sobota, 29 września 2012

Frank Peretti - "Nawiedzenie"


"Nawiedzenie" zdecydowanie obiecywało po zapowiedziach więcej, niż oferuje w rzeczywistości. Przynajmniej dla tych czytelników, którzy mieli smaka na horror, czy choćby thriller, nawet niekoniecznie pierwszej klasy, z epifaniami, egzorcyzmami i tym podobnym, kościelnym tematem. Niestety jednak trudno nazwać powieść horrorem, jest to raczej przypowieść dla nieskomplikowanych umysłów. Trochę chamsko (sorry) ciśnie mi się na myśl określenie: dla Amerykanów. Tych samych, którzy niby zgodnie wierzą w Jezusa Zbawiciela, jednakże potrafili podzielić chrześcijański kościół na pierdylion mniejszych kościółków, różniących się od siebie tak samo, jak różnią się hamburgery konkurencyjnych fastfoodów.

Bohaterem jest były pastor. Facet ma kryzys wiary. Bardzo to typowe dla bohatera książki, która ma opowiadać o wierze jako takiej, samym zjawisku oraz różnych postaciach, w jakich występuje. Pewnego dnia Travis ma coś w stylu widzenia, rozmawia z kimś, kto wyraźnie daje do zrozumienia, że jest Jezusem. Wiecie, tym Jezusem. Co więcej, nie on jeden ma tego typu przygodę. Travis jednak nie daje wiary (ha, ha) i próbuje dojść do prawdy. A jest ona interesująca, bowiem zaraz po "Jezusie" w mieście pojawia się kolejny "Mesjasz", który zaczyna uzdrawiać chorych. Figura Jezusa na krzyżu zaczyna w tym samym momencie płakać, a mieszkańcy Antiochii (tak nazywa się wiocha, gdzie toczy się akcja i gdzie diabeł mówi dobranoc) doznają zbiorowej histerii, widząc swego Pana także pomiędzy chmurami na niebie, a nawet w pleśni w hotelowej łazience.

To brzmi bardzo ciekawie, wiem. Sama histeria zresztą jest całkiem sympatycznie pokazana, Peretti oczywiście nie kreuje takiej psychozy, jaką w podobnym przypadku mógłby stworzyć King, ale i tak nieźle mu wychodzi. Problemy zaczynają się jednak gdzie indziej. Otóż Travis, jako narrator, zaczyna powracać do przeszłości, pokazując nam swoją drogę do Boga. Do licha, takiego idioty nie znajdziemy nawet u nas, gdzie także stale słyszy się wszędzie tylko: Bóg to, Bóg tamto, jeden Bóg, w imię Boga wygramy wybory, nie pozwolimy na in vitro i usuwanie ciąż ofiar gwałtów! Travis jest bardzo ciężkim przypadkiem i przebrnięcie przez jego młodość to naprawdę trudne przeżycie dla czytelnika. Ale po czasie zacząłem się zastanawiać - a może tak to właśnie w USA wygląda? Setki wzajemnie konkurujących o pieniądze wiernego kościółków, coraz głupsze nazwy i zwyczaje (moje ulubione: wierni zaczynają "mówić językami", nawet dzieci w przedszkolu mają inteligentniejsze zabawy) powodują, że ktoś, kto bezgranicznie wierzy w jednego Boga, Jezusa Zbawiciela, Syna Bożego, ma autentyczny problem z odgrodzeniem swojej wiary od zwykłego, zdrowego rozsądku? Nie zdziwiłoby mnie to, na pewno nie.

I tak od zadumy do kolejnej zacząłem dostrzegać, że "Nawiedzenie" to zupełnie dobra powieść. Wszak zacząłem myśleć, próbować zrozumieć to, co widzę przed oczami, wczuć się w miasteczko gdzieś na końcu świata i pragnienie ludzi by Bóg rzeczywiście istniał, a najlepiej wręcz teraz, tu, zaraz, dzisiaj powrócił. A o myślenie chodziło Perettiemu, jak powiedział w przedmowie. Także, jeśli ktoś mnie zapyta, czy "Nawiedzenie" Perettiego to niezły thriller, powiem: nie, beznadziejny. Ale całkiem interesujący dramat.

Visitation
Frank Peretti
Wydawnictwo M 2012
wydanie elektroniczne: 485 stron

Strona książki na LubimyCzytać.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz