piątek, 25 lutego 2011

Brian W. Aldiss, Helikonii tom 3. "Zima Helikonii"

Ostatni tom trylogii Helikonii wydaje się być nieco łatwiejszym w odbiorze, głównie ze względu na stosunkowo niewiele (patrząc na dwie poprzednie części) wątków. Właściwie cała opowieść dotyczy jednego bohatera, Luterina. Oczywiście, że nie jest to powieść, gdzie każdy rozdział przedstawia jego dalsze przygody, taki system nie pasowałby do trylogii, która przyzwyczaiła nas do “skakania” od postaci do postaci, z kontynentu na kontynent.

To, co było przyjemne wcześniej, pozostaje tak samo dobre w “Zimie Helikonii” - matematyka, czyli zabawa czytelnika w przeliczanie helikońskich lat na ziemskie, obliczanie ile czasu minęło od poprzednich wydarzeń, jak wiek bohaterów liczony w latach helikońskich ma się do wieku człowieka z ziemi. Przyjemnie czyta się także o plemionach i ośrodkach władzy, które tak dobrze poznaliśmy w “Wiośnie...” i “Lecie...”. Z ciekawością dowiadujemy się które z nich aktualnie są w cieniu, ich wpływ na wydarzenia zmalał, a które jeszcze trwają, jak zmienił się świat przez kilkaset lat od lata.

Nie zabrakło także wątków poświęconych stacji kosmicznej Avernus, które chociaż nie mają wielkiego wpływu na fabułę, tym razem przyciągają uwagę swego rodzaju rewolucją, która się na stacji dokonała. Doszło tam do złamania wszelkich zasad, rozpoczęły się orgie godne Kaliguli, tworzenie potwornych stworzeń w celu zaspokojenia własnej chuci. Z drugiej strony wreszcie dowiadujemy się konkretów na temat Ziemi i wojen nuklearnych, które miały tam miejsce oraz jak teraz wygląda nasz świat, ile wieków trwało odrodzenie cywilizacji i jakie zmiany zaszły w ludziach.

Autor wiele miejsca poświęca na opisywanie swoich ulubionych tematów - w tym wypadku odrodzenia się licznych religii, co jest bezpośrednim skutkiem strachu ludzi przed zbliżającą się zimą, która na kilka wieków skuje lodem i śniegiem planetę. Mnóstwo miejsca jest poświęconego kapłanom i ich okrutnej polityce, kolejnych wojnach.

Ostatecznie jednakże muszę z żalem powiedzieć, że choć “Zima Helikonii” ma swoje momenty i bywa interesująca, odstaje od poprzedników. Epilog rozbudowanej na kilkaset lat historii czterech pór roku jest lekturą, którą warto poznać, tak, jak warto zmierzyć się z każdą książką science fiction zaliczaną do kanonu, ale... z nóg książka nie zwala i niestety bywa lekturą męczącą. Tylko jedno pozostaje tak samo niezmienne - podziw dla autora, który był w stanie przygotować coś tak monumentalnego. Bez względu na słabsze momenty trylogia Helikonii i tak pozostaje gigantyczną, doskonale rozplanowaną historią, która spowoduje, że czytelnik nawet lekko zmęczony i tak sięgnie po pozostałe powieści Briana W. Aldissa, zachwycony jego wiedzą i wizjami przyszłości, które z taką łatwością przelewa na papier.

Heliconia Winter, Solaris 2009, 372 strony

Strona książki na Fantasta.pl
Strona książki na LubimyCzytac.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz