niedziela, 29 lipca 2012

Mons Kallentoft - "Ofiara w środku zimy"


Nie zawsze można mieć fart. Wydawcy robią wszystko, by książkę sprzedać, trudno ich za to winić, jednak czasem słowa reklamujące czy blurby są po prostu kosmicznie nieprawdziwe. Wówczas kupiona powieść, jeśli słaba, wydaje się kiepska podwójnie, także w kontekście tego, co wydawca na okładce obiecywał.

Porównanie Monsa Kallentofta ze Stiegiem Larssonem to strzał potężnego kalibru. I zupełnie nietrafiony, już nawet w kontekście samego gatunku literackiego. Larsson to sensacja, a Kallentoft - kryminał. Larsson snuje opowieść z narracją prostą, nieskomplikowaną, łatwą (w przeciwieństwie do fabuły) - Kallentoft wydziwia, kombinuje, ze wszystkich sił próbuje być inny, wyjątkowy, zapamiętany. Cóż, to ostatnie mu się udało. Zapamiętam faceta i od kolejnych jego powieści będę się trzymał z daleka.

Bohaterką jest policjantka, Malin Fors. Przychodzi jej wyjaśnić zagadkę zwłok mężczyzny, zawieszonych na drzewie, w miejskim parku. Od samego początku brakuje nam danych, wszystko trzeba odkryć po kolei. I sama historia martwego człowieka jest wspaniała, a to, co (i dlaczego) mu się przydarzyło, mogłoby być kawałkiem świetnej literatury. Ale nie jest, właśnie z powodu chęci autora do kombinowania.

Według mnie Kallentoft za ChRL nie potrafi stworzyć klimatu. Lepiej, by sobie próby odpuścił, ale nie, on się stara, do samego końca. Stąd też mamy tu kompletnie przeze mnie niezrozumiałe fragmenty, w których narratorem jest... trup, komentujący aktualne wydarzenia, to, co dzieje się z jego ciałem. Straszna bzdura, bowiem narracja owa jest tak wydumana, wręcz egzaltowana, że ogarnęło mnie obrzydzenie - moja inteligencja czytelnika kryminału została po prostu obrażona :-)

Nie lepiej jest z resztą tego typu zagrywek. Rzecz dzieje się w jednym z najmroźniejszych lutych ostatnich lat. Zimno jest wszędzie, mróz jest potworny... ale autor nie potrafi tego pokazać tak, by zimno poczuć. Zamiast tego widzimy plejadę policjantów i dziennikarzy, którzy przy ochłodzeniu zachowują się jak panienki z pensji, ach, jak mi zimno, ojejku, ale straszna zima, niech to dunder świśnie! Lelum, polelum, kalesony by sobie założyli. A dam sobie rękę uciąć, że taki na przykład Hakan Nesser w dwóch akapitach odmalowałby zimę tak konkretnie, że sam bym po kalesony poleciał.

Lektura to była mordęga. Tym bardziej dlatego, że jak już wspomniałem, sama historia trupa jest świetna, a jego los w pełni odpowiada moim wymaganiom jako czytelnika kryminałów. Są źli ludzie, jest kilka prawd o nas, o tym, że najciemniej jest zawsze pod latarnią, że własna matka może być dla dziecka najgorszą z istot i tym podobne, konkretne tematy. Jednak wykonanie całości zepsuło wszystko. Ja tam znawcą nie jestem, jednak lojalnie ostrzegam - powieść jest bardzo zepsuta prymitywnymi i kompletnie nie skutecznymi zagrywkami autora.

Midvinterblod
Mons Kallentoft
Wydawnictwo REBIS
wydanie elektroniczne: 290 stron

Strona książki na LubimyCzytać.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz