wtorek, 18 grudnia 2012

Robert Graves - "Król Jezus"

Przyznaję się bez bicia, że chciałem spróbować nieco owej kontrowersyjności, którą z reguły reklamuje się książkę Roberta Gravesa “Król Jezus”. Inne spojrzenie na żywot człowieka, który dla wielu stał się bogiem, przyczyną powstania kolejnego odłamu religijnego, z czasem jednego z największych na świecie. Nie tyle zestaw prawd objawionych, co rozpisany na potężną liczbę bohaterów związek przyczynowo-skutkowy. Zupełnie inne podejście do kwestii pochodzenia, podobnie przekonań, przy czym, co ciekawe, wcale nie tak różne podejście do boskości.

Wrażenie robi przede wszystkim ogrom tego, co Robert Graves przedstawia - a pokazuje nam bardzo dokładny opis tamtych czasów, które dla Izraelitów były końcem kolejnego tysiąca lat, a dla chrześcijan stały się początkiem nowej ery. Nie jest to jednak opis, jakiego się spodziewałem - bowiem sama książka jest bardzo nietypową powieścią historyczną. Brakuje tu obojętnego narratora, a całość jest zapisem niejakiego Agabusa Dekapolitańczyka, tworzonym w roku 93, czyli kilka pokoleń po śmierci Jezusa. Taki sposób pokazania wydarzeń jest z jednej strony bardzo ciekawy, bowiem autorowi (a także tłumaczowi) udało się wniknąć wgłąb postaci ze starożytności i z przekonaniem o słuszności własnej wiedzy pokazać nam dziesiątki szczegółów składających się na tamte czasy, szczegółów jak najbardziej związanych z Izrealitami, Rzymianami, religiami, ich pochodzeniu, ich genezie, ich właściwościach i wzajemnie przenikających się motywach. Z drugiej jednak strony właśnie owa siła wiary w wiedzę narratora powoduje, że czytelnik nie może ani na chwilę dać porwać się lekturze - należy skrupulatnie skupiać się na zapisie, ważyć każde słowo, by nie zgubić się w gąszczu postaci, przepisów, zwyczajów, które dla ogromnej większości czytelników będą czymś zupełnie nowym - bo niezgodnym z tym, co pamiętamy z lektury Biblii.

I jak się okazuje, w zasadzie właśnie o owych zwyczajach jest “Król Jezus”. Autor pokazuje nam tak wiele odmiennych dróg, którymi Jezus doszedł do miejsca, z którego Go znamy, że bardzo szybko zaczyna pojawiać się pytanie: skąd Robert Graves wziął to, o czym pisze? Ile w powieści jest właśnie powieści, a ile fantazji? Ile jest rzeczywistym zapisem tego, co było, a co przed chrześcijanami ukryto, a ile to zwyczajna wyobraźnia? Niestety autor nie odwołuje się do na tyle satysfakcjonującej ilości dokumentów, by móc bawić się doskonale. Im dalej brnąłem w lekturę, tym bardziej oczywistym dla mnie się stawało, że “Król Jezus” w zasadzie nie jest powieścią kontrowersyjną, jeśli oczywiście przymknąć oko na fanatyków, dla których kontrowersją jest po prostu wszystko, co im się zachce, by było. Jest to przykład swego rodzaju manipulacji, napisany w dodatku w tak ciekawy sposób, że posiadając odrobinę zdrowego rozsądku można ową manipulację dostrzec wcale nie przestając wierzyć w dogmaty wiary chrześcijańskiej czy katolickiej. Jest ukazaniem w jak prosty sposób można nadać różnym wydarzeniom zupełnie inny sens, i z czasem zastanawianie się nad realnością przedstawionych tu wydarzeń staje się zbyteczne. Zupełnie jak w przypadku Biblii - realność nie ma znaczenia, liczy się właściwie tylko to, co czytelnik zechce zauważyć. “Król Jezus” niektórym otworzy oczy, innych utwierdzi w wierze, jeszcze innym - w tym niestety mnie - stanie się lekturą kompletnie obojętną, ciekawą, lecz nie burzącą światopoglądu, nie wpływającą na mentalność ani nie wywołującą szczerej zadumy. Przeczytałem, chwilami z zaciekawieniem, często jednak z uczuciem zmęczenia. Doceniam wysiłek autora, jestem pod wrażeniem dokonań tłumacza, a po odstawieniu książki najprawdopodobniej zwyczajnie o niej zapomnę. Fajerwerków nie było.

King Jesus
Officyna 2012

Strona książki na portalu LubimyCzytać.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz