sobota, 4 lutego 2012

Glen Cook - Kroniki Czarnej Kompanii, tom 2. "Cień w ukryciu"

Drugi tom przygód Czarnej Kompanii wydaje się być lepszy od pierwszego, myślę jednak, że jest to raczej wrażenie wywołane pewnymi zależnościami, niż fakt. Otóż w drugim tomie kontynuujemy poznawanie losów kompanii, spisywanych przez niejakiego Konowała, a uczucia lekkości lektury i chęć poznawania dalszych przygód spowodowane są przede wszystkim tym, że znamy już mniej lub bardziej główne postaci. Wracamy do nich niczym do starych znajomych, od początku wchodząc w pełni w świat przedstawiony i wydarzenia, które konkretnie odmienią losy kompanii.

W poprzednim tomie dowiedzieliśmy się niejednej ciekawej informacji o świecie, te jednak były podawane skromnie, raz na jakiś czas. Czytelnik musiał je pieczołowicie składać, by zrozumieć wszelkie zależności, w które uwikłała się Czarna Kompania. Teraz grunt jest o wiele mniej kamienisty, o wiele bardziej żyzny - autor fakty dotyczące świata przypomina bez skrępowania, także jatka, jaka się tu dokona jest od samego początku zrozumiała i do przyjęcia.

Dlatego też Glen Cook nieco bardziej skupia się na wykreowanych przez siebie postaciach. A mamy ich tu całą plejadę - wszyscy bohaterowie stawili się na zawołanie autora, jest więc nie tylko Konował i Jednooki, Elmo i Goblin, Milczek i Kapitan - nie zabrakło bowiem i tych najważniejszych, którzy tak tajemniczo zakończyli tom poprzedni. Kto zna “Czarną Kompanię” doskonale się domyśla, w jakim kierunku pójdzie fabuła. Lecz Glen Cook serwuje nam ogromną niespodziankę i gwarantuję, że ów kierunek jest nakreślony w taki sposób, że niejednemu szczęka opadnie z wrażenia, nawet kilka razy.

Ciekawym zabiegiem jest odebranie części narracji Konowałowi. Sporo rozdziałów jest pisanych przez obojętnego, neutralnego dla akcji narratora, z perspektywy trzeciej osoby. W ten sposób poznajemy kilkoro nowych postaci zamieszkujących miejscowość o nazwie Jałowiec, w której rozgrywa się ogromna większość akcji powieści. Autor pokazał, że mimo iż posługuje się prostym, krótkim, nieraz wręcz urywanym, żołnierskim językiem nieobce mu są tajniki ludzkiej psychiki i wspaniale nakreślił postać Marona Szopy, tkwiącego w Jałowcu między młotem a kowadłem, a którego historia już po kilku chwilach staje się bardzo zajmująca.

I znowu, już drugi raz, Glen Cook robi to, co w powieściach fantasy jest dla mnie największą zaletą: tak bardzo uzależnia od swoich bohaterów czytelnika, że po zamknięciu “Cienia w ukryciu” istnieje tylko jedna możliwa do uczynienia rzecz: sięgnięcie po tom kolejny, “Białą Różę”, co robię z prawdziwą przyjemnością :-)

Shadows Linger, Rebis 2002, 299 stron

Strona książki na Fantasta.pl
Strona książki na LubimyCzytać.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz