niedziela, 17 lipca 2011

Stefan Darda "Czarny Wygon" tom 1. "Słoneczna Dolina"

“Słoneczna Dolina” to druga książka Stefana Dardy, a przy tym pierwsza część dylogii “Czarny Wygon”. Z tym, że jak to u nas często bywa, dylogia stała się trylogią, tom trzeci ma się ukazać jesienią.

Bohaterem “Doliny” jest dziennikarz, który trudni się pisywaniem do niezbyt opiniotwórczej gazety tekstów poświęconych zjawiskom paranormalnym. Nie układa mu się najlepiej z szefem, więc gdy tylko trafia się okazja roboty nieco dłuższej, w oddalonym od redakcji miejscu, nie zastanawia się długo, tylko wsiada w samochód i jedzie poznać tajemnicę pewnego mężczyzny.

Książka została pomyślana tak, że połowa z niej to kolejne losy dziennikarza, a druga połowa to fragmenty brulionu owego mężczyzny, będącego przyczyną przyjazdu bohatera. Opowiada o Słonecznej Dolinie, wsi, która przed pięćdziesięciu laty znajdowała się opodal. Z jakiegoś jednakże powodu ludzie o niej zapomnieli, przestali myśleć. Okazuje się jednak, że mieszkańcy Słonecznej Doliny, wciąż ci sami sprzed półwiecza, nie przestali myśleć o sąsiadach... Bohater wplątuje się w historię, w której nie ma jasnych momentów; każdy fragment układanki musi trafić na swoje miejsce, lecz autorowi się nie spieszy, owymi fragmentami się delektuje, więc jest jasnym, że nie można liczyć na szybkie zakończenie. Pewnie stąd trzeci tom :>

Z początku lektury wydaje się, że jest nieźle, nawet lepiej niż było przy debiucie. Autor trzyma formę, jest w stanie zbudować klimat na tyle dobry, by lektura była przyjemnością. Przynajmniej przez pewien czas. Im bliżej końca, tym jaśniejsze okazuje się, że pisarz zamierza rozciągnąć swoją opowieść niejako na siłę. Znowu miałem to samo wrażenie, co w przypadku “Domu na Wyrębach” - talentu do opowiadania i przedstawiania kolejnych fragmentów nie brakuje, ale sam pomysł nie jest na tyle genialny, by się aż tak rozpisywać. Krótko mówiąc: jest bardzo przeciętny, i mnie osobiście skojarzył się z pomysłem na opowiadanie, a nie od razu powieść.

Niestety nie trafiła do mnie także inna kwestia, znacznie poważniejsza. Wszak mamy do czynienia z powieścią grozy, czyli mówiąc nowocześnie: horrorem. Okej - żeby była jasność, trzeba powiedzieć, że Stefan Darda przez horror rozumie klimat, a nie przeróżne fajerwerki z rozczłonkowanych ciał czy rzeźników biegających z tasakami. Niestety jednak przedstawianie sytuacji, w których czytelnik powinien się bać, wyszło autorowi średnio. Opisy duchów i spotkań z nimi są krókie, suche, bez polotu. Najstraszniejszy z nich, nieduża dziewczynka, została przedstawiona tak, jakby autor sobie ją wyobraził a potem założył z kolegą, że przedstawi ją czytelnikowi w nie więcej niż jednym akapicie. Nie zdążyłem się jeszcze przestraszyć, a spotkanie z duchem dobiegło końca...

Brzydko sobie zakląłem odkładając “Słoneczną Dolinę” na stół po ukończeniu lektury. Czuję się oszukany - nazwisko autora stało się głośne, “oni”, czyli “grupa trzymająca władzę” doprowadzili autora do nominacji do najważniejszej (?) polskiej nagrody, a ja, głupi, myślałem, że poczytam coś dobrego. “Dom na Wyrębach” oceniłem na trzy gwiazdki, bo to debiut, poza tym klimat był ok. Tu też klimat jest ok, tylko grozy jakoś nie ma. Daję trzy gwiazdki znowu, ale tym razem już naciągane, i to dość poważnie.

Czarny Wygon. Słoneczna Dolina, Videograf II 2010, 272 strony

Strona książki na Fantasta.pl
Strona książki na LubimyCzytac.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz