to wszystko znamy, jednak na tym etapie historii autor bez problemu utrzymuje uwagę czytelnika. Wydaje mi się, że dzieje się tak głównie dzięki systemowi, w jakim cała opowieść została utrzymana. Przypomina ona po prostu powieść przygodową, w której pojawia się pewien cel, w związku z czym musi się utworzyć także drużyna śmiałków, do zbadania tego celu. Także wszystko, co poznamy na temat niebywale długiego życia ludzi, technologii, jaka jest w ich posiadaniu, historii, która doprowadziła do tego, czy ludzie są jedną z najbardziej pokojowo nastawionych ras(!?) jest w tle opowieści właściwej, a jest nią wyprawa w nieznane. Dosłownie.

Autor zadbał o to, by rasy obcych były interesujące. Kzinowie z ich osobliwym poczuciem honoru, lalkarze, których mimo wielokrotnego przeczytania opisu wciąż nie potrafię sobie wyobrazić oraz technologie, jakimi dysponują wypełniają powieść od początku do końca, dbając o czytelnika, nie narzucając zbyt wiele nowości na raz, ale stopniowo ukazując wizję autora. W końcu jednak dochodzimy do Pierścienia, który jest pomysłem tak genialnym, że spokojnie można zamknąć książkę i długie chwile sobie go wyobrażać, czując autentyczny respekt przed Budowniczymi tego cudu oraz przed samą ideą, wręcz monumentalną.

Nie mniej ciekawą kwestią od samego Pierścienia jest historia, powody, które doprowadziły do aktualnie istniejącej sytuacji między rasami. I znowu: autor krok po kroku podaje kolejne informacje, które składają się razem na wizję w pewien sposób mogącą zwalić czytelnika z nóg. Próby “wymuszenia” pojawienia się szczęścia u niektórych osobników jako cechy dla nich charakterystycznej może i nieco naiwnie są wytłumaczone, ale efekt...! Znowu chce się zamknąć książkę i po zastanowieniu się nad efektem autentycznego posiadania “wymuszonego” szczęścia czytelnik może dojść do wniosków przerażających. Spotkałem się z opiniami, że ten temat jest najsłabszym elementem historii, ale według mnie jest jednym z mocniejszych, naprawdę daje kopa. Poza tym akcja jest cały czas utrzymana w formie wielkiej przygody. Począwszy od przygotowań do lotu, gromadzenia członków załogi, samej wyprawy oraz wreszcie badania Pierścienia - całość składa się z dziesiątek krótkich, szybkich wydarzeń pełnych akcji, podczas których można się zżyć z bohaterami.

Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że czegoś tu brakuje. Po tak słynnym tytule chyba jednak oczekiwałem jeszcze więcej, niż dostałem. Może było tu jednak zbyt wiele akcji i przygód? W pewnych chwilach bywało one lekko męczące, chciałem zobaczyć rozwiązania i wyjaśnienia, a znowu czytałem o kolejnych problemach, na jakie załoga (a może nawet: drużyna... Pierścienia?) trafiała. Samo zakończenie też jest zupełnie inne od tego, na jakie byłem nastawiony, z pewnością w pewien sposób zaspokaja głód, ale trudno nazwać je sycącym. No, ale jak dobrze wiadomo, książka rozrosła się w cały cykl, doczekała się też swojego prequela, przypuszczam zatem, że autor zdąży jeszcze wiele wyjaśnić w pozostałych tomach serii.

Ringworld, Solaris 2010, 386 stron

Strona książki na Fantasta.pl
Strona książki na LubimyCzytac.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz