wtorek, 24 kwietnia 2012

Szczepan Twardoch - "Tak jest dobrze"

Szczepan Twardoch to jeden z moich ulubionych pisarzy. Poza tym, że doceniam jego język, pomysły, wykonanie utworów i ich siłę oddziaływania, zwyczajnie mi imponuje szeroko rozumianą inteligencją, której próżno szukać w książkach setek innych twórców, nieraz przecież od Twardocha o wiele starszych, zatem - zdawałoby się niesłusznie - mądrzejszych czy też bardziej doświadczonych.

Już przy lekturze “Wiecznego Grunwaldu” wiedziałem jednak, że chyba przyjdzie mi się z prozą śląskiego pisarza może nie rozstać, ale przynajmniej lekko oddalić. Nie doganiam jego myśli, nie rozumiem wszystkiego, nie starcza mi szarych komórek. Jak dalej będzie podążał w tym kierunku, a pewnie będzie, bowiem stale się rozwija, zostanę daleko w tyle ;-)

“Tak jest dobrze” to sześć opowiadań, z czego ostatnie, tytułowe, jest znane z Nowej Fantastyki. I kto je czytał, może się spodziewać, że reszta jest utrzymana w podobnym klimacie. Autora po prostu interesuje człowiek, i człowiekiem się zajmuje. Z różnych stron, przeważnie takich, które nie mają ani zbyt dobrego wyglądu, ani zbyt przyjemnego zapachu. O ile tekst tytułowy czy “Gerda” można jeszcze potraktować jako prozę w wersji soft, tak pozostałe cztery opowiadania to już konkretne hard.

Napisanie, że książka jest mistrzostwem byłoby przesadą. Choć niewątpliwie ma swoje momenty. Spuszczenie jej w kiblu za wulgaryzmy i opis tego, czego nikt nie chce oglądać byłoby też dużym błędem. Choć chwilami lektura może przypominać oglądanie z bliska kilkudniowej padliny. No ale takimi jesteśmy, każdy z nas, i takie właśnie sytuacje nas kreują. Przeważnie lektura jest bardzo wciągająca, nawet fascynująca, i bez większego wysiłku można zrozumieć podstawy, na których opiera się całość. Czasem jednak rozwiązania są według mnie trochę za bardzo napompowane, nadmuchane sztuczną siłą, przez co tej prawdziwej ubywa Niutonów. No, chyba że czegoś nie zrozumiałem, co jest możliwe. Niezależnie od tego książkę chce się polecić innym i coś mi mówi, że będzie to jedna z tych pozycji w mojej kolekcji, która stale będzie znikać z półki, pożyczana kolejnym znajomym. Bo mimo pewnych uwag, które pozwoliłem sobie na głos wymienić (cóż za mądrala ze mnie, ha!), czuję sporą potrzebę podzielenia się Taką Literaturą, bo to rzadkość.

Tak jest dobrze, Powergraph 2011, 240 stron

Strona książki na Fantasta.pl
Strona książki na LubimyCzytać.pl

niedziela, 15 kwietnia 2012

Henning Mankell - "Piramida, tom 3"

Trzecia i ostatnia książeczka, która teoretycznie opowiada o przygodach młodego Kurta Wallandera jest prawdopodobnie odcinkiem najlepszym. Z zaznaczeniem, że podobnie jak tom drugi, wcale o młodości szwedzkiego policjanta nie opowiada. Rzecz dzieje się na chwilę przed wydarzeniami z “Mordercy bez twarzy” - pierwszej pełnej powieści, a nawet płynnie do niej przechodzi.

Opowiadanie zawiera większość tego, za co Wallandera można lubić. Jest już po rozstaniu z żoną, choć wciąż głupio się spodziewa, że Mona do niego wróci. Ważną postacią jest także ojciec Kurta, w bardzo typowy dla siebie sposób sprawiający synowi potężne problemy. Po prostu czysty anarchista, ot co. Bez wątpienia jedna z najważniejszych i najfajniejszych postaci w serii.

