wtorek, 18 października 2011

Maja Lidia Kossakowska "Upiór Południa, część 1. Czerń"

Nie jestem wielkim fanem książek Mai Lidii Kossakowskiej. Nie rozumiem cyklu anielskiego, rozbawia mnie w dość nieprzyjemny sposób, który nie pozwala cieszyć się lekturą. Mam jednak spory szacunek dla autorki za “Zakon Krańca Świata”, który jednocześnie uważam za zbyt przegadany, co także odbiło się na ostatecznym odbiorze książek. Jednak nawet porównując już te dwie serie widać, że pisarka nie zamyka się w zawsze tym samym pokoju, że potrafi bez problemu tworzyć rzeczy kompletnie różne, w zupełnie innych klimatach. Stąd też na mojej półce pojawiła się “Czerń”, część pierwsza cyklu “Upiór Południa”, zakupiona z myślą: “może tym razem się uda i do mnie opowieść trafi?”.

I trafiła, jak najbardziej. Obłęd, opętanie, psychoza, gniew, smutek, tragiczne wydarzenia odciskające swoje piętno na zawsze - opis tego typu stanów i emocji w wykonaniu Mai Kossakowskiej jest bardzo, ale to bardzo realistyczny. Nie jest problemem wczuć się w klimat historii opowiadanej przez bohatera, reportera wojennego spędzającego życie na kolejnych konfliktach, jakie co chwilę wybuchają w gorącej Afryce. Sama Afryka zresztą jest tu według mnie pełnoprawnym bohaterem, niemalże postacią fizycznie istniejącą, a autorce udała się sztuka, której nie powstydziłby się największy miłośnik gorącego kontynentu, jakiego w literaturze spotkałem - Mike Resnick. Afryka żyje, ale jest to ostatni oddech, nie potrafi się udźwignąć po licznych ranach, jakie zadały jej własne dzieci, stale dające się omotać paskudnemu, wyrachowanemu złu białego człowieka.

Bohater opowiada o swoim życiu i kolejnych misjach. Mówi o potworności wojny, wspomina Ruandę, walki między Tutsi i Hutu, dzieci biegające z karabinami. Wspomina także swoich towarzyszy, wśród nich tego jednego, który nie żyje, a jednak wciąż jest obecny. Obłęd jest coraz poważniejszy. Składają się na niego nie tylko wojna i ludobójstwo, ale także afrykańskie wierzenia, klątwy i śmiertelnie zmęczone bóstwa. Najstarsze na ziemi, jako że przecież wszyscy z Afryki pochodzimy.

Stosunkowo długie opowiadanie (bo jednak trudno całość nazwać pełnoprawną książką) jest napisane z ogromną konsekwencją w jednym, tym samym, niebywale upiornym tonie. Afryka tu ukazana jest brudna i pobita, wielokrotnie zgwałcona, ale jeszcze ostatkiem sił się trzyma. Z początku co prawda bohater lekko przegina, jego niechęć do wszystkiego wokół i samego siebie jest nieco zbyt nachalna, wręcz egzaltowana, lecz w miarę rozwoju sytuacji to uczucie zanika i można dać się wciągnąć w opowieść, która może i jest dość wtórna, ale jednak nie odrzuca czytelnika i ciągnie go do samego końca. Szkoda, że owa końcówka niezbyt pasuje klimatem do reszty, ale nie wiem, może to jakiś większy zamysł, wszak są trzy kolejne opowieści w cyklu, trudno to oceniać już przy pierwszym tomie.

Upiór Południa. Czerń, Fabryka Słów 2009, 240 stron

Strona książki na Fantasta.pl
Strona książki na LubimyCzytac.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz