sobota, 19 lutego 2011

Ray Bradbury "K jak kosmos"

Zbór szesnastu opowiadań Bradbury’ego na okładce opisany jest jako przekrój przez twórczość, w którym odnajdziemy i klasyczne science fiction, ale także drugą stronę pisarza, czyli nieco bardziej “bajkowe”, pozbawione naukowego pierwiastka teksty, często z morałem.

Nie wszystkie opowiadania są tak dobre, by utkwić w pamięci na dłużej, lecz na szczęście kilka jest wyjątkowych. Taki “Słup ognia” na przykład. Rzecz dzieje się za ileśtam lat, i okazuje się być fantastyką socjologiczną, w której bohater obserwuje nowy, wspaniały świat, w którym na jedno miasto przypada jeden radiowóz, gdyż nikomu nie przychodzi do głowy robić cokolwiek niezgodnego z prawem. Ciekawostką jest natomiast nie to, co zwykle w tym gatunku, czyli odpowiedź na pytanie jak doszło do powstania powstania utopii, ale bohater, z którego perspektywy obserwujemy wydarzenia - ostatni nieumarły, który powstał z grobu, z ostatniego cmentarza, będącego już nie typową nekropolią, a muzeum, ukazującym w jak niehigieniczny sposób dawniej pozbywano się ciał, w imię abstrakcyjnego pojęcia religii. Pomysł po prostu rewelacyjny.

Dwa teksty ukazują świat dziecka, którego dorośli nie starają się nawet zrozumieć, jakby sami nie pamiętali ani jednej chwili z czasów, gdy dziećmi byli. “Inwazja” to doskonały projekt na zrobienie krótkiego filmu, może nawet z gatunku horror, gdzie dzieci pod pozorem nowej gry, zabawy przygotowują grunt pod tytułową inwazję - tekst nie przeraża tak, jak czytany przeze mnie kiedyś “Mały morderca” tego autora, ale również pokazuje inną stronę Bradbury’ego, w której fantazje stają się czystą grozą. Z drugiej strony z kolei mamy “Krzyk kobiety”, równie brutalny tekst, tym razem mówiący o tym, jak dzieciom trudno przekonać dorosłych do wiary w pewne, zdawałoby się nieprawdziwe, rzeczy.

Sporo pesymizmu (a może bardziej realizmu) u autora przejawia się w tekstach “Czas ucieczki” i “Samotny przechodzień”, podobnie w “Wycieczce na milion lat” i “Ciemnoskórzy byli i złotoocy”, lecz w tych dwóch dodatkowym elementem jest sceneria marsjańska, opisana z tą samą senną atmosferą, którą tak dobrze znamy z “Kronik marsjańskich”. Bradbury otwarcie opowiada o końcu Ziemi jako planety, o końcu, który sami na siebie sprowadzimy, także o bolesnym fakcie, iż wiara, że kolejne pokolenia będą mądrzejsze i nauczą się na naszych błędach przypomina wiarę w cuda - fajnie byłoby, gdyby się zdarzały, lecz rozum podpowiada, że taka wiara to naiwność granicząca z głupotą.

Ponadto są jeszcze dwa teksty, które zaliczam do najlepszych. “Witaj i żegnaj” to opowieść wykorzystująca doskonały pomysł spowolnionego rozwoju, wzrostu człowieka. Mężczyzna 43-letni wygląda wciąż na lat dwanaście i wędruje przez kraj z poczuciem misji. Opowiadanie pozostawia po sobie bardzo dobre wrażenie i chęć do zadumy, refleksji - autor tylko nakreśla historię i błyskawicznie ją kończy, rezygnując z rozwinięcia niezłej idei, pozostawiając wyobraźni czytelnika całą zabawę. Drugim tekstem jest natomiast “Zejdź do mojej piwnicy”, który zajmuje się tematyką inwazji obcej formy życia, na naszej planecie istniejącej pod postacią grzyba. Sama fabuła nie zwala z nóg, ale tekst tak mocno mi się skojarzył z niejakim smardzem, moim ulubionym bohaterem “Cieplarni” Briana Aldissa, że z pewnością o tym opowiadaniu nie zapomnę zbyt szybko.

Obok jest kilka rzeczy prostych, kilka o przewidywalnej fabule, ale ogólne wrażenie po zapoznaniu się ze wszystkimi szesnastoma opowiadaniami jest badzo pozytywne.

S is for Space, Iskry 1978, 325 stron

Strona książki na Fantasta.pl
Strona książki na LubimyCzytac.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz