wtorek, 28 czerwca 2011

Jeffrey Ford, trylogii Dobrze Skonstruowane Miasto tom 2. "W labiryncie pamięci"

“Fizjonomika” była dla mnie powieścią niezwykłą, we wspaniały sposób łączącą w sobie elementy fantastyki socjologicznej z umiejętnie dawkowaną akcją w specyficznym stylu. Im bardziej się wydawało, że autor osiągnął maksimum “dziwności” świata przedstawionego, tym większe zaskoczenie nas czekało - mogło być jeszcze dziwniej. Ponadto oferowała wspaniałego antybohatera, który jednakże w połowie książki pozbył się owego “anty” i został bohaterem typowym. Niestety wraz z zanikiem jego chamstwa i poczucia wyższości zniknęła też spora część przyjemności z lektury. Dlatego po tomie drugim nie spodziewałem się literatury tej klasy, a już na pewno nie liczyłem na to wspaniałe uczucie, którego doznałem już przy pierwszym rozdziale “Fizjonomiki”, czyli kompletnego oszołomienia. I miałem niestety rację.

Sytuację znajdujemy taką, jaką była na końcu tomu pierwszego: Cley żyje w miarę spokojnie, tęskni za Arlą, dużo czasu poświęca na myślenie o przeszłości i zastanawianie się, czy ta kobieta przed odejściem mu wybaczyła, czy też wciąż uważa go za potwora. Rozmyślania przerywa mu sam Mistrz Dobrze Skonstruowanego Miasta, który powraca na scenę i wywołuje problemy. Przyjaciół Cleya dopada tajemnicza choroba, sprowadzająca na ludzi sen, z którego nie można się wybudzić. Nasz bohater zatem rusza do ruin Miasta w poszukiwaniu antidotum.

Książka jest wypełniona postaciami przedziwnymi, nie tylko pod względem ich pochodzenia, genezy powstania, ale także przedziwnymi swoimi poglądami. Trudno nie odnieść wrażenia, że autorowi tak bardzo spodobał się świat, w którym może się zdarzyć kompletnie wszystko, a im dziwniejsze, tym lepsze, i postanowił owych dziwów zaserwować jeszcze więcej, niż uprzednio. Myślę, że zwolennicy tego typu literatury będą zadowoleni, ja sam niestety nie byłem. Widać dla mnie od samego świata przedstawionego ważniejsza była idea powstania i utrzymywania w całości Dobrze Skonstruowanego Miasta, opisy społeczeństwa żyjącego pod butem Drachtona Nadolnego i bohater będący zimnym sukinsynem. Ani jednego z tych elementów w tomie drugim nie ma, i z żalem przyznaję, że gdzieś od połowy książki straciłem zapał do dalszego poznawania przygód bohatera znajdującego się “W labiryncie pamięci” - dosłownie. Pamięci Nadolnego oczywiście.

Rzeczywistość ukazywana przez Forda wywołuje u czytelnika uczucie obcowania z, nazwijmy to, “rzeczywistością przegiętą prawie do granic możliwości, lecz na szczęście w kontrolowany sposób”. Powieść oparta tylko i wyłącznie na “dziwności” świata przedstawionego na szczęście nie wymyka się autorowi spod kontroli i w zalewie zdarzeń absolutnie abstrakcyjnych mamy do czynienia z ukazaniem kilku ciekawych postaci i fabuły mającej początek, rozwinięcie i zakończenie. Problem polega na tym, że poziom owej “dziwności” rośnie często tak bardzo, że czytelnik ma prawo się poczuć zmęczony, skoro nawet bohaterowie książki mają z nią problem, doznając, cytuję: “natłoku informacji”.

Na szczęście nie zabrakło ciekawych idei wplecionych w akcję, same postaci, które Cley spotka “W labiryncie pamięci” też są co najmniej interesujące. Do myślenia dała mi szczególnie obsesja niejakiej Annotyny, polegająca na poszukiwaniu teraźniejszości i chwili obecnej pomiędzy przeszłością i przyszłością. Ładnych kilka kwadransów poświęciłem na rozważania nad tym tematem i były to kwadranse doskonale spędzone :-)

Książka nie wciąga jak “Fizjonomika” i niestety oderwać się od lektury jest bardzo łatwo, a wrócić do niej trudniej. Ostatecznie lektura jest interesująca, ale także niezwykle męcząca, i docierając do końca nie żałowałem w najmniejszym stopniu, że on nadszedł. Było odwrotnie - cieszyłem się, bo jeszcze kilkadziesiąt stron więcej, i pewnie całkiem opadłbym z sił.

Memoranda, Solaris 2009, 264 strony

Strona książki na Fantasta.pl
Strona książki na LubimyCzytac.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz