piątek, 21 października 2011

Ben Bova "Mars"

Ben Bova to dość ciekawa postać wśród autorów science fiction. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to pisarz bardzo słabo promowany w naszym kraju, choć jednocześnie Wydawnictwo Solaris zadbało, by całkiem sporo jego książek w Polsce się ukazało. Rzadko się o nim wspomina w artykułach o twórcach science fiction, a niewątpliwie ma wśród nich swoje miejsce.

Na pierwsze spotkanie z Bovą wybrałem sobie książkę “Mars”, która doczekała się dwóch kontynuacji, a żeby wszystko jeszcze bardziej zagmatwać całość historii o Marsie należy do znacznie większego projektu pisarza zwanego “Drogą przez Układ Słoneczny”. Poświęciłem kilka chwil na wyszukanie informacji o chronologii wewnętrznej całego cyklu, ale musiałem się poddać, tyle sprzecznych danych można znaleźć. Na szczęście autor pisze swoje książki w starym, dobrym stylu: nie ważne którą do ręki weźmiesz, dasz sobie radę, znajomość poprzednich nie jest konieczna do zabawy.

“Mars” opowiada, jak łatwo można się domyśleć, o wyprawie na czerwoną planetę. Nie jest to jednak opowieść o kolonizacji - wyprawa jest typowo badawcza, zaplanowana i doprowadzona do skutku tylko i wyłącznie przez sprawne łączenie korzyści politycznych z naukowymi. Świat musi wreszcie ruszyć do przodu po beznadziejnym i krwawym wieku XX, stąd też udało się doprowadzić do sytuacji, w której narody podjęły decyzję o lądowaniu na Marsie.

Wyprawę obserwujemy z perspektywy jednego z uczestników, geologa Jamie’go Watermana, który dostał się na listę załogi w ostatniej chwili. Krok po kroku poznajemy całą historię pół-Indianina oraz reszty załogi, a autor stara się zadbać, by czytelnik miał pełny obraz sytuacji na Ziemi, podczas podróży oraz na Marsie. Książka jest poprzecinana retrospekcjami opowiadającymi o przygotowaniach do misji na przemian z właściwymi rozdziałami opisującymi wydarzenia na czerwonej planecie. Bova mnóstwo miejsca poświęca na opisanie sytuacji politycznej oraz rozlicznych powodów przeróżnych grup społecznych prowadzących do wyprawy. Walka jest brutalna i twarda, podobnie jak misja. Szybko okazuje się, że nie sposób jest przygotować tak doskonałych badań osobowości, by dowiedzieć się wszystkiego o człowieku, kandydacie do załogi. Wśród uczestników także dochodzi do kilku nieprzyjemnych sytuacji i trochę szkoda, że autor nie zdecydował się rozwinąć nieco pewnych wątków, które łatwo mogły by się stać kryminalnymi czy sensacyjnymi, a to by powieści nie zaszkodziło, wręcz przeciwnie.

Autor mocno starał się czytelnika nie nudzić. Prócz fabuły właściwej, opisu reakcji różnych środowisk politycznych na to, co się dzieje podczas misji oraz retrospekcji sprzed startu Bova dodaje także kilka rozdziałów nieco bardziej “mistycznych”, gdzie w lekko mentorskim tonie dywaguje na tematy ogólne, takie jak braterstwo Ziemi i Marsa, życie jako zjawisko, prawdopodobieństwo życia na Marsie, Mars jako osobliwość odrębna, jest nawet scenariusz programu edukacyjnego, który powstał z myślą o dzieciach na Ziemi. Niestety mimo wszystko nie sposób powiedzieć o “Marsie”, że jest powieścią, którą czyta się jednym tchem. Momentami opisywane wydarzenia potrafią czytelnika uśpić, brakuje także rozwinięcia sytuacji między uczestnikami misji. Z jednej strony autor sygnalizuje o problemach natury socjologicznej, jakie pojawić się powinny - przekonanie o nieomylności, wykorzystanie faktu, że w zasadzie są tu sami i politykom mogą się przeciwstawić, że sami sobie są panami. Z drugiej strony wszystkie tego typu zachowania ukazane są zbyt płytko, szkoda że Bova nie rozwinął wątków w tym stylu, wszak kilka tygodni oglądania tych samych ludzi w zamknięciu, tak daleko od reszty społeczeństwa aż się prosi o dokonanie pewnych konkluzji, opisanie wydarzeń, które nastąpić muszą. Trochę zbyt hollywoodzka jest fabuła w tym względzie, trochę za prosta, szczególnie dramatyczne wydarzenia z końca opowieści i efekt, jaki przyniosły w relacjach między uczestnikami. Takie prowadzenie opowieści mi osobiście zabawę zepsuło.

Lektura “Marsa” w bardzo jasny sposób wytłumaczyła mi dlaczego o Benie Bovie wspomina się znacznie rzadziej niż o innych twórcach science fiction. Trudno nazwać go mistrzem, człowiekiem, który odkrywa nowe światy i pomysły. To raczej sprawny rzemieślnik, doskonale się bawiący podczas pisania swoich powieści, momentami potrafiący używać słowa z ogromną wprawą (opisy zachodu słońca na Marsie to wręcz poezja), ale przeważnie piszący z fascynacją naukowca, nie sięgającą jednak zbyt głęboko w stronę technologii czy spraw związanych z inteligencją w kosmosie. W “Marsie” poruszył wiele tematów, ale żadnego nie rozwinął, nie pociągnął dalej, przedstawił każdy po trochu i widać uznał, że tak jest dobrze. Według mnie nie jest, wydaje mi się że jak książka jest o wszystkim, to jest o niczym. Pal sześć technologię, fizykę, statki kosmiczne. Pal sześć inteligentne życie. Ale braku większego zaangażowania w stosunki międzyludzkie wśród najlepszych z najlepszych, dream-teamu wybranego do misji na Marsa wybaczyć już nie potrafię, jestem bardziej zawiedziony, niż zadowolony.

Mars, Solaris 2003, 497 stron

Strona książki na Fantasta.pl
Strona książki na LubimyCzytac.pl

2 komentarze:

  1. Jeszcze nie czytałam, ale mam wszystkie części Cyklu Układ Słoneczny i na pewno się kiedyś zabiorę. Jak na razie mam za sobą jedynie "Powersat", który średnio mi się podobał, zdecydowanie za dużo w jego pisarstwie efekciarstwa rodem z taniej telenoweli, ale zamysł był dobry. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z pewnością w nieokreślonej przyszłości także sięgnę po kolejną książkę Bovy, pewnie kontynuację "Marsa", ale specjalnie mi się z tym nie spieszy :-) Pozdrawiam nawzajem!

    OdpowiedzUsuń