Drugi tom „Pieśni Lodu i Ognia” od początku do końca jest tak samo dobry, jak część pierwsza. Ale to dość oczywiste, skoro obserwujemy dalsze dzieje tych samych bohaterów, a właśnie postaci są największym atutem prozy Martina. Bądźmy szczerzy – fabuła jako taka nie wyróżnia się niczym na tle tysięcy innych książek fantasy. No, dobra, jest jedna wyróżniająca kwestia: autor, ku mojej wielkiej radości, stroni od magii. Choć szeroko pojęte czary w świecie przedstawionym istnieją, mamy z nimi do czynienia stosunkowo rzadko, tak rzadko, że nawet bohaterowie w większości w magię nie wierzą.
„Starcie królów”, tak samo jak „Gra o tron”, to jedna, niebywale długa i rozbudowana opowieść, która kontynuuje historię poprzednika, a przy końcu zostawia nas w środku akcji, zmuszając do sięgnięcia po kolejny tom. Niestety książka nie rozwiązuje najważniejszych wątków, a historia toczy się na zasadzie tworzenia przed postaciami kolejnych przygód/przeszkód, z jakimi muszą się zmierzyć. Momentami taki system prowadzenia akcji może być lekko męczący – człowiekowi ręce opadają gdy co chwilę okazuje się, że żadne plany się nie spełniają, że ledwo co poradzili sobie z jednym zagrożeniem, nadciąga tuzin kolejnych. Na szczęście w tym miejscu najlepiej widać sens budowania kolejnych rozdziałów w oparciu o jedną osobę. Odchodząc od postaci na chwilę i przenosząc się w inne miejsce krainy nie odczuwamy tak bardzo zmęczenia wywołanego trudnościami, na jakie bohaterowie co rusz natrafiają.
Drugi tom „Pieśni Lodu i Ognia” jest znacznie bardziej brutalny od poprzednika, nie tylko w warstwie fabularnej – opisy bitew, gwałtu i okrucieństwa są bardzo plastyczne, zmienił się nawet sam język powieści, mamy tu całkiem sporo wulgaryzmów. Nie zabrakło kilku nowych postaci na scenie, a o paru nam już znanych dowiemy się zaskakujących rzeczy, które jednakże zawsze są zgodne z pewną prawdą, którą autor przekazuje na kartach sagi: i wśród honorowych rycerzy znajdziemy świnie, tak jak wśród rzezimieszków trafimy na dobrego człowieka. Krótko mówiąc – świat niestety nie jest biało-czarny, ale składa się z miliardów odcieni szarości.
A Clash of Kings, Zysk i s-ka 2000, 926 stron
Strona książki na Fantasta.pl
Strona książki na LubimyCzytac.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz