niedziela, 8 stycznia 2012

Stephen King "Miasteczko Salem"

W Maine, gdzie toczy się akcja większości powieści Stephena Kinga, autor stworzył coś na kształt trójkąta bermudzkiego - trzy fikcyjne miasteczka, znajdujące się tuż obok tych istniejących naprawdę, w obrębie których dzieją się rzeczy czasem tylko dziwne, lecz częściej naprawdę przerażające. Są to Castle Rock (“Cujo”, “Sklepik z marzeniami”), Derry (“To”, “Łowca snów”, “Bezsenność”, nawet “Dallas ‘63”) oraz Jerusalem, zwane jednak znacznie częściej po prostu Salem. Tam właśnie toczy się akcja drugiej powieści Mistrza, zarazem pierwszej z całej serii historii o spokojnych, małych miasteczkach, w których wszyscy się znają, nie ma żadnej anonimowości, wciąż rozmawia się o skandalach sprzed kilkudziesięciu lat, i w których znacznie częściej, niż wielu się wydaje, mamy do czynienia z prawdziwym złem.

Bohaterem jest wciąż jeszcze młody mężczyzna, który powraca do miasteczka swojego dzieciństwa. Interesuje go, zupełnie jak dawniej, tajemniczy Dom Marstenów, w którym onegdaj przeżył coś naprawdę przerażającego. Dziwnym trafem wraz z jego przyjazdem do Salem wprowadzają się dwaj tajemniczy nieznajomi, otwierający niewielki biznes. Wprowadzają się rzecz jasna do słynnego, nawiedzonego domu, uprzedzając w tym zamiarze pisarza.

Stephen King w “Miasteczku Salem” zaczyna się bawić tym, za co w późniejszych książkach można Jego prozę pokochać - pokazuje miejscowość w taki sposób, że od lektury po prostu nie można się oderwać. Wspaniałe zależności między ludźmi, ich krótkie historie, wyjaśniające dlaczego w tym momencie życia znajdują się akurat w takiej sytuacji. Swobodne opowieści często przerywane są wtrąceniami typowo kingowskimi, jak chociażby genialny opis matki wyżywającej się na niemowlaku, sadystycznego kierowcy szkolnego autobusu w akcji, czy zdradzanego męża, przyłapującego żonę z kochankiem na (bardzo) gorącym uczynku. To nie jest jeszcze ten pisarz, który w późniejszych książkach potrafi rozbudować historię miejscowości i jej mieszkańców do kolosalnych rozmiarów, pokazując codzienne problemy zwykłych ludzi. Ale już widać, że Go do takich opisów ciągnie i tym, które znajdziemy w “Miasteczku Salem” nic nie można zarzucić.

Niestety zupełnie inaczej jest w kwestii grozy. Nastrój nawet nie jest najgorszy, przynajmniej na początku lektury, ale im dalej, tym jaśniejszym się staje, że do czynienia będziemy mieli z wampirami. W dzisiejszych czasach trudno jest kibicować tym istotom, wielokrotnie zgwałconym przez popkulturę, a ja miałem dodatkowym problem - kreatury, które w dzień kładą się do snu w... trumnach(?!) zawsze budziły moją wesołość, dlatego ze strachu nici. Druga połowy książki jest potwornie ciężkostrawna i napisana zgodnie z regułami gatunku horror. Nie mogłem się jednak oprzeć wrażeniu, że owe reguły ciążą samemu pisarzowi - może dlatego tyle innych Jego książek je łamie, pozwalając swoim bohaterom na nie dość, że walkę, to jeszcze nawet zwycięstwo ze złem?

Niezależnie od tego z trudem dobrnąłem do końca “Miasteczka Salem”, od połowy lektury odczuwając już tylko znużenie i kompletny brak zainteresowania losami bohaterów. Przypuszczam, że dotarłem do końca tylko dzięki nadziei na jakieś zaskakujące, dobre zakończenie, ale i w tym się zawiodłem. Nie można mieć wszystkiego, zawsze powtarzam.

Salem's Lot, Prószyński i S-ka 2008, 528 stron

Strona książki na Fantasta.pl
Strona książki na LubimyCzytac.pl

1 komentarz:

  1. Jesteś strasznie krytyczny. Salem może nie jest najlepszym dziełem Kinga, ale trzyma poziom i nastrój. Wg mnie King bardzo ciekawie opisał całe miasteczko, jak i podtrzymał grozę, choć walka z tą dziewczyną (nie pamiętam szczegółów) nieco śmieszna :)

    OdpowiedzUsuń