Trzecia odsłona przygód młodego inkwizytora Mordimera Madderdina to jednocześnie pierwsza powieść, która rozgrywa się w świecie, gdzie Jezus nie umarł za nasze grzechy, a zszedł z krzyża i mieczem utorował sobie drogę do Rzymu. Książka stanowi połączenie między “młodymi” latami bohatera, a jego przygodami, które znamy od lat, zapoczątkowanymi w tomie “Sługa Boży”.
Rzecz dotyczy śledztwa, które ma wyjaśnić tajemniczy zgon jednego z biskupów. Tajemniczy, bowiem nie dość, że duchowny spłonął na stosie, to jeszcze wszystko wskazuje, że sam, z własnej woli na ów stos wszedł. Chwilę potem Mordimer wraz z towarzyszami odkrywa smutną prawdę o tym, co dzieje się w pobliskim klasztorze, i rozpoczyna się tradycyjna akcja, w której śledztwo jest tylko tłem dla licznych opisów monologów wewnętrznych bohatera, ostrzącego swój dowcip, przekonanego o własnej niebywałej inteligencji i tępocie wszystkich dookoła.
Szkoda tylko, że wszystko to już było i to nie raz, nawet nie dwa razy. Nie dałem się porwać bohaterowi, miałem wrażenie, że wszystkie te swoje słynne bon moty Mordimer wypowiedział już wystarczającą ilość razy, kolejny raz może u czytelnika spowodować uczucie znużenia. Podobnie przedstawia się kwestia spraw cielesnych - Madderdin nie stroni od tego typu rozrywki, usprawiedliwiając ją przed samym sobą (i czytelnikami) dokładnie w ten sam sposób, co zawsze. Opisy seksu i potencjału bohatera znamy na pamięć, zmienia się tylko imię jego aktualnej towarzyszki.
Nie znaczy to jednak, że książka jest słaba. Według mnie stoi na poziomie podobnym do pierwszej części cyklu, o tytule “Wieże do nieba”, tom drugi, “Dotyk zła” zostawiając daleko w tyle. Dzieje się tak dlatego, że autor klasyczne śledztwo i wielce ułatwiający kwestię jego rozwiązania wątek nadprzyrodzony udekorował pewnymi tajemnicami, które wiążą się mocno z zakończeniem ostatniej (chronologicznie) jak na razie książki o Mordimerze - “Łowcy Dusz”. Oczekiwanie czytelnika na dalsze losy, po dramatycznych wydarzeniach znanych z tej właśnie książki zostało w pewien sposób wynagrodzone. Mordimer nie wie, o co tak naprawdę chodzi - my wiemy. Nie znaczy to oczywiście, że dobrze jest znać cztery zbiory opowiadań podstawowych przed lekturą “Bicza Bożego”. Zabawa i tak będzie niezła, a ciekawość czytelnika zostanie rozbudzona.
“Bicz Boży” to niezła książka, słabsza co prawda od historii ukazanych w oryginalnym cyklu, ale obiecująca nam bardzo wiele na przyszłość. O ile fabuła zachwyci raczej tylko maniaków twórczości Jacka Piekary, tak zgrabne powiązanie książki z wydarzeniami, które nastąpiły później spodoba się już każdemu.
Ja, Inkwizytor. Bicz Boży, Fabryka Słów 2011, wydanie elektroniczne, 327 stron
Strona książki na Fantasta.pl
Strona książki na LubimyCzytac.pl
Niestety wszystko racja. Ograne powiedzonka to jedno, ale nierówne tempo fabuły to już zbrodnia. Są przycięcia i przyspieszenia, są rozwiązania pachnące Deus-ex. Do tego trochę mam odczucie, że Piekara ma listę co jeszcze Mordimer musi zaliczyć zanim dorośnie i to realizuje. Do tego coraz więcej prywatnych poglądów politycznych wkłada autor w usta "naszego pokornego sługi". Źle to rokuje. Pachnie mi upadkiem w stylu mistrza ASa. (ULC)
OdpowiedzUsuńUpadek autora nie zaboli, bo tak wysoko jak AS nigdy nie zdołał się wspiąć :-) A patrząc na zestaw książek z ostatnich lat szczerze wątpię, by osiągnął kiedyś znowu ten poziom, jaki zaprezentował w "Ponurym milczku" i... no właśnie, tylko w "Ponurym milczku".
OdpowiedzUsuń