Dobrze się czyta także ze względu na obecność niejakiego Rydberga, czyli wielkiego wzoru policjanta, który jest bezpośrednio odpowiedzialny za sposób pracowania i myślenia Wallandera. Sama historia tu przedstawiona nie odbiega jakością od późniejszych książek, oczywiście z zaznaczeniem, że to rzecz o wiele krótsza, ale wcale nie skromniejsza, bowiem intryga jest zakrojona na imponującą skalę, jak na rozmiar opowiadania. W przeciwieństwie do “Mężczyzny na plaży. Śmierci fotografa” “Piramidę” szczerze polecam.

Pyramiden, W.A.B. 2011, wydanie elektroniczne: 144 strony

Strona książki na LubimyCzytać.pl

piątek, 13 kwietnia 2012

Henning Mankell - Piramida, tom 2. "Mężczyzna na plaży. Śmierć fotografa"

Druga książeczka (bo książką trudno nazwać coś, co w wersji elektronicznej ma 80 stron) opisująca przygody Wallandera za młodu rozczarowała mnie dość mocno. Głównie dlatego, że wcale nie pokazuje przygód Wallandera za młodu. Opowiadania toczą się w pod koniec lat osiemdziesiątych, czyli na chwilę przed rozpoczęciem właściwej serii powieści, gdy Wallander jest już człowiekiem w sile wieku. Także o pomyłkach młodości i innych elementach tego typu, które mogłyby być ciekawe można zapomnieć.

Obie historie są znośne, ale daleko im do pełnoprawnych odcinków serii o ystadzkim komisarzu. Nie wnoszą praktycznie nic nowego, pokazują bohatera konsekwentnie takim, jakim go znamy. Książeczka droga nie była, ale i tak szkoda mi tych kilkunastu złotych, czuję się oszukany. Reklamowana była jako coś zupełnie innego. Dołączam do tych Czytelników, którzy już zawsze będą się zastanawiali po co właściwie te opowiadania zostały napisane?



Strona książki na LubimyCzytać.pl

środa, 11 kwietnia 2012

Henning Mankell - Piramida, tom 1. "Cios. Szczelina"

“Cios. Szczelina” to odpowiedź Mankella na pytania fanów, brzmiące mniej więcej tak: jakim policjantem był Kurt Wallander w młodości? Jak układało mu się z małżonką? O co konkretnie chodziło w słynnej sprawie, do której nasz bohater tak często się odwoływał, kiedy to dostał cios nożem w pierś? Szwedzkiego policjanta poznajemy w sile wieku, pytania te więc są jak najbardziej uzasadnione. I tak powstała “Piramida”, czyli kilka opowiadań z czasów, gdy Wallander stawiał dopiero swoje pierwsze kroki w zawodzie stróża prawa.

Lektura jest bardzo przyjemna, choć pierwszy tom o młodości Kurta zdecydowanie nie dorównuje późniejszym powieściom. Ale to bardziej z powodu treści, niż formy - w opowiadaniu trudniej jest zawrzeć tyle ciekawych przemyśleń i spostrzeżeń, z których Wallander jest znany. “Cios” opowiada oczywiście o sprawie z nożem, gdy policjant wciąż mieszka w Malmo, po ulicach chadza na patrole w mundurze, a małżeństwo jest dopiero w planach. Pali papierosy, dość natrętnie narzuca się wydziałowi kryminalnemu, pragnąc przeniesienia do “poważnej” pracy, oczywiście stale kłóci się z ojcem. No i jest tym, kogo dobrze znamy - policjantem, który uwielbia działać w pojedynkę i nie tylko poświęcać każdą, wolną chwilę na śledztwo, nawet wbrew opiniom starszych kolegów, ale wręcz ryzykować, stąpać po cienkim lodzie. Jego pragnienie wyjaśnienia sprawy i poukładania poprawnie wszystkich elementów momentami graniczy z obsesją.

Inaczej “Szczelina”. To naprawdę krótka, pełna dramatu historyjka, którą ktoś, kto zaliczył poprzednie tomy może uznać za wypełniacz. W typowy dla siebie sposób Mankell pokazuje nam, że już w 1975 roku dzieje się coś złego, widać zapowiedź czasów, które dopiero nadejdą, i na które przypadną najlepsze (ale i najtrudniejsze) lata komisarza Wallandera.

Czyta się dobrze i bardzo szybko. Wręcz za szybko - naprawdę wydawca nie mógł umieścić całej “Piramidy” w jednym tomie? Niech będzie, że w dwóch, ale dzielić to od razu na trzy pozycje? Lekka przesada raczej.

