czwartek, 2 lutego 2012

George R. R. Martin - Pieśń Lodu i Ognia, tom 5. "Taniec ze smokami, część 1"

Oczekiwanie na kolejny tom sagi “Pieśń Lodu i Ognia” wcale nie było katorgą, bowiem już poprzedni tom - “Uczta dla wron” - dość konkretnie obniżył jakość opowieści. Z góry wiedząc, że “Taniec ze smokami” rozgrywa się w tym samym czasie, co wspomniana książka, a różni się jedynie ukazaniem losów innych bohaterów, nie spodziewałem się wybitnej lektury. Także wcale nie jestem jakoś specjalnie rozczarowany przeciętną jakością części pierwszej “Tańca ze smokami”.

Jedno jest tylko zastanawiające. Przecież tu autor opowiada o znacznie ciekawszych postaciach, niż w “Uczcie...”. Poznajemy dalsze losy Tyriona, Daenerys, Jona Snow i Brana Starka. Autorowi jednak udało się losy tych bohaterów sprowadzić do poziomu poprzedniego tomu - lektura bywa ciekawa a czasem nawet zajmująca, lecz do poziomu pierwszych trzech tomów nie dorasta w najmniejszym stopniu.

Według mnie problemem powieści jest to, że Martin tylko lekko ruszył, żeby nie powiedzieć wręcz: “tyrpnął” swoich bohaterów, nie rozwiązując tak naprawdę żadnych kwestii. Przez ponad sześćset stron podążamy wraz z nimi do co prawda jasno określonego celu, który jednak na końcu książki jest równie odległy, jak na jej początku. Oczywiście kolejne przygody, jeśli można tak nazwać dramatyczne losy, jakie spotykają wszystkich po kolei bywają ciekawe, lecz przez cały czas trwania lektury nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że droga wybrana przez autora prowadzi donikąd. Przynajmniej na razie, może w drugim tomie coś wreszcie zacznie się dziać.

Daenerys zajmuje się polityką, a jednocześnie budzi się w niej młoda kobieta, która miewa swoje potrzeby. Coraz trudniej jest jej zapanować nad trojgiem smoków, podobnie jak powoli rozsypuje się jej światopogląd. To, co wyglądało ładnie jako plan - pozbycie się niewolnictwa, nadanie równości wszystkim obywatelom - w rzeczywistości wcale takie dobre nie jest. Daenerys nie przypomina w tej części mądrej i rozsądnej khaleesi, bardziej jest dzieckiem, którym coraz częściej sterują hormony.

Z kolei Tyrion, choć jest postacią genialną, tu także traci rezon. Oczywiście wpływ na to mają wydarzenia z poprzednich części, lecz nie da się ukryć, że ktoś tak cyniczny, jak nasz Krasnal, jakoś długo się podnosi z otępienia. To nie jest ten sam bohater, co dawniej. Bywa zabawny, bywa inteligentny - ale tylko bywa. Dawniej był taki cały czas.

“Tańcu ze smokami”, podobnie jak “Uczcie dla wron” po prostu brakuje tego polotu, jakimi cechowały się poprzednie części, a w szczególności “Nawałnica mieczy”. Może autor wymyślił jednak zbyt wiele doskonale skrojonych postaci, i przy rozwijaniu historii jest mu coraz trudniej nad nimi zapanować? Niestety fragmenty poświęcone Jonowi Snow, a także te opowiadające o Branie bywają tak śmiertelnie nużące, że aż żal ogarnia czytelnika.

Jedynym promykiem nadziei jest postać niejakiego Fetora, który okazuje się być... sami zobaczycie kim. Czytając o jego dramatycznych losach chwilami można poczuć klimat, jakim cechowały się poprzednie części. Także jest nadzieja, pamiętajmy też, że to dopiero pierwsza część piątego tomu sagi - jeszcze wiele się może wydarzyć. Jednakże póki co trudno mi uznać “Taniec ze smokami” za książkę lepszą od po prostu przeciętnej.

A Dance with Dragons, Zysk i S-ka 2011, 632 strony

Strona książki na Fantasta.pl
Strona książki na LubimyCzytać.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz