poniedziałek, 26 listopada 2012

Żegnaj, BeBooku, witaj Kindle!

Dwa i pół roku temu kupiłem sobie pierwszy czytnik wyposażony w epapier. Był to model BeBook One 2010, zwany także BeBookiem Plus. Urządzenie działa sprawnie do dziś i nigdy nie żałowałem obłędnej sumy 1104 złotych, które wtedy musiałem wydać.

Dla maniaka technologii dwa lata to bardzo dużo. Sam jestem zaskoczony, że przez tyle czasu nie zmieniłem urządzenia, których w międzyczasie nie brakowało. Pojawiały się coraz ciekawsze i coraz lepsze, bijące na głowę BeBooka pod względem specyfikacji, szybkości, jakości ekranu. Rynek także mocno się zmienił. W 2010 roku ebooki w Polsce dopiero startowały, księgarnie sprzedawały epuby zabezpieczone przy pomocy nieprzyjemnego mechanizmu Adobe DRM, większość fanów formatu mobi musiała sobie książki sama konwertować. Potem jednak przyszedł wielki boom i dziś nie ma tygodnia, w którym nie kupiłbym choć paru pozycji, dzięki bogatej (i stale się powiększającej) ofercie kilku wybranych księgarń, dobrze zorganizowanym promocjom oraz możliwości pobierania różnych formatów eksiążek za raz wydane pieniądze. Szczególnie ten ostatni element namawiał mnie od dawna na zakup najbardziej znanego, najsłynniejszego czytnika, tego produkcji Amazonu - Kindle.

Piękne jest to, że Kindle piątej generacji w roku 2012 jest pod prawie każdym względem lepszy od BeBooka, a przy tym lekko licząc kosztuje zaledwie połowę jego ceny sprzed dwóch lat. Zresztą jeśli trochę pokombinować można wersję With Special Offers (czyli tę, którą kupiłem) mieć za jeszcze mniejsze pieniądze.

Za swojego Kindla dałem mniej niż 500 zł, a w cenie jeszcze się zmieściło całkiem znośne etui. Cena po prostu szokująca na tle konkurencji.

Różnice
Podstawową różnicą między Kindlem i BeBookiem jest oczywiście format książek. BeBook potrafił połknąć zarówno epub, jak i mobi oraz kilkanaście innych. W praktyce korzystałem tylko z epub, bowiem średnio mi się podobało bebookowe przedstawienie mobi. Ponadto kilka razy z niewyjaśnionych przyczyn książek mobi nie potrafił doczytać.

W Kindlu oczywiście w grę wchodzi tylko mobi. Z moich doświadczeń wynika, że jest to format o wiele szybszy w ładowaniu, nie musi być także sztucznie pompowany przez dodawanie osobnych czcionek i inne tego typu zabawy, znane z epub. Mobi po prostu działa, czyta się świetnie. A tworzy? Cóż, bawiłem się wieloma programami do robienia plików mobi i krótko powiem: wygodniej jest zrobić epub, a potem dokonać konwersji, chociażby w nieśmiertelnym Calibre.

Drugą wielką różnicą jest typ ekranu. W BeBooku mam szesnaście odcieni szarości na wyświetlaczu typu Vizplex, Kindle daje tyle samo, ale na ekranie typu Pearl. Różnicę rzeczywiście widać położywszy oba urządzenia obok siebie. Nagle okazało się, że na BeBooku czcionki były ciemnoszare na jasnoszarym tle. Na Kindlu widać jakby fonty były czarne na tle białym, co jest oczywiście wygodniejsze.

Poza tym zadziwia prędkość Kindla. Urządzenie można wziąć do ręki po czym bardzo szybko klikać przycisk zmieniania strony, a Kindle w czasie rzeczywistym je zmienia. Jak to zobaczyłem po raz pierwszy doznałem szoku. BeBook musiał każdą kolejną stronę zaczytać, co trwało chwilę. Byłem przyzwyczajony do klikania przycisku zmiany strony już w momencie, gdy zostało mi jeszcze kilka linii tekstu. Zmiana druku następowała po czasie, jaki był mi potrzebny na doczytanie. W Kindlu jest to niemożliwe - gdy kliknę przycisk zmiany strony natychmiast pojawia się kolejna. Szybkość jest zadziwiająca. Znawcą nie jestem, ale nawet nie przypuszczałem, że technologia epapieru może być tak szybka.

Oczywiście ta prędkość nie wynika tylko z dobrych parametrów urządzenia, ale także sprytu Amazonu. Kindle na ekranie Pearl nie musi odświeżać strony co chwilę, jak Vizplex w BeBooku. Tam rzeczywiście było czasem widać pozostałości po poprzednich kartkach, szczególnie na obrazkach. W Kindlu pełne odświeżenie epapieru następuje raz na około pięć zmian strony - a artefaktów nie widać.

Podobieństwa, czyli znowu różnice ;-)
Zarówno BeBook, jak i Kindle posiadają ekrany o tej samej przekątnej (6 cali) i rozdzielczości (600x800 pikseli). Jednak Amazon wydaje się zwracać o wiele większą uwagę na detale i dzięki temu książka wygląda o niebo lepiej na Kindlu. Przede wszystkim mamy więcej możliwości formatowania tekstu. Domyślna wielkość czcionki jest idealna, a sprawne zagęszczenie tekstu oraz dopracowane marginesy powodują, że na jednym ekranie można przeczytać o wiele więcej linii, znaków, niż na BeBooku, wcale przy tym nie wysilając wzroku.

Genialnie został potraktowany w Kindlu problem justowania. Na BeBooku najlepiej czytało się książki justowane do lewej strony. Dzięki temu nie trafialiśmy na linie tekstu, w którym bywały zbyt wielkie dziury wywołane przez nadmuchane spacje. Amazon jednak wymyślił świetny sposób, by tekst był jednocześnie pozbawiony owych dziur, ale i justowany do obu stron, co wygląda według mnie po prostu ładniej.

Otóż Kindle ma ograniczenie długości spacji, odstępu między wyrazami. Jeśli owo ograniczenie miałoby zostać przekroczone, dana linia... przestaje być justowana do obu marginesów, a staje się justowana tylko do lewego. I szczerze mówiąc widok tych kilku wersów justowanych na lewo, wśród ogromnej większości justowanych do obu stron w ogóle nie przeszkadza, a całość jest i tak niezwykle zwarta, przejrzysta i uporządkowana.

Internet
Choć Kindle’a zamówiłem 19 listopada (w piąte urodziny czytnika, zbieg okoliczności), to jeszcze nie uruchomiłem przeglądarki internetowej w moim modelu. Pod pojęciem internet jednak mam na myśli coś zupełnie innego - wysyłanie książek na urządzenie bez kabla. Po rejestracji czytnika w Amazonie dostałem unikalny email w domenie @kindle.com, na który mogę wysyłać maile z załącznikami w postaci książek. Trafiają one bezpośrednio na mój nowy czytnik, wystarczy włączyć połączenie WiFi. Fajne rozwiązanie, precz z kablami! :-)

Kilka księgarni już uruchomiło wysyłkę na Kindle. Wystarczy dodać ich maile do czegoś na kształt “białej listy” na swoim koncie w Amazon.com, by swobodnie, jednym kliknięciem wysyłać zakupione książki bezpośrednio na czytnik. Świetne rozwiązanie - nawet teraz, pisząc te słowa, w chmurze amazonowej (amazońskiej?) już czekają dwie kolejne książki. Niech tylko wezmę czytnik do ręki i zaraz będą gotowe do lektury.

Jak na razie...
…jest wspaniale. Biedny BeBook chyba będzie musiał poszukać nowego właściciela. Zwyczajnie nie dorasta Kindlowi do pięt, choć fizycznie jest urządzeniem większym i cięższym :-) Tak dobry sprzęt, za tak (relatywnie) niewielkie pieniądze - wreszcie zrozumiałem dlaczego jedno z ulubionych pytań fanów eliteratury brzmi: “jaki masz czytnik i dlaczego Kindle?”. No właśnie dlatego.

5 komentarzy:

  1. ja ni jestem przekonana do ebookow. mam tableta z czytnikiem, fakt parę książek przeczytalam na nim, ale... no właśnie. ie przekonuje mnie to, choć sprawdza sie podczas wyjazdow, ale nie jestem zachwycona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. widzisz, na tym właśnie polega różnica między tabletem a czytnikiem z ekranem typu e-papier. Tego się nie da opisać, to trzeba po prostu zobaczyć na własne oczy. E-papier to przyszłość :-)

      Usuń
  2. Też jestem świeżo po przesiadce na Kindle - i po prostu nie ma porównania z czytnikiem sprzed dwóch lat, rewelacja. Lepszego wyświetlania się spodziewałam, ale jego czas reakcji po prostu zwala z nóg, magia! Aż chce się jeszcze więcej czytać, byle tylko móc przy okazji poobcować z czytnikiem. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam dokładnie takie samo uczucie, najchętniej w ogóle bym go z rąk nie wypuszczał. Czytam bardzo dużo, ale od kilku dni to już praktycznie non-stop :)

      Usuń
  3. Mój pierwszy czytnik - i na razie ostatni - to Kindle. Nie miałem więc okazji testować innych czytników, ale po półtora roku używania Kindle nie oddałbym go za żadne skarby świata :) Polecam wszystkim osobiście sprawdzić jak się czyta na takim ustrojstwie - to zupełnie co innego niż czytanie na tablecie!

    OdpowiedzUsuń