wtorek, 26 marca 2013

Jeffrey Archer - "Więzień urodzenia"

Przy okazji opinii o pierwszych dwóch tomach sagi Cliftonów i Barringtonów Jeffreya Archera (“Czas pokaże”, “Za grzechy ojca”) nieco narzekałem. Bowiem o ile nie sposób odmówić talentu do opowiadania autorowi, tak trudno nie dostrzec schematu, jakim sir Archer się z powodzeniem posługuje od lat, a który to schemat z czasem stał się obciążeniem dla opowieści. Kolejne książki po prostu przestały zaskakiwać, bo wydarzenia w nich przedstawione są stanowczo zbyt proste do przewidzenia dla każdego, kto zaczytywał się w takich klasykach jak “Co do grosza”, “Kane i Abel”, “Córka marnotrawna” czy “Prosto jak strzelił”.

Niestety te same zarzuty pojawiają się przy powieści “Więzień urodzenia”. Jest to kolejna historia oparta na konflikcie między dwoma postaciami: ubogim robotnikiem i posiadającym doskonałe urodzenie prawnikiem. Tym razem przyczyna konfliktu zostaje przedstawiona już w prologu, a dalej obserwujemy skomplikowaną drogę Danny’ego Cartwrighta do sprawiedliwości. To jest pewna nowość, że autor oszczędził nam kolejnej ckliwej historyjki o dorastaniu w ubóstwie, pierwszych sukcesach, rozczarowaniach... Szkoda, że nie wysilił się również w dalszych rozdziałach; szybko bowiem okazuje się, że Danny posiada nieprzeciętną inteligencję i dosłownie w kilka chwil z niewykształconego, z trudem czytającego gazetę prostaka zamienia się w bywalca salonów. To już było, w dodatku czas przemiany jest nieco za krótki, a oponenci za głupi, by lektura dawała taką radość, jak wspomniana już rozgrywka między Ablem Rosnovskim i Williamem Kane czy Harveyem Metcalfe i czwórką przez niego okradzionych mężczyzn.

Oczywiście książkę czyta się doskonale, ale takiego narratora, jakim jest sir Archer po prostu nie da się czytać źle :-) Kto niespecjalnie zna jego wcześniejsze powieści będzie najprawdopodobniej zachwycony, a ci, którzy tego pana świetnie znają będą się bawić “zaledwie” dobrze.

A Prisoner of Birth
Rebis 2008

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz