niedziela, 13 lutego 2011

Brian W. Aldiss "Cieplarnia"

Napisana prawie pięćdziesiąt lat temu “Cieplarnia” to jedno z największych dzieł niezwykłego brytyjskiego pisarza, dorównujące pomysłem “Non Stop”, lecz jeszcze bardziej wyraziste, przewyższające wizją nawet ów niezwykły świat ze słynnej powieści.

Rzecz dzieje się na Ziemi, ale miliony lat po czasach teraźniejszych. Miliony, nie raptem kilka czy kilkadziesiąt wieków, do czego przyzwyczaiły nas liczne książki science fiction. Planeta została całkowicie odmieniona, stając się czymś na kształt gigantycznej cieplarni, w której Ziemia przestała się poruszać, na stałe pozostając obróconą połową swej powierzchni do Słońca. Druga połowa tonie w ciemności, bez światła, zatem i bez życia. Podobnie księżyc znieruchomiał, otrzymał atmosferę i nawet... połączenie z Ziemią, przez które co ciekawsze formy życia potrafią wędrować.

Książka opisuje przygody grupki ludzi, absolutnie zmienionych, poddanych milionom lat ewolucji, znacznie głupszych, znacznie niższych, o zielonej skórze. Żyją oni na gigantycznym figowcu, formie drzewa, które opanowało praktycznie całą półkulę. Wśród zieleni oprócz ludzi żyją jeszcze tylko cztery gatunki zwierząt, konkretnie dawnych owadów - cała reszta świata została opanowana przez rośliny. Dodajmy, iż są to rośliny jak najbardziej rozumne, drapieżne, myślące. Wielkim plusem “Cieplarni” jest atmosfera stałego zagrożenia, której doświadczamy na niemalże każdej stronie książki - co chwilę coś próbuje kogoś pożreć, nie wolno przestać mieć się na baczności nawet na moment. Co rusz któryś z członków plemienia czy innych napotkanych bohaterów staje się pożywieniem, a jego los jest kwitowany prostym “tak już jest”, reszta żyje dalej.

Samo poznawanie kolejnych roślin, które zastąpiły na Ziemi zwierzęta, staje się doskonałą zabawą, dzięki opisom prezentującym ich zwyczaje, podobieństwom do znanych nam zwierząt oraz nazewnictwu: ileż tu przeróżnych pompiaków, jagodobijów, parzyperzów czy glistoglutów...

“Cieplarnia” prócz samej zwalającej z nóg wizji świata za miliony lat ukazuje też kilka innych ciekawostek, z których najciekawszą jest postać grzyba, smardza, istoty obdarzonej potężną inteligencją, która bardziej przypomina człowieka, niż owi “nowi” ludzie, dzięki swoim prostym poglądom: “cel uświęca środki” i “po trupach do celu”. Aldiss pokusił się o prezentację niesamowitego, wspaniałego (z punktu widzenia smardza) pomysłu mówiącego o zyskaniu przez ludzkość świadomości wiele lat temu oraz utracie tejże, co wyjaśnia fakt niemożności poradzenia sobie z klęską, jaką stało się Słońce. Wszystko jest naturalnie wyjaśnione, możliwe do zrozumienia i zaakceptowania, do przyjęcia i wejścia w ów niezwykły świat w pełni. Nawet pewne nielogiczności nie przeszkadzają w zabawie, ot chociażby ta najbardziej rzucająca się w oczy, czyli możliwość bezproblemowego porozumiewania się pomiędzy nie tylko różnymi plemionami, ale i gatunkami istot Ziemię zamieszkujących.

Czysto subiektywnie uważam “Cieplarnię” za o wiele lepszy tytuł od wychwalanego “Non Stop” (który ma się rozumieć i tak jest bardzo dobry) i nawet lekko przechwalonej Helikonii, monumentalnej, lecz nawet w połowie nie wciągającej tak, jak przygody Grena, Lily-yo, Yattmur i smardza.

Hothouse, Solaris 2007, 340 stron

Strona książki na Fantasta.pl
Strona książki na LubimyCzytac.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz