środa, 22 czerwca 2011

Jarosław Błotny, Oium ludu rzymskiego tom 2. "Purpura imperatora"

W “Wergeldzie królów” poznaliśmy świat starożytnego Rzymu, wypełnionego jednakże coraz to dziwniejszymi, jak na nasze wyobrażenie o tamtych czasach, wynalazkami. Budując sobie fundament w oparciu o postać Marka Lentiwiusza Katelli ujrzeliśmy w miarę pełny obraz świata wypełnionego przysłowiowym, rzymskim porządkiem, choć opartym o inne mechanizmy, niż pamiętamy z historii.

W “Purpurze imperatora” akcja obraca się o sto osiemdziesiąt stopni. Pozostawiamy krainy barbarzyńców, Germianię, i ruszamy do stolicy. Państwo wypełnione chaosem potrzebuje, by ktoś zaprowadził w nim porządek. Poznajemy drugą stronę bohatera, dopasowującego się do potrzeb danych chwil, często okrutnego, rzadziej łaskawego.

Drugi tom “Oium ludu rzymskiego” zostawia gdzieś z boku ciekawostki dotyczące wszelkich wynalazków oraz zwyczajów kolejnych germańskich plemion. Autor tym razem mocno skupia się na stosunkowo nowej wierze, w niejakiego Christosa. Jarosław Błotny dosłownie zarzuca czytelnika bardzo ciekawymi spostrzeżeniami dotyczącymi chrześcijaństwa jako takiego oraz genezy powstania jego popularności. I mimo że pewnie znajdzie się kilku takich, którym owe spostrzeżenia niezbyt się spodobają, trudno z nimi polemizować. Niestety razem z ciekawostkami na temat świata znikła też część przyjemności, jaką odczuwałem przy lekturze, dlatego starałem się skupić na znajomych i pamiętanych z tomu poprzedniego bohaterach, ale tu okazało się, że również nie jest tak kolorowo. Autor niestety nie podjął zbyt dużego wysiłku tworząc kolejnych bohaterów. Im bliżej Rzymu, tym więcej ludzi otacza Katellę, lecz poza samym Markiem, jego kobietą i kilkoma pamiętanymi z poprzedniej części barbarzyńcami tak naprawdę nie znamy nowych postaci. Coraz to nowe nazwiska przedstawiają osoby ważne dla Marka Lentiwiusza, ważne też dla fabuły - ale są to postaci bardzo płaskie i podobne do siebie, czytelnikowi trudno sobie je wyobrazić, a co dopiero zrozumieć. Przydałoby się nieco więcej charakterystyki, choćby kilka słów, byśmy po prostu wiedzieli, z kim Katella (a zarazem czytelnik) ma sprawę. A bez tego zdarza się, iż nawet widząc w tekście piąty raz nazwisko, wciąż nie wiemy o kim jest mowa. To lekko psuje zabawę.

Aż dziw bierze, że “Purpura imperatora” kończy całą historię. Świat tu przedstawiony, jak i wydarzenia ukazane aż się proszą o ciąg dalszy. Nie, żebym sobie życzył by autor dołączył do grona pisarzy, którzy bezwstydnie eksploatują udany pomysł, ale z przyjemnością jeszcze jakąś historię w ukazanym tu świecie bym przeczytał. Zwłaszcza gdyby podobnie jak tom pierwszy była znacznie bardziej historią alternatywną, niż powieścią wojenno-polityczną, jak tom drugi.

Purpura imperatora, Fabryka Słów 2011, 280 stron

Strona książki na Fantasta.pl
Strona książki na LubimyCzytac.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz