piątek, 19 sierpnia 2011

Stephen King "Bastion"

“Bastion” Stephena Kinga okazał się być dla mnie po części tym, czego się spodziewałem po znacznie później wydanej powieści autora - “Pod kopułą”. Autor pokazał sporo prawdy o ludziach, którzy gdy tylko stracili świadomość władzy nad sobą i zrozumieli, że można robić to, na co ma się ochotę, a nie to, co wypada, pokazali swoje prawdziwe oblicze. Eksperyment socjologiczny wyszedł Kingowi tak, jak po tej klasie twórcy można się było spodziewać. Może dlatego w “Pod kopułą” pisarz poszedł jednak w inną stronę? Nie chciał dublować siebie samego?

Oczywiście zachwyt wywołany lekturą na temat, który uwielbiam nie oznacza, że książka jest genialna. Miewa przebłyski geniuszu, ale ostatecznie niestety jej jakość mocno opada, a to dzięki przeraźliwym dłużyznom, jakich King zaczyna się dopuszczać już pod koniec części pierwszej - najlepszej, i stan ten trwa aż do końca książki.

Owa pierwsza część przedstawia nam początek końca ludzkości. Tajemnicza choroba rozszerza się w zastraszającym tempie, ludzi ogarnia panika, tworzy się cudowny chaos. Władza próbuje tuszować sprawę, oszukiwać, lecz ostatecznie wśród samych żołnierzy także zaczyna się bunt. Opis rozwijania się wirusa oraz późniejszą panikę obserwujemy tradycyjnie dla autora przez różnych bohaterów, pochodzących z różnych stron ogromnej Ameryki. Wczuwamy się w ich życie, przeżywamy strach i ból, oglądamy ich oczami koniec świata. Pierwsza część książki to klasa sama w sobie, i tak, jak nigdy nie potrafiłem się wczuć w klimat postapokaliptyczny, tak dzięki “Bastionowi” mogę rzec, że wreszcie trafiłem na powieść w tym stylu, która mnie porwała.

Akcja nieubłagalnie zmierza do połączenia licznych bohaterów. Gdzieś w tle także coraz wyraźniej przeczuwamy, że książka jednak nie będzie powieścią o upadku ludzkości, a przynajmniej nie tylko. Pisarz robi to, z czego jest najbardziej znany, czyli wprowadza grozę, a konkretnie: element nadprzyrodzony. I według mnie to wielki, ogromny wręcz błąd - o wiele lepiej bawiłbym się, gdyby ludzie musieli sobie radzić z ludźmi właśnie. Nie potrzeba szatana, by w człowieku wyzwolić to, co najgorsze - w każdym z nas zło siedzi, i tylko czeka na uwolnienie. Wprowadzoną przez Kinga postać mrocznego mężczyzny, połączone sny bohaterów i tego rodzaju hokus pokus w każdej innej książce wyglądały by świetnie. Ale tu, gdzie ludzie o słabej psychice tylko czekają na to, by utracić resztki człowieczeństwa nie potrzeba żadnych demonów. Jest przecież pewne, że prędzej czy później znajdzie się ktoś, kto chaos wykorzysta z korzyścią dla siebie samego, odpowiednik Hitlera, Stalina czy innego charyzmatycznego przywódcy, próbującego wziąć dla siebie jak najwięcej, tworzyć własną armię wyznawców, fanatyków. Ludzie są na zło podatni.

Niestety druga i trzecia część pomimo tego, że już nie tak ciekawe i bardzo, ale to bardzo rozwlekłe, przez ów element paranormalny jeszcze bardziej tracą na wartości. Tak bardzo, że szczerze mówiąc pod koniec lektury się do niej zmuszałem, wręcz nie chciało mi się książki czytać. To tragedia, by powieść o takiej mocy, napisana przez tak utalentowanego pisarza rozwinęła się w tak miałką historię, gdzie to, co najważniejsze (postawy twardych ludzi, próba odbudowy cywilizacji, wyciąganie nauki z błędów, pozostanie dobrym człowiekiem w czasach pełnych ludzkich zwierząt) zostało przygniecione przez hokus pokus, abrakadabrę, zło upersonifikowane. Książka, gdyby traktować ją jako powieść grozy, byłaby o wiele straszniejsza bez nadprzyrodzonych mocy, a tylko ukazując do czego zdolny jest człowiek pozbawiony wartości, kontroli i prawa. Wyobraź sobie najgorszy z możliwych czynów, jaki człowiek może zrobić człowiekowi - i ktoś gdzieś na pewno zrobił coś gorszego.

Ostatecznie zdecydowałem się uznać książkę za dobrą. Ogrom przedsięwzięcia na każdym zrobi wrażenie, a że nie podeszło mi rozwinięcie - to już moja prywatna opinia, założę się że wielu czytelników i tak będzie zachwyconych.

The Stand, Albatros 2009, 1168 stron

Strona książki na Fantasta.pl
Strona książki na LubimyCzytac.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz