poniedziałek, 20 czerwca 2011

Jetem monopolistą i mam cię w d... czytelniku, czyli jak w Polsce przygotowuje się elektroniczne wersje książek

Około rok minął od uruchomienia w naszym kraju pierwszej POWAŻNEJ (czytaj: z ofertą na 95% czytników na rynku, nie na jedną sztukę) księgarni z literaturą w formie elektronicznej. Na półkach duetu Virtualo.pl/EMPiK.com pojawiło się całkiem sporo wydawnictw, a ich ilość rosła z miesiąca na miesiąc.

Ten wpis jednak nie będzie o tym, co możemy w sklepach zakupić, ale o formie, w jakiej książki są sprzedawane. Jakąś część całego kontentu do formatu elektronicznego epub konwertuje samo Virtualo, co dumnie zaznacza w książkach. Inne pozycje przygotowywane są przez kogoś innego - czy samego oryginalnego wydawcę, czy osoby (firmy) trzecie, tego niestety nie wiem. Wiem natomiast, iż jest ogromna różnica w jakości tych konwersji.

Z początku system prowadzony przez Virtualo mi w ogóle nie przeszkadzał. Ważniejsza była dla mnie sama możliwość zakupienia polskich książek w formacie epub, książek ulubionych wydawców. Także stałem się posiadaczem kilku pozycji, które jednak już od początku robiły złe wrażenie, a dziś, po roku, już na nie patrzeć nie można.

Virtualo stosuje się do wymogów, jakie należy spełnić by jednocześnie móc wykorzystywać zabezpieczenie Adobe DRM, ale i mieć w książce polskie znaki. W telegraficznym skrócie - system Adobe Digital Editions, na którym oparty jest format epub i jego zabezpieczenie nie umożliwia na chwilę obecną wyświetlanie żadnych innych znaków, niż te należące do tzw. alfabetów zachodnich. W przypadku Polski oznacza to, że książki zamiast polskich liter wyświetlają znaki zapytania. Lektura jest oczywiście niemożliwa. Rozwiązaniem problemu jest takie przygotowanie pliku epub, by książka już sama w sobie zawierała pliki fontów, po czym odpowiednie zakodowanie epuba, tak, by do tych właśnie czcionek książka się odwoływała. Dzięki temu mamy polskie znaki diakrytyczne, a z drugiej strony tracimy możliwość samodzielnego zmieniania czcionek na inny krój na większości dostępnych aktualnie czytników książek elektronicznych.

Wydawca ebooków w języku polskim zadbał o wrzucenie odpowiedniej czcionki do każdej przygotowanej przez siebie książki. Co ciekawe zamiast idealnego do lektury kroju Liberation, będąym fontem opartym na licencji GPL (czytaj: za darmo, można używać bez strachu) Virtualo wynalazł przedziwną czcionkę o nazwie Iwona, której krój nie przypomina w żadnym fragmencie typów zazwyczaj stosowanych w druku, do której trzeba się przyzwyczaić.

Znacznie gorszym rozwiązaniem od wyboru czcionki jest jednak system, w jakim książki powstały - bezduszna konwersja średnio dopracowanego tekstu, wyglądająca tak, jakby nikt nie poświęcił ani chwili na jego sprawdzenie czy korektę. Epuby Virtualo wyglądają tak, jakby surowy wynik skanowania książki został zaczytany do aplikacji konwertującej, która następnie “wypluła” gotową do sprzedaży pozycję.

Ebooka powinno się tworzyć zupełnie inaczej. Niezależnie od tego, czy dysponujemy oryginalnym zapisem elektronicznym książki, udostępnionym przez wydawcę wersji papierowej, czy też należy wpierw pozycję zeskanować - plik ten trzeba odpowiednio przygotować do konwersji. Ale zanim do tego dojdziemy, trzeba znać przynajmniej w ogólnym zarysie treść i wygląd oryginalnej książki, by poznać jej styl, ilość tekstu formatowanego w sposób specjalny. Zaliczymy do tego częstotliwość występowania kursyw, pogrubień, szczególnych akapitów, list. Są to także rozdziały i podrozdziały, ilość odstępów, pustych linii czy też gwiazdek oddzielających w tekście kolejne wątki oraz przypisy. Te podstawowe elementy powinny interesować konwertera. Ów człowiek, nim przejdzie do tworzenia pliku wynikowego - epub - powinien przygotować sobie plik wejściowy, obojętnie w jakim formacie lubi. Osobiście sugerowałbym plik html, ale droga wolna, można epub zrobić praktycznie ze wszystkiego, co ma w treści litery i cyfry.

Skan, tudzież elektroniczną wersję pochodząca od wydawcy oryginału należy przerobić z głową, nie bezmyślnie. Zadbać o odstępy i gwiazdki, nie można pozostawić czytelnika w sytuacji, gdy akapit płynnie przechodzi w kolejny, a lektura nagle dotyczy zupełnie innych kwestii. A tak wyglądały książki Virtualo, taką formę otrzymałem po zakupie kilku pozycji należących do polskiej fantastyki. Runa i Fabryka Słów zaufały - bo musiały zaufać - ludziom, którzy nie wiedzą, co robią.

Dalej: trzeba także odpowiednio przygotować książkę pod kątem obrazów oraz tekstu zbędnego z punktu widzenia czytelnika. Jeśli mamy obrazki, ilustracje - dlaczego nikt nie wpadł na pomysł by od tekstu oddzielić je sztucznym podziałem strony? Albo lepiej - przypisując ich wyświetlenie do odpowiedniego akapitu, wybranego przez konwertera? Jeśli chodzi natomiast o tekst “zbędny”, to jest to chociażby drukowany w niektórych wydawnictwach na ostatniej stronie formularz zamówienia kolejnych książek. Czyż nie jest oczywistością pominięcie go przy konwersji? Dla Virtualo nie jest - tak właśnie wygląda końcówka książek oryginalnie wydanych przez Runę.

Ktoś może pomyśleć, że przesadzam, że to nieprawda. Otóż niestety, tak właśnie wygląda polska myśl technologiczna, tak pracują ludzie, którzy zajęli się tworzeniem epubów dla potrzeb Virtualo.pl/EMPiK.com. Długo siedziałem cicho, ale z tym koniec - nie trzeba być ani polonistą, ani korektorem, ani redaktorem, ani tym bardziej informatykiem, by przygotować profesjonalnie wyglądającą książkę w formacie epub, która będzie ustępowała papierowemu oryginałowi tylko przez brak zapachu druku. Wystarczy choć odrobinę liznąć tematykę tworzenia eksiążek, by przygotować coś doskonałego, za co z czystym sumieniem można brać pieniądze. Uświadomiły mi to dwa zdarzenia.

Pierwszym z nich był zakup trylogii Millennium Stiega Larssona. Pominąwszy cenę, która, o dziwo, jest wyższa, niż wydania papierowego, książki są doskonałym przykładem profesjonalnego podejścia do tematyki eliteratury. Cóż, brak podpisu “konwersja do formatu epub wykonana przez Virtualo” wiele wyjaśnia... Autorzy tych książek przygotowali pozycje, przy których nie dość, że nie ma się do czego przyczepić, to jeszcze ich jakość fanów eliteratury, lubiących przygotować czasem swojego epuba jest w stanie nauczyć czegoś nowego. Dopiero po ujrzeniu tych książek na czytniku uznałem, że w Polsce naprawdę zaczął się tworzyć rynek ebooków.

Drugim zdarzeniem, które wymusiło na mnie ten tekst był zakup książki Marka Krajewskiego “Śmierć w Breslau”. Specjalnie podaję tytuł, by każdy kto przeczyta te słowa trzymał się od elektronicznej wersji z daleka. Książka bowiem wygląda dokładnie tak, jak wyobrażałem sobie literacko-informatyczny koszmar. Jakby skan powieści, skan krążący w sieci, skan autentycznie żenującej jakości został wykorzystany przy jej tworzeniu. Zaczytany do aplikacji konwertującej, która wypluła potworka, za którego my płacimy. Błąd goni błąd, słowa sklejone z innymi tworzą zupełnie nowe, nieistniejące wyrazy, połowa książki stosuje oddzielanie wątków dużymi, połowa małymi literami, brakuje podziałów stron, przez co czytnik bardzo długo uruchamia pozycję, próbując jak najdokładniej trafić w to miejsce, gdzie lekturę zakończyliśmy... Nikt nie pomyślał o sztucznym podzieleniu tekstu na więcej niż oferowane przez autora trzy rozdziały, co przecież można było osiągnąć bez ingerencji w tekst, można było dokonać podziału tak, by tylko czytnik był jego świadomy... Można było zrobić wiele, nawet jeśli wydawca nie zaoferował swojej wersji książki (co byłoby dziwne tym bardziej, że wydawców powieści jest dwóch).

Jest dla mnie rzeczą niemożliwą pojęcie tak potężnej dawki cynizmu, tumiwisizmu, braku wyobraźni, braku umiejętności, braku znajomości tematu własnej pracy i braku szacunku dla czytelnika-klienta, z jakimi mamy do czynienia obcując z półproduktami, jakie oferuje duet Virtualo.pl/EMPiK.com. Podobnie nie rozumiem stanowiska autorów. Wiem, że w dzisiejszych czasach oni niestety mają najmniej do powiedzenia, rządzi wydawca - ale czy naprawdę wśród ludzi, którzy próbują zarobić pieniądze na literaturze nie ma takich, którzy chociażby z ciekawości obejrzeliby finalny produkt konwersji dokonanej przez tych pseudowydawców?

Czy Andrzeja Pilipiuka, Krzysztofa Kochańskiego, Magdę Parus, Marka Krajewskiego (między innymi ich książki kupiłem) nie denerwuje sytuacja, w której czytelnik decyduje się na zakup eksiążki, choć z sieci może ściągnąć ją z darmo, i otrzymuje produkt gorszy od tego ściągniętego/kradzionego? Czy Fabryka Słów, Runa, W.A.B. lub Znak nie irytuje okaleczenie ich najlepszych książek? I w końcu: czy firmie Virtualo.pl lub EMPiK naprawdę tak trudno znaleźć ludzi, którzy znają się na swojej robocie i nigdy w życiu nie zdecydowaliby się na wypuszczenie takiego bubla? Dlaczego na zachodzie klient w dziewięciu przypadkach na dziesięć otrzymuje produkt udany i pełnoprawny, a u nas wciąż zatrudnia się ludzi, którzy dopiero będą się uczyć, zamiast takich, którzy już od dawna potrafią?

Jak już wydawca nie potrafi zatrudnić profesjonalistów, woli krewnych i znajomych (bo jakość książek takie rozwiązanie jednoznacznie sugeruje), to niech chociaż napisze przy każdej pozycji nie tylko nazwę oryginalnego wydawcy, ale także tego, który konwertował. Bo ja radośnie i z szacunkiem wychwalałbym wszędzie gdzie się da ludzi odpowiedzialnych za konwersję książek Larssona i kupował ich pozycje w ciemno, tak samo, jak wolałbym już nigdy nie mieć do czynienia z książkami stworzonymi przez tych, którzy sprzedali mi przysłowiową cegłę (by nie powiedzieć gorzej) w postaci “Śmierci w Breslau”. Ja bym im ani ręki, ani nawet lewej nogi nie podał.

2 komentarze:

  1. Niestety, ma Pan absolutną rację. Kupuję od jakiegoś czasu ebooki, chciałbym mieć jak najwięcej epubów, ale jakość niektórych jest rzeczywiście koszmarna. W plikach PDF, których nadal jest najwięcej, niechlujni wydawcy często nawet nie usuwają numerów stron, które przecież w czytniku nie mają sensu.
    Swoje teksty (o charakterze edukacyjnym) próbuję sobie przygotowywać sam w programie Sigil, ale nie jestem z niego zadowolony, bo boldowanie, które jest widoczne w Adobe D.E. (używam szablonu p. Albrychta), znika w Calibre. Zna Pan może jakiś doskonalszy program do tworzenia epubów, w którym dałoby się też rozwiązać problem polskich czcionek?
    Serdecznie pozdrawiam,
    Włodzimierz Sochacki

    OdpowiedzUsuń
  2. Sigil nie jest złym programem do tworzenia epubów, ale przygotowanie tam książki jest dość czasochłonne. Zwłaszcza porównując do programu Calibre - szczerze to oprogramowanie polecam. Jest jednocześnie biblioteką, bazą książek, jak i programem, w którym w najszybszy sposób przygotujemy książkę epub.

    Zapraszam na tę stronę:
    http://epub.republika.pl/epub.htm

    Tu w przystępny sposób opisano jak zorganizować program Calibre, by nie tylko przygotowywał idealnego epuba, ale także automatycznie wstawiał w niego polskie czcionki, gwarantując poprawne wyświetlanie książki na wszystkich e-czytnikach. Nie jest to skomplikowane :-)
    Pozdrawiam
    Pablos

    OdpowiedzUsuń