czwartek, 4 lipca 2013

Zygmunt Miłoszewski - "Ziarno prawdy"

Po zakończeniu lektury “Uwikłania” jedno tylko można mieć w głowie: cóż też nasz pan prokurator zrobi? Jak się potoczy jego dziwne życie, niby poukładane, a jednak tak chętnie przez niego niszczone? I już pierwsze akapity “Ziarna prawdy” pokazują, że Teodor Szacki rzeczywiście zepsuł to, co tak łatwo było pozostawić sprawnym. Teraz mieszka i pracuje w Sandomierzu, a nie w swojej ukochanej stolicy, mieszka sam, jest jeszcze bardziej zgorzkniały i niezadowolony, na szczęście zdaje sobie sprawę, że sam jest sobie winien.

Książkę czyta się o wiele szybciej, niż tom poprzedni. Nie wynika to jednak z ciekawszego sposobu narracji czy też bardziej chwytliwego tematu. Jest prościej, bo prokuratora już doskonale znamy, wiemy więc, że prędzej czy później zacznie się dramat, plus spodziewamy się, że autor znowu poruszy jakiś ważny temat i potraktuje go bardzo dosadnie, konkretnie, bez politycznych upiększaczy.

Tym razem temat jest nawet poważniejszy, niż w “Uwikłaniu”. Rzecz bowiem dotyczy szeroko rozumianego polskiego antysemityzmu. Nie jest to jednak powieść, gdzie Żydzi przedstawieni są jako wieczne ofiary zawiści, zazdrości i nienawiści naszych rodaków. Zygmunt Miłoszewski dzięki swoim bohaterom i wykreowanej przez siebie sprawie opisuje zarówno Polaków złych, jak i dobrych, tak samo traktując Żydów. Jasno daje do zrozumienia, że nie można uogólniać, ponadto odważnie pisze o powodach wszelkiej zawiści. Bardzo mi się podoba, że ktoś wreszcie w literaturze popularnej napisał wyraźnie, że ludzie mogą być odważni i dzielni, ale i głupi oraz ograniczeni, a narodowość przychodzi dopiero potem. Nie ma w tej książce tradycyjnego pochylania się nad dzielnym narodem Polaków, którzy przez całą wojnę nic tylko ukrywali Żydów i im pomagali. Bo obok takich postaw byli także ci, którzy przywitali powracających z obozów dawnych sąsiadów widłami, nie chcąc im oddawać zagarniętego dobytku. I czas byłby już, by wreszcie przestać udawać i ten fakt uznać.

“Ziarno prawdy”, zupełnie tak, jak i “Uwikłanie” to kryminały napisane znacznie bardziej dla pokazania ciekawego tła, niż samych spraw wymagających ingerencji policji i prokuratury. Pod pozorem morderstw wskazane są tematy, które autora wyraźnie bolą. Jednocześnie Zygmunt Miłoszewski nie jest narratorem nachalnym, który na siłę wciska czytelnikowi swój punkt widzenia. Pisarz posługuje się przede wszystkim zdrowym rozsądkiem, doskonale wiedząc, że świat nie jest czarno-biały, ale składa się z odcieni szarości. A gdy do tego tła dodamy coraz bardziej ciekawego bohatera, z jego przedziwnymi problemami, to otrzymujemy lekturę na bardzo wysokim poziomie, kryminały w najlepszym tego słowa znaczeniu. Podobno kolejna część przygód Szackiego będzie ostatnią, już żałuję, że przyjdzie mi się z nim rozstać.

Ziarno prawdy
W.A.B. 2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz