wtorek, 21 czerwca 2011

Marek Krajewski "Koniec świata w Breslau"

Druga książka, której bohaterem jest Eberhard Mock rozpoczyna się w 1960 roku w Nowym Jorku, ale rzeczywista akcja rozgrywać się będzie w latach 20., oczywiście we Wrocławiu. Powieść została napisana z podobnym planem, jak “Śmierć w Breslau”, czyli zagadka morderstwa krąży wokół bohaterów, lecz lektura robi się interesująca nie na poziomie kryminału, a z powodu wielu szczegółów z życia bohatera. Poznamy tu jego pierwszą żonę, a każdy, kto zapomniał, lub nie doczytał z opowieści poprzedniej jakim człowiekiem Eberhard Mock jest, tym razem już sobie tę informację utrwali na dobre. Jest po prostu świnią, damskim bokserem, który nie zawaha się nawet przed dokonaniem gwałtu, w dodatku na własnej żonie. Przeżywamy z nim te chwile, które zadecydują, czy radca się stoczy do rynsztoka, czy może jednak opanuje postępujący alkoholizm i coraz większe upodlenie.

Sama zagadka natomiast jest bardzo podobna do tej ze “Śmierci w Breslau”. Trudno się zaangażować, autor znowu poszedł w rejony, które mi kryminały zazwyczaj psują. Tym razem co prawda nie posunął się do wtłoczenia w akcję przedziwnych objawień czy innych wizji przyszłości, ale stworzył system, dzięki któremu mógł opowiadać o Wrocławiu nie tylko z lat 20., ale i sprzed wielu, wielu wieków. Niezależnie od tego, czy ktoś lubi tego typu klimaty, czy nie, trzeba przyznać uczciwie, że fabuła kryminalna wciągająca niestety nie była. W przeciwieństwie do spoglądania na kolejne losy Mocka, całkiem sprawnie skonstruowanego antybohatera, którym czytelnik się brzydzi, ale który go jednocześnie interesuje.

Koniec świata w Breslau, W.A.B. 2004, 318 stron

Strona książki na LubimyCzytac.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz