sobota, 22 czerwca 2013

Stephen King - "Joyland"

Bohaterem najnowszej powieści Stephena Kinga jest Devin Jones, dwudziestojednoletni młodzieniec, który trzydzieści lat temu zatrudnił się na czas lata w wesołym miasteczku nazwanym Joyland. Poznajemy go w chwili, gdy przeżywa trudne chwile, bowiem właśnie rzuciła go jego pierwsza wielka miłość. Jednak poznajemy go z pewnej oddali, bowiem Devin-King wszystko opowiada z perspektywy roku 2012, zatem czytelnik raczej z przekąsem się uśmiecha pod wąsem, niż daje porwać cierpieniom porzuconego zakochanego.

“Joyland”, podobnie jak poprzednia książka Kinga, “Dallas ‘63”, ma duże szanse wymknąć się z rąk wszystkim maniakom szufladkowania i ketegoryzacji. To po prostu powieść, która łączy w sobie zarówno kryminał, jak i romans, ale także odrobinę fantasy oraz klasyczne snucie historii wspomnieniowych, jak to dawniej bywało. Co zresztą w wykonaniu Stephena Kinga jest zwyczajnie świetne, choć nie aż tak genialne, jak we wspomnianym już “Dallas ‘63”.

Wiecie, to jest taki charakterystyczny dla tego pisarza styl. Zaczyna opowieść, a następnie ją rozwija. Po pewnym czasie okazuje się, że owo rozwinięcie trwało pół książki, i nagle wracamy do tej pierwszej sceny, jednak wiedząc już kompletnie wszystko, co wiedzieć powinniśmy, a także nieco tego, co jest wiedzą czytelnikowi zbędną, choć przyjemną, bo autor często tryska dobrym humorem i parsknięcia śmiechu znad książki są tu jak najbardziej obecne.

Ostatecznie jest to powieść dość przewidywalna w swojej fabule, ale tym razem wcale nie uznaję tego za jakąś wielką wadę. Chodzi mi rzecz jasna o samą zbrodnię sprzed lat, dokonaną w Joylandzie. Od kryminału ważniejsza jest historia młodego, dobrego człowieka i ludzi, których spotkał latem 1973 roku. I choć jest to historia, jakich wiele, i tak jej lektura daje bardzo dużo radości. Plus, co u Kinga jest plusem aż podwójnym, jeśli nie potrójnym, autor wiedział, kiedy skończyć, kiedy napisać: KONIEC, dzięki czemu całość jest tworem przyjemnie zamkniętym, a nie rozlazłym i przegadanym jak liczne dzieła z przeszłości Mistrza. “Dallas ‘63” było co prawda o wiele lepsze, ale “Joyland” i tak jest OK.

Joyland
Prószyński i S-ka 2013

1 komentarz: