Jest to historia o silnej kobiecie, tak najszybciej można książkę określić. Stephen King z właściwym sobie dowcipem ale i świadomością przeistacza się w płeć piękną, i z doskonałym zmysłem obserwacji tłumaczy nam wszystkim jak naprawdę wygląda małżeństwo w niewielkim miasteczku, gdzie nie dość, że wszyscy o sobie wszystko wiedzą, to jeszcze mężczyzna zawsze jest górą, a okazyjne podbicie oka małżonce to nie powód do rozpaczy, a codzienność, niemalże konieczność, sankcjonowana przez absolutnie wszystkich: władzę, kościół i sąsiadów.
W przypadku tej książki nie jest istotna tak bardzo sama historia Dolores, bowiem to historia jakich wiele. Pewnie, że smutna, ale bardzo prawdziwa, to po prostu codzienność. A patrząc na wieczorne wiadomości nawet można stwierdzić, że z Dolores i tak los obszedł się nadzwyczaj łaskawie - dzień w dzień atakują nas informacjami znacznie bardziej okrutnymi i przerażającymi. Tu jednak znacznie ciekawszy jest styl Stephena Kinga, bowiem “Dolores Claiborne” należy do tych jego powieści, w których zdołał opanować swoje gadulstwo. Monolog bohaterki to kawałek zwyczajnie doskonałej literatury, pełnej dygresji co prawda, jednak owe dygresje sprawiają, że postać jest jeszcze bardziej realna. Ponadto mamy tu historię w historii - pracodawczyni Dolores, Vera Donovan to także postać pierwszoplanowa, i bardzo ciekawa, w dodatku potrafiąca rzucić autentycznie doskonałymi tekstami. Razem stanowią świetnie dobraną parę. Czasem zdarza się książka czy film, które pokazują, że także u kobiet możliwa jest przyjaźń, prawdziwa, niemalże męska. “Dolores Claiborne” do takich pozycji należy.
I gdyby nie zdecydowanie zbyt naiwna, cukierkowa, słodziutka końcówka, to nawet mógłbym uznać “Dolores Claiborne” za świetny dramat (z elementami grozy, rzecz jasna, przecież to King). A tak, po poznaniu zakończenia i odłożeniu książki lekko rozczarowany uważam powieść “tylko” za dobrą :-)
Dolores Claiborne
PRIMA 1994
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz