sobota, 15 grudnia 2012

O "Czytaniu bez limitów", Legimi i chmurach słów kilka

Że Legimi jako pierwsi w Polsce próbowali jeszcze bardziej rozpowszechnić XXI wiek - to wiemy. Że potraktowano ich po polsku właśnie - wiemy także. Na szczęście w miesiąc po spektakularnej klęsce nowoczesnego myślenia Legimi powraca ze swoją usługą “Czytaj bez limitów”. No to kilka słów ode mnie na ten temat, wraz z wyjaśnieniem dlaczego wczoraj gorliwie się zapisałem, a dziś, nawet nie czekając do końca darmowego okresu trwania usługi się wypisałem.


Sam pomysł oceniam za genialny. To właśnie jest przyszłość - chmura. Kto tego nie wie albo nie rozumie, tego - głęboko wierzę - już niebawem czeka wielkie zdziwienie. Póki co wraz z upowszechnieniem się technologii mobilnych (smartfony, tablety, netbooki) praktycznie każdy liczący się gracz na rynku szeroko rozumianych treści do konsumowania dąży ku stworzeniu stabilnej, przyjemnej w użytkowaniu chmury. Czyli takiego specjalnego miejsca gdzieś tam, w internecie, gdzie przechowywane są dobra przeznaczone głównie z myślą o rozrywce. Na Zachodzie, gdzie rządy nie blokują inicjatyw, a nawet je wspomagają, od dawna można oglądać filmy i seriale bezpośrednio z dowolnego urządzenia podłączonego do internetu. W ten sam sposób można słuchać muzyki. Jest to coś na kształt “wypożyczenia” filmu czy albumu na jakiś czas. I w taki sam sposób fani literatury mogą poznawać kolejne książki - zapłaciwszy z góry określony abonament, dzięki któremu w każdej chwili można sobie pobrać na urządzenie nową powieść, komiks, czasopismo. Nie na własność, nie stać się posiadaczem owego pliku - pobieramy go w celu przeczytania. Nie posiadania.

W Polsce mamy raczkującą internetową telewizję (internetowa telewizja to baaaardzo szeroko rozumiany skrót myślowy z mojej strony). Jest TVN Player, ipla i inne tego typu usługi. Część zawartości jest za darmo, część wymaga opłacenia. I tak powinno być - nie rozumiem dążenia wielu użytkowników internetu do posiadania za darmo wszystkiego. Jak coś jest free, to trudno to coś traktować poważnie. Nie płacąc za aplikację i jej zawartość trudno oczekiwać stabilności, stałej poprawy działania programu oraz rzecz jasna nowych filmów, seriali, programów i tak dalej.

Identycznie sprawa wygląda z muzyką. Jest coraz więcej serwisów, które za miesięczny abonament oddają w nasze ręce (i ku uciesze naszych uszu) potężną ilość albumów muzycznych, long play’ów, singli, składanek, koncertówek, a nawet playlist stworzonych przez innych użytkowników, które mogą odpowiadać kształtem także i nam. Tu moim ulubionym przykładem jest Deezer, z którego od wielu miesięcy gorliwie korzystam. Pewnie, że nie znajdę tam wszystkiego, co chciałbym posłuchać. Ale taka aplikacja, która zaspokoi 100% oczekiwań użytkownika NIE POWSTANIE NIGDY, NA ŻADNĄ PLATFORMĘ. Doskonałość bowiem nie jest możliwa do osiągnięcia, mimo wszystko należy ku niej dążyć :-)

Teraz przyszedł czas na książki. Jest całkiem sporo tytułów, które chciałbym przeczytać, ale wcale nie czuję potrzeby ich posiadania, ani w formie fizycznej, ani w formie elektronicznej. Ot chociażby w moim przypadku są to kryminały, thrillery, literatura typu sensacja. Puenta dobra jest zazwyczaj tylko raz. Przeczytać - i owszem, koniecznie, umrę jak tego nie zrobię. Ale posiadać? Na półce będzie tylko zajmować miejsce, w którym może stać coś co przeczytam kilka(naście? dziesiąt?) razy - jakiś Philip K. Dick, może Mario Puzo, pewnie kilka pozycji Stephena Kinga, na pewno parę rzeczy Szczepana Twardocha, jakiś Asimov, Łukjanienko, Card, Robert J. Sawyer czy Mike Resnick. Zatem dobrze byłoby właśnie opłacić swego rodzaju abonament, dzięki któremu będę miał dostęp do takich książek, które wystarczy mi “zaliczyć”, mówiąc brutalnie. Dobrze się bawić podczas czytania, a potem o książce zwyczajnie zapomnieć, iść po kolejną. Każdy z nas zna taki gatunek, który lubi, jednak nie na tyle mocno, by wydawać pieniądze z taką samą chęcią, jak na gatunek inny - ten najważniejszy, ten jedyny, ten, od którego jesteśmy uzależnieni. Gatunek to oczywiście kolejny skrót myślowy, może to być autor, wydawnictwo, tematyka i tak dalej.



Legimi domaga się od nas 19 złotych miesięcznie za dostęp do około dwóch tysięcy książek. Jeśli usługa odniesie sukces, ilość książek w ofercie się zwiększy. Nie od dziś wiadomo, że polscy wydawcy nie należą do tych zorientowanych w temacie. Gdyby im dać wybór, pewnie cofnęliby się do czasów z początku lat dziewięćdziesiątych, gdy nie było praktycznie żadnej kontroli, gdy wydawnictwa powstawały hurtem, każdy mógł takowe założyć, a autorzy często nie dostawali ani grosza za ich dzieła, szczególnie ci z zachodu. Byle wydać, byle zarobić, nie ważne jakiej jakości będzie redakcja, tłumaczenie, papier, ilustracja na okładce, czcionka, marginesy, interlinie... ważna będzie cena. Dlatego właśnie tytułów w Legimi jest tysięcy dwa, nie pięć, jak miało być.

Przy okazji: tym większe brawa dla tych wydawnictw, które w “Czytaniu bez limitów” pozostały. Są to między innymi: W.A.B., MUZA, Buchmann, Insignis, Drzewo Babel. 

I tak na przykład od dawna miałem chęć na zaliczenie dwóch powieści Mankella, których cena jako ebooka jest zwyczajnie śmieszna, by nie powiedzieć: nieprzyzwoita. A w “Czytaniu bez limitów” - proszę, jest dostępny zarówno “Powrót nauczyciela tańca”, jak i “Gdy nadejdzie mróz”. Co prawda ten drugi nie chciał mi się ściągnąć, ale “Powrót...” już zacząłem czytać.

Aplikacja Legimi na iPada działa szybko i w miarę poprawnie. Z pewnością nie odstaje od podobnych programów do czytania od konkurencyjnych księgarni - Virtualo, Nexto, Woblink - z tym, że tam książki trzeba kupować osobno. Można tu wybrać jedną z kilku czcionek, bawić się justowaniem, bezpośrednio z programu zwiększać i zmniejszać jasność ekranu. Po obróceniu iPada ekran zostaje podzielony na dwie “kartki”, co jak dla mnie jest rozwiązaniem idealnym - bardzo nie lubię czytać wielgachnych książek. Podział na dwie strony w widoku poziomym jest bardzo udany i znacznie wygodniejszy.

19 złotych za miesiąc to cena skromna. Chyba, że ktoś męczy jedną powieść przez miesiąc czy dłuższy czas. Ale nawet wtedy wejście w usługę jest opłacalne, wszak większość eksiążek kosztuje więcej. A wyobraźmy sobie, że ktoś czyta tak, jak ja - przynajmniej kilka, a czasem i kilkanaście książek miesięcznie. Poważnie się obawiam, że gdyby tylko tacy czytelnicy weszli w usługę, Legimi nie dałoby rady owych książek opłacać... ;-)

Okej, to dlaczego zrezygnowałem, skoro uwielbiam chmury i nie odczuwam ciśnienia na posiadanie fizycznego (lub wirtualnego, w postaci pliku) woluminu na własność? Kurczę, powód jest tylko jeden, za to bardzo poważny. Otóż od ponad dwóch lat rozpieszczam swoje wcale nie takie zdrowe oczy ekranem typu e-papier. I zwyczajnie to, co oferuje iPad (w moim przypadku jest to iPad2) jest na tle BeBooka, Kindle’a czy innego czytnika zbyt słabe, zbyt bolesne dla wzroku, zbyt męczące dla oka, by móc się “Czytaniem bez limitów” cieszyć. Próbowałem, dzielnie walczyłem. Całą dobę. I z wielkim bólem serca, z żalem nad utraconymi lekturami, które miałem na wyciągnięcie ręki, rezygnuję, bo po prostu nie dam rady. Co chwilę mam ochotę zrobić sobie przerwę, co i rusz muszę iPada odłożyć, zająć wzrok czymś mniej wymagającym. Zwyczajnie się nie nadaję, ze swoimi okularami. 

Jedna z konkurencyjnych księgarni już zarobiła, bowiem “Powrót nauczyciela tańca” zakupiłem, mimo katastrofalnej ceny, wszak lekturę należy zakończyć. A ja życzę wszystkim, by nie mieli mojego problemu, by docenili wysiłek Legimi, by im kibicowali, by aplikacje na pozostałe systemu operacyjne, a także na smartfony, nie tylko tablety, powstały jak najszybciej. Bo to jest przyszłość. Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. A teraz oddam się marzeniom o "Czytaniu bez limitu" dla czytników z e-papierem...

2 komentarze:

  1. również z bólem serca z "Czytania bez limitu" muszę zrezygnować... z braku iPada. zdecydowałam się na zakup Kindla z powodu problemów ze wzrokiem właśnie.

    ale jakie tam są tytuły! Steve Jobs, Murakami, Mo Yan, Mankell.
    no nic. czekamy na rozwój tematu, bo niewątpliwie zasługuje na pochwałę.

    a tak w ogóle to mi się tu podoba i chyba zostanę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a tych tytułów będzie jeszcze więcej, raczej nie mam tu wątpliwości. To wszystko po prostu musi u nas nieco powolniej wchodzić. Się rozkręcić.
      fajnie, że Ci się podoba, zapraszam :)

      Usuń