Hugget. Sprickan, W.A.B. 2011, 187 stron

Strona książki na LubimyCzytać.pl

Henning Mankell - "Zapora"

“Zapora” to powieść, w której Henning Mankell kolejny raz próbuje pokazać jak trudna jest praca policjanta z wydziału kryminalnego. Tym razem przez przygotowanie bardzo skomplikowanej intrygi, gdzie tak naprawdę do samego końca nie wiadomo, czy wszystkie wymienione postaci w ogóle coś łączy, czy też może ich połączenie jest tylko wytworem wyobraźni coraz słabiej poruszających się po “nowym świecie” funkcjonariuszy?

Tradycyjnie w tle oglądamy ciekawe tło społeczno-polityczne. W “Zaporze” autor wziął na warsztat kolejny z wielkich problemów lat dziewięćdziesiątych, czyli pogoń człowieka za technologią. Jak ze smutkiem, a także ze zdziwieniem zauważa Wallander, jesteśmy od technologii uzależnieni. Gaśnie prąd w całym mieście - kryzys. Źli ludzie dobierają się do skomputeryzowanych systemów zabezpieczeń, na przykład bankowych - kryzys. Ponadto wciąż co chwilę dowiadujemy się jak to Szwecja według komisarza schodzi na psy i szczerze powiem, że to się zaczyna robić już nieco nużące.

Powieść lekko odstaje od poprzednich tomów, na gorsze. Mankell za bardzo pojechał (znowu) amerykańskim sposobem kreowania akcji i liczne nagłe zwroty wydarzeń, typowo hollywoodzkie, psują pozytywny klimat dobrej opowieści policyjnej. A przecież od dawna wiadomo, że tego pisarza stać na więcej.

Książkę mimo wszystko polecam, choć podobnie jak w przypadku odcinka “Mężczyzna, który się uśmiechał”, sugeruję przygody z Wallanderem od tej pozycji nie rozpoczynać.

Brandavagg, W.A.B. 2009, 544 strony

Strona książki na LubimyCzytać.pl

sobota, 7 kwietnia 2012

Grzegorz Drukarczyk - "Zabijcie Odkupiciela"

Kiedyś wpadło mi w ręce kilka skromnych książeczek wydanych przez Almapress, oferujących opowiadania zaliczane do szeroko pojętej fantastyki. Były tam nazwiska dziś bardzo znane, jak chociażby Jacek Piekara czy Krzysztof Kochański, ale i znane mniej - Katarzyna Urbanowicz i Grzegorz Drukarczyk. Ze wszystkich czterech najbardziej zapamiętałem tego ostatniego właśnie, którego opowiadania według mnie były na nieco innym, wyższym poziomie.

O pisarzu przypomniałem sobie niedawno, przy okazji pierwszego odcinka serii książek, jakie możemy zakupić dzięki Wydawnictwu Almaz. Nim jednak zdecydowałem się zamówić ową książkę, dla sprawdzenia czy proza pana Drukarczyka wciąż mi się podoba, sięgnąłem po jego poprzednią powieść: “Zabijcie Odkupiciela”. Oryginalnie została wydana w roku 1992, a stosunkowo niedawno przypomniała o niej Fabryka Słów.

Lektura okazała się w najwyższym stopniu zadowalająca. Trochę dziwna, czyli znacznie odstająca od tego, co na co dzień oferuje lubelski wydawca. Podobnie, jak tamte opowiadania Almapressu, na nieco innym, wyższym poziomie.

Jest to powieść, która toczy się w przyszłości, ale wydaje się, że niezbyt odległej. Punktem wyjścia jest awaria w gigantycznej elektrowni atomowej. Obsługa szybko zdaje sobie sprawę z faktu, że samodzielnie nie są w stanie tego naprawić i ktoś musi wejść do środka, narażając się na promieniowanie, i ręcznie pokierować robotami naprawczymi. W tym świecie przyszłości okazuje się, że znaleziono idealne rozwiązanie na taką właśnie okazję: można wykorzystać do pracy ludzi wykolejonych, bezdomnych, żyjących na marginesie społeczeństwa. A przynajmniej większości “normalnych” się oni wydają wykolejonymi. Sami o sobie mówią nie inaczej jak Wspaniali Powaleni i są postaciami doskonałymi, które od pierwszego momentu można polubić i bez problemu sobie wyobrazić. Każdy z nich posługuje się swoim własnym, unikalnym językiem, specyficznym zestawieniem słów, świadczących o jego osobowości. Mamy zatem Apostoła, stale cytującego fragmenty Najnowszego Testamentu, jest i mgr, stale wyzywający innych od nieuków, jest Mistrz Świata pragnący pobijać wszelkie możliwe rekordy, jest w końcu Schizo, będący głównym bohaterem powieści, człowiek pełen cynizmu i tumiwisizmu, kryjący jednak w sobie o wiele więcej, niż pokazuje na zewnątrz.

Książka miesza ze sobą wiele różnych kwestii, od ekologii, przez stosunki międzyludzkie, na religii skończywszy. Słowo Odkupiciel nie występuje w tytule bezpodstawnie - a jego pojawienie się jest mocnym zobrazowaniem tego, jak ludzie wykorzystują wiarę i religię do celów, którymi wiara i religia powinna się brzydzić. Tu warto dodać, że o ile dziś oddźwięk ze strony czytelnika będzie nieco mniejszy, tak w 1992 roku tego typu przedstawienie postaci Chrystusa musiało nieźle mieszać co poniektórym w głowach.

Wielkim plusem książki jest potężna liczba ciekawych monologów naszych barwnych postaci, w których autor daje popis prawdziwie złotych myśli na tematy przeróżne, ale zawsze ciekawe. Ponadto większa część pisana jest z perspektywy pierwszej osoby, naszego Schizo, i tu drugą wartością jest spore poczucie humoru i naprawdę niezłe odzywki, którymi bohater traktuje otaczających go ludzi i rzeczywistość.

Jedyną wadą powieści jest jej rozmiar. To w zasadzie mikropowieść, którą można zaliczyć w dwie godziny. Dobra rzecz, na tyle odstająca od innych, by zapaść w pamięć na dłużej, oferująca zupełnie inne podejście do czytelnika, niż tylko zapewnienie rozrywki, czasem prowokuje do myślenia, ale jednocześnie wcale nie trudna w odbiorze. Szczerze wszystkim polecam.

Zabijcie Odkupiciela, Fabryka Słów 1992, 224 strony

Strona książki na Fantasta.pl
Strona książki na LubimyCzytać.pl

Henning Mankell - "O krok"

Było dla mnie już pewną normą, że kryminały, których bohaterem jest szwedzki policjant Kurt Wallander zawsze oferowały bogate tło społeczno-polityczne i opowiadając o śledztwie i zbrodni, jednocześnie mówiły o pewnych sprawach, które w danej chwili “bolały” pisarza. W przypadku siódmego tomu serii sytuacja się delikatnie zmieniła. Trudno wskazać jeden, konkretny punkt, którego autor się trzymał budując wspomniane tło. Mankell dotyka tym razem aż kilku spraw, lecz niestety żadnej z nich nie omawia w wystarczająco wyczerpujący sposób. Mamy tu trochę o różnych stowarzyszeniach, nieraz bardzo tajnych, wręcz sektach. Jest mowa także o homoseksualizmie.

Gdyby jednak chcieć niejako na siłę znaleźć temat główny, myślę, że byłby to znowu coraz bardziej okrutny świat, coraz bardziej podzielona Szwecja, jak ładnie zostało to ujęte: podzielona na ludzi potrzebnych i niepotrzebnych. Stąd też wynikają przeróżne frustracje, jakie męczą ludzi, a od frustracji do przestępstwa jest już bardzo blisko.

Ponadto “O krok” zajmuje się także drugim, nie mniej ważnym zjawiskiem: bardzo osobistym podejściem do pracy naszych bohaterów. Bowiem bardzo szybko w książce dochodzi do wydarzeń prawdziwie dramatycznych, gdzie talent autora do kreowania takich właśnie sytuacji uwidacznia się w pełni. Po raz pierwszy będziemy mieli okazję oglądać pracę Wallandera, Martinssona, Hanssona i ich koleżanek w sytuacji, w której każda z postaci angażuje się osobiście, bowiem jedną z ofiar staje się ktoś im bardzo dobrze znany. Cóż, jak się szybko okaże, nie aż tak bardzo, jak im się wydawało.

Zaletami książki jest wszystko to, do czego Mankell czytelnika przyzwyczaił: konkretni bohaterowie, bardzo ludzcy, którzy wśród kilku zalet posiadają także mnóstwo wad. Sama historia może nie jest aż tak wciągająca, jak w “Piątej kobiecie”, jednak obserwacja tego, co dzieje się w głowach postaci daje sporą przyjemność. Wad oczywiście też nie brakuje, a za największą jak zwykle uważam nieco zbyt hollywoodzkie rozwiązania niektórych sytuacji - mimo to książka i tak świetnie się broni i po zakończeniu lektury jak zwykle w przypadku Mankella stwierdziłem, że bawiłem się świetnie, a czas poświęcony powieści z pewnością nie był czasem zmarnowanym.

Steget efter, W.A.B. 2006, 504 strony

Strona książki na LubimyCzytać.pl

wtorek, 3 kwietnia 2012

Henning Mankell - "Piąta kobieta"

Kolejna książka o Kurcie Wallanderze zapowiada się jako mankellowska odpowiedź na szerzący się, zwłaszcza w Afryce i na Bliskim Wschodzie terroryzm. Grupa separatystów z Algierii dla chwały Proroka morduje cztery zakonnice francuskiego pochodzenia. Ot, taka mentalność religijna - zabicie kobiet jak widać u niektórych wywołuje poczucie spokoju i bezpieczeństwa. Okazuje się, że wśród nich przebywała także piąta kobieta - Szwedka. Bez wahania i ją pozbawiają życia. Algierska policja próbuje zatuszować sprawę, informując rodzinę kobiety, że ta zmarła w wypadku samochodowym. Trafia się jednak jedna funkcjonariuszka, której takie rozwiązanie nie odpowiada. Prywatnie wysyła do córki zamordowanej list, wyjaśniający całą sytuację. Tak zaczyna się akcja książki, a zarazem kończy kwestia terroryzmu.

Bo “Piąta kobieta” tak naprawdę okazuje się być powieścią o zupełnie innym problemie. O tym, o czym każdy z nas wie, a czego przerażająco wielu próbuje nie zauważać lub uważa, że nas on nie dotyczy. Chodzi o sposób, w jaki niektórzy mężczyźni traktują niektóre kobiety - o przemoc.

Podstarzały sprzedawca samochodów, skromny właściciel kwiaciarni, chemik badający produkty spożywcze - wszyscy zostają zamordowani w dość okrutny sposób. Zdecydowanie czuli, że umierają. Na pierwszy rzut oka każdy z nich wydawał się być spokojnym, nie wadzącym nikomu człowiekiem. Wallander szybko jednak dochodzi do wniosku, że gdzieś musi być jakaś nić, która ich łączy.

Książka tym razem nie udostępnia nam wielu informacji o mordercy. W przeciwieństwie do “Fałszywego tropu” nie jesteśmy wcale mądrzejsi od policji, lektura jest dzięki temu tym bardziej wciągająca. A efekty śledztwa stają się coraz bardziej zaskakujące. Mankell z powodzeniem podjął próbę kreacji sytuacji, w której zbrodniarz cieszy się pewnym uznaniem w oczach czytelnika, co w serii o Kurcie Wallanderze dzieje się bodaj pierwszy raz.

Oczywiście nie zabrakło pokazania barwnego tła społecznego. Tym razem opisana zostaje sytuacja, którą przechodziło swego czasu wiele narodów europejskich. Wskutek rozczarowania pracą policji, która nie daje sobie rady z coraz bardziej okrutnymi i niezrozumiałymi przestępstwami, Szwedzi zaczynają kombinować nad powołaniem tak zwanej gwardii obywatelskiej. Nie trzeba być wybitnie inteligentnym, by przewidzieć czym taka samowolka się skończy, ale Mankell i tak dobitnie pokazuje dlaczego jakąkolwiek władzę nad innymi ludźmi powinni mieć tylko i wyłącznie ludzie odpowiednio przeszkoleni. I zbadani, szczególnie pod kątem psychiki.

“Piąta kobieta” dzielnie walczy o uwagę czytelnika i według mnie wcale nie odstaje poziomem od poprzednich przygód znanego policjanta. Książkę szczerze polecam.

Den femte kvinnan, W.A.B. 2009, 488 stron

Strona książki na LubimyCzytać.pl