sobota, 31 sierpnia 2013

Ingrid Hedström - "Nauczycielka z Villette"

Pierwszą powieść z serii, której bohaterką jest Martine Poirot można położyć na półce z tymi “lżejszmi kryminałami”, obok Sary Blædel i Camilli Läckberg. To bardzo klasyczna w swej kompozycji historia, w której sama intryga nie jest przepełniona zagadkami wywołującymi ogromne zaskoczenie. Wręcz przeciwnie, pod tym względem książka jest dość prosta. Na szczęście oferuje coś więcej, coś, dzięki czemu drugi tom znalazł się w moim czytniku na długo przed ukończeniem lektury tomu pierwszego.

Mamy tu przede wszystkim udane postaci. Nie genialne, dopracowane pod każdym względem, ze wspaniale zarysowanymi profilami psychologicznymi, ale właśnie udane; na tyle, by chcieć je poznać bliżej. Poza tym autorka zaimponowała mi konsekwencją. Wyraźnie chce nam przypomnieć, że mimo całego tego idealizmu bijącego z różnych stron otaczającego nas świata tak naprawdę wszystko podporządkowane jest władzy i pieniądzom. A pokazano nam to na przykładzie nie jednego morderstwa, ale brutalnej historii, która sięga głęboko wstecz, i zawiera prawdziwą potworność. Tym gorszą, że tak realistyczną. Jakby tego było mało, w tle mamy jeszcze jedną opowieść, tym razem już sprzed wieków, której rozwiązaniem zajmuje się mąż bohaterki, historyk. Konksekwentnie, krok za krokiem poznajemy świat takim, jakim widzi go autorka, uświadamiając sobie, że niestety jest to właśnie nasz świat. Zawsze taki był i raczej takim już pozostanie.

Książka przez większość czasu jest spokojna, stonowana. Obraz Villette w Belgii, gdzie rozgrywa się akcja chwilami mógłby być nawet sielski. Miasto jakich wiele, ze swoimi mieszkańcami, gdzie są i ludzie dobrzy, i źli. Ten spokój ciekawie kontrastuje z brutalnymi wydarzeniami, powoduje to nietypowy efekt, pewne zamieszanie. Dzięki temu książka oferująca dość przeciętną historię kryminalną okazuje się być jednak ponadprzeciętna, a kilka powiedzianych tu prawd zostanie z czytelnikiem dłużej, niż tylko do momentu zamknięcia książki/czytnika.

Lärarinnan i Villette
Czarna Owca 2013

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Håkan Nesser - "Kobieta ze znamieniem"

Od dawna gdzie tylko mam okazję opowiadam jakie to fajne książki pisze Håkan Nesser. Uczciwie przy tym dodaję, że jednak seria o inspektorze Barbarottim jest sporo ciekawsza niż starsze książki o komisarzu Van Veeterenie. Kolejnym tom przygód tego ostatniego utwierdza mnie w moim przekonaniu. Książka jest na pewno inna od większości kryminałów, ale “tego czegoś”, co było obecne w praktycznie każdej z pięciu części serii o Barbarottim tu jednak nie ma.

Håkan Nesser zawsze ma do pokazania ciekawy dramat. I dramat prawdziwy, opisany wpierw oszczędnie, powoli rozbudowywany, by w końcu uderzyć i wywołać u czytelnika prawdziwą depresję. Realizm to mocna strona tego pisarza, plus talent do przedstawiania brutalnego świata tak, że nikt nie ma wątpliwości - tak właśnie świat wygląda. Przy czym Nesser nie jest nachalny ani egzaltowany, nie napawa się własną wizją, co tym lepszy daje efekt.

W przypadku serii o Van Veeterenie pisarz jednak trochę za bardzo zaniedbuje swoich bohaterów. Kryminał bez ciekawej postaci to kryminał słaby. O ile sprawca zamieszania w “Kobiecie ze znamieniem” jest niezwykle interesujący, to niestety sam Van Veeteren i jego koledzy to znacznie bardziej tło, niż mocno nakreślone postaci. To już bodajże czwarta książka z serii, a my wciąż nie wiemy jak wyglądało jego małżeństwo, dlaczego doszło do rozwodu, z jakiego powodu jego syn (syn komisarza policji!) spędził tyle czasu w więzieniu. A ja bym chciał wiedzieć, nie wystarcza mi przedstawienie bohatera jako dość twardego, wielce marudnego, bywającego utrapieniem dla współpracowników plus niestety zaledwie średnio uzdolnionego policjanta.

Smutna prawda w przypadku “Kobiety ze znamieniem” wygląda tak, że gdyby to był pisarz mi nieznany, to prawdopodobnie straciłbym zaangażowanie w lekturę. Po ponad połowie uświadomiłem sobie, że książka idzie mi tak wolno właśnie dlatego, że bywa zwyczajnie… nudna. Tylko magia nazwiska powodowała, że brnąłem dalej, doskonale wiedząc, że nawet jeśli treść jest nudnawa to wyjaśnienie z ostatnich stron powieści będzie bardziej niż zadowalające. No i było.

Kvinna med födelsemärke
Czarna Owca 2013

sobota, 17 sierpnia 2013

James Thompson - "Biel Helsinek"

James Thompson, Amerykanin na stałe mieszkający w Finlandii, stworzył postać Kariego Vaary w jednak bardzo amerykańskim stylu. Pierwszy tom, “Anioły śniegu”, może jeszcze da się nazwać kryminałem “tradycyjnym”, drugi jednak wędruje niebezpiecznie w kierunku czystej akcji (“Jezioro krwi i łez”), by wreszcie w “Bieli Helsinek” pokazać wszystkim jak wielkim fanem kina lat 80. autor jest. Pisarz stworzył tu tak wiele nielogiczności i podpiął ogromną większość wydarzeń pod tak proste wyjaśnienia, że naprawdę bym się źle bawił... gdyby nie to, że też uwielbiam kino z lat 80.

Obiektywnie jednak muszę z żalem stwierdzić, że fabuła jest przerażająco słaba. Kontynuując wątki tomu drugiego Kari zostaje szefem kompletnie tajnej organizacji pseudo-policyjnej, mającej na celu zwalczanie przestępczości przy pomocy brutalnych metod, bez zastanawiania się i bez ponoszenia konsekwencji. Naiwność tego rozwiązania to pierwszy, największy błąd pisarza. Drugim jest wymyślenie sposobu, dzięki któremu Kari to wszystko zniesie pod względem psychicznym. Nie napiszę o co chodzi, to nie byłoby ładne z mojej strony, jednak według mnie tenże sposób to kolejny przykład - znowu - naiwności. A nawet braku wyobraźni.

Cała książka to jak jeden wielki zlepek filmów z Arnoldem Schwarzeneggerem czy Sylwestrem Stallone. Tak Kari, jak i jego koledzy to po prostu banda brutali, mają setki fajnych gadżetów i wszystko im wolno. Stałe rozmowy czy to z premierem, czy też ministrem tylko podkreślają totalną nierzeczywistość wydarzeń.

Pisarz po prostu odleciał, zdrowo odleciał. Coraz więcej neonazizmu zarówno w samej Finlandii, jak i w ogóle w Europie spowodowało, że chcąc napisać o potworności tego zjawiska zapomniał o podstawowych zasadach kreacji, zupełnie zniszczył swojego bohatera a także swój wizerunek jako interesującego przykładu Amerykanina, który pokochał Skandynawię. Tenże Amerykanin siedzi w nim jednak bardzo głęboko, powieść nadaje się tylko do rozrywki, nie wywołuje w tym paskudnym temacie żadnych refleksji (a powinna!), a najgorsze jest to, że mimo ponownego zastosowania cliffhangera wcale nie jestem ciekaw co było dalej. Polecam tylko fanom specyficznej rozrywki o twardzielach jak Clint Eastwood czy inny Bruce Willis w roli samotnych, twardych policjantów. Fanom kryminału jako takiego czy nawet dramatu powieść z żalem odradzam, strata czasu.

Helsinki White
Amber 2013

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Mari Jungstedt - "Słodkie lato"

Kolejna powieść Mari Jungstedt, po którą sięgnąłem po przerwie, tradycyjnie rozgrywa się na Gotlandii. Tym razem autorce udało się osiągnąć nieco lepszy poziom, niż ostatnio (“Umierający dandys”), niestety jednak wciąż akcja nie dorównuje pierwszym tomom cyklu.

W “Słodkim lecie” pod warstwą kryminalną oglądamy ciąg dalszy problemów codziennego życia komisarza Knutasa i dziennikarza Berga. Z tym, że ten drugi jest tu znacznie ważniejszy, i na całe szczęście, bo Knutas ma życie tak samo nudne, jak kiepskie posiada umiejętności śledcze. Niestety wrażenie, że gotlandzka policja nie nadaje się do niczego jest tu wciąż obecne, czego najlepszym dowodem jest natychmiastowe wezwanie do pomocy w śledztwie znanego nam z każdej poprzedniej części agenta CBŚ.

Historia tu opowiedziana jest bardzo chwytająca za serce, jednak autorka nie stanęła na wysokości zadania i mocno ją popsuła zbyteczną gadaniną o niczym oraz brakiem umiejętności nakreślenia mocniejszego klimatu. Właściwie udana w książce jest jedynie jej końcówka, która nie tylko rozwiązuje sprawę morderstw, ale też - WRESZCIE! - skupia się na koleżance Knutasa - Karin, o której od dawna wiemy, że ma jakąś smutną tajemnicę. No, to się dowiemy jaką.

Pod koniec książki byłem mocno zaangażowany w lekturę, szkoda tylko, że dopiero pod koniec. Pewnie, że kiedyś sięgnę po kolejne tomy, zwłaszcza, że ze dwa bodajże już mam w czytniku, ale teraz myślę czas na przerwę. Znowu.

I denna ljuva sommartid
Bellona 2011

piątek, 9 sierpnia 2013

Åsa Larsson - "W ofierze Molochowi"

“W ofierze Molochowi” to piąty już tom opowiadający o historii prawniczki Rebeki Martinsson, postaci na tle dziesiątek innych skandynawskich bohaterów wyróżniającej się przede wszystkim dosadnym realizmem, który spowodował, że wreszcie zostało ukazane jak człowiek reaguje na liczne nieprzyjemne sytuacje, jakich w kryminałach pełno. Znamy dobrze te serie, w których policjanci tak doskonale sobie radzą, zaliczając przespane, zdrowe noce między jednym śledztwem a drugim.

Rebeka jest inna, znacznie bardziej prawdziwa. Po tym, co zgotował jej los (no, albo autorka, jak kto woli) zalicza kilka wielkich wpadek, które w życiorysie tworzą trudne do ominięcia, sporej wielkości akapity. Z tych, które w naszych korpo-czasach mogą nawet przekreślić karierę. Wszak ludzi, którzy rozumieją, że choroba głowy to kwestia podobna do choroby ciała - czytaj: możliwa do wyleczenia, często ma przyczynę, zatem i rozwiązanie - wciąż mamy niewielu.

Jak dla mnie jest to dopiero czwarta książka o Rebece, bowiem z niewyjaśnionych przyczyn wydania elektroniczne zaczęły się ukazywać od tomu drugiego. Niech sobie zatem wydawca daruje tom pierwszy, z pewnością go nie kupię, gdy już łaskawie się ukaże, nie widzę sensu poznawania historii, która miała wielki wpływ na bohaterkę, lecz ja już wiem, jak owa bohaterka sobie z nią poradziła.

Gdzieś czytałem, że będzie jeszcze tom szósty - i że niby ostatni. Jednak nie wiem, na ile to prawda. Jedno natomiast wiem: cykle planowane od początku, nawet tylko ilościowo mają wielką przewagę nad tymi, które stale i stale się rozbudowuje. Dobrze jest wymyślić bohatera, a potem postawić go w kilku dramatycznych sytuacjach, by następnie go zostawić. A nie kreować kolejne historie, tylko patrząc gdy wreszcie wykreuje się coś słabego.

“W ofierze Molochowi” to zadziwiająca powieść. Trudno o niej powiedzieć coś konkretnego, stąd też ten powyższy bełkot. W sumie przychodzi mi tylko jeden pasujący do książki opis: to chyba najsmutniejsza opowieść autorki, jedna z tych, w których próżno szukać nadziei. Ta pozycja należy do grona tych, które bardzo dosadnie uświadomią wszystkim tym, którzy mają jeszcze jakieś złudzenia, że w życiu nie jest pewne naprawdę nic, prócz śmierci. Plus, jakby tego było mało, jeśli choć raz spotkasz potwora, nie wiedzieć czemu jest pewnym, że spotkasz go ponownie.

Bardzo smutna książka, podczas lektury której czytelnik często oddala się od postaci przedstawionych i zaczyna snuć myśli z cyklu: czy istnieje tak mocna kara, która byłaby adekwatna do specyficznego rodzaju zbrodni? Albo: czy klasycznie pojmowana ślepa sprawiedliwość może w ogóle być czymś innym, niż tylko ładnie stworzoną, ale żenująco niemożliwą do zrealizowania ideą?

Ze smutkiem przyznam, że Åsa Larsson nie daje żadnych nadziei. Kto szuka happy endu, niech sobie tę pisarkę daruje, a od tej konkretnej powieści to już w ogóle niech trzyma się z daleka. Tu nie ma miejsca na zaginanie rzeczywistości, liczy się tylko brutalna prawda.

Strasznie lubię takie brutalnie prawdziwe książki.

Till offer åt Molok
Wydawnictwo Literackie 2013

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Åsa Larsson - "Aż gniew twój przeminie"

Okazało się, że nie jestem sprawiedliwy. Gdy wspominam niejakiego Monsa Kallentofta, jest to wspomnienie pełne żalu i niezrozumienia. Jak można robić narratorem trupy? Ofiary? Które przedstawiają swoje wrażenia (tak: wrażenia) na bieżąco wraz z postepem lub brakiem postępu w śledztwie?

No a tu nagle Åsa Larsson stosuje ten sam motyw. I jakoś potrafię nad tym przejść do porządku dziennego, nie przeszkadzają mi wtrącenia siedemnastoletniej, tragicznie zmarłej dziewczyny.

“Aż gniew twój przeminie” to jedna z tych kryminalnych historii, w których od razu wiadomo kto zabił. Cała przyjemność lektury polega nie na próbach rozszyfrowania zagadki śmierci, ale powodach, które do tej śmierci doprowadziły. Z przyjemnością zauważę, że taka zmiana dobrze robi zarówno czytelnikowi, który od kryminałów nie stroni, jak i bohaterom, których już znamy i których widzieliśmy w różnych sytuacjach.

Autorka snuje swoją historię, w której bohaterką jest prawniczka, ale nie tylko, bo dzielnie towarzyszy jej para średnio rozgarniętych wiejskich policjantów. Tym razem mamy sporo spraw sercowych, ciekawe rzeczy dzieją się też u przedstawicieli władzy mundurowej. Po jatce, jaką zakończył się poprzedni tom trzeba oczyścić atmosferę. Åsa Larsson kolejny raz pokazuje, że potrafi napisać zupełnie różne, totalnie odmienne w stylu książki, co znowu każe mi ją Wam wszystkim polecić najlepszą polecanką, jaką znam w świecie skandynawskiego kryminału: kobieta pisze prawie tak samo dobrze jak Håkan Nesser.

Fajnie, że w czytniku czeka jeszcze jeden tom. Niefajnie, że tylko jeden. Polecam wszystkim, którzy lubią nie tyle dobry kryminał, co doskonały dramat, z tych, które potrafią nam wszystkim przypomnieć, że za każdy dzień należy być wdzięcznym, bo wszystko może się skończyć dosłownie w każdej chwili.

Till dess din vrede upphör
Wydawnictwo Literackie 2012

sobota, 3 sierpnia 2013

Åsa Larsson - "I tylko czarna ścieżka"

Druga w moim czytniku (a w rzeczywistości już trzecia) część cyklu Åsy Larsson jeszcze bardziej przypomina mi dokonania innego skandynawskiego twórcy, bardzo przeze mnie lubianego Håkana Nessera, niż tom poprzedni. Choć u pani Larsson historie nie są aż tak wciągające, to jednak ilość niespodzianek oraz świadome i udane łamanie schematów i stereotypów bywają bardzo podobne jak u Nessera.

W książce zatytułowanej niestety w równie wydumany sposób, jak poprzednio (tym razem: “I tylko czarna ścieżka”, jejku) nic nie jest jasne, a stopnień skomplikowania wraz z lekturą zamiast maleć - rośnie. Znowu trafiamy do Kiruny, na daleką północ. Rebeka Martinsson pracuje teraz tutaj, na miejscu - wydarzenia z poprzednich części odcisnęły mocne piętno na jej psychice, Rebeka przeżyła załamanie, długą wizytę w szpitalu psychiatrycznym, nawet elektrowstrząsy. Powoli dochodzi do siebie, jednak potrzebuje spokoju.

Zupełnie inaczej jest u pary znanych nam policjantów, duecie obojga płci. Tu dzieje się mnóstwo, dużo, stale, a każda sprawa jest rozdmuchana tak, jak tylko się da. Widać wyraźnie, że nasza parka nie jest specjalnie utalentowana. Owszem, oboje mają potrzebną w tym zawodzie ciekawość, jednak brakuje im wyobraźni, by dostrzec odpowiednio wcześnie dowody w kolejnych sprawach. Przyjaźń z Rebeką się zacieśnia, ona bowiem, choć jest prawnikiem, ma o wiele większy talent do wstawiania rzeczy na właściwe miejsce. A że jej się nudzi, że szuka jak najwięcej zajęć, szybko zaczyna interesować się sprawą.

Choć książka zdaje się opowiadać o morderstwie, jest jednak zakrojona na znacznie szerszą skalę. A najlepsze jest to, że wcale nie skupia się na Rebece i policjantach. Bohaterów jest mnóstwo, retrospekcje przytrafiają się co krok, często nawet narracja jest prowadzona z ich pozycji. O każdej postaci dowiemy się sporo, i widać, jak sprawnie autorce wyszła ta historia, gdzie każdy znajdzie swoje miejsce.

Podobnie jak w “Krwi, która nasiąkła” (kurczę, naprawdę, kto wymyśla te tytuły?) także i tutaj wszystko prowadzi do pokazania ogromnych dramatów, poważnych spraw, uświadomienia czytelnikom, ile wokół nas jest przemocy, zła, a wszystko wynika ze zwykłej chciwości i głupoty. Autorka potrafi uśpić czujność czytelnika, różnymi dygresjami zbudować atmosferę lekką, czasem nawet sielską, by nagle przestać słodzić i przejść do rzeczy. Fajnie, że w czytniku mam już kolejne dwa tomy, ten styl podoba mi się coraz bardziej :-)

Svart stig
Wydawnictwo Literackie 2011