wtorek, 25 stycznia 2011

Isaac Asimov, Roboty (2) "Nagie słońce"

Drugi tom cyklu Roboty zaskoczył mnie już od pierwszych słów, okazało się bowiem, iż bohaterem jest ponownie Elijah Baley, znany z "Pozytonowego detektywa". Choć po zastanowieniu się wcale nie wiem, dlaczego spodziewałem się innych czasów i innych realiów...?

Od samego początku książka wciąga niczym najlepsze ruchome piaski. Okazuje się, iż nasz detektyw zostanie wysłany... poza Ziemię. A każdy, kto zna poprzedni tom wie, iż w świecie przedstawionym przez Asimova ludzie mają psychiczny problem nawet z wyjściem z gigantycznej struktury zwanej Miastem, a co dopiero opuszczeniem planety!

Taki zabieg, pod płaszczyzną opowieści kryminalnej, pozwala autorowi na bardzo dowolną zabawę i prezentację totalnie abstrakcyjnych światów, postaw, społeczeństw. I Asimov skrupulatnie z owej możliwości korzysta. Przez większą część powieści zastanawiamy się nad zwyczajami panującymi na Solarii, planecie, na której popełniono morderstwo. Znając Baleya, wiemy dobrze, iż z całą pewnością jest w stanie podejrzewać o zbrodnię roboty, mimo trzech słynnych praw robotyki, uniemożliwiających funkcjonowanie robota, czy też mózgu pozytonowego w przypadku kontaktu z zagrożeniem czy wręcz śmiercią człowieka. A ponieważ roboty będą wśród podejrzanych, możemy się spodziewać i drugiego bohatera pamiętanego z tomu pierwszego, bodaj najsłynniejszego robota w literaturze, R. Daneela Olivawa. Nasza ulubiona parka detektywów znowu połączy umiejętności mózgów ludzkiego i pozytonowego, co zaowocuje niebywałymi wręcz odkryciami.

Książka nie wyjaśnia jednak wszystkich zagadek dotyczących świata przedstawionego, jakie spiętrzył przed czytelnikiem autor. W świetle ukazanych tu zwyczajów społeczeństwa Solarii, ich wstrętu do przebywania wśród innych ludzi i zamiłowaniu do holograficznych przekazów, ich sztucznej hodowli kolejnych pokoleń nie odnalazłem w powieści odpowiedzi na jedno z podstawowych pytań, które przychodzą do głowy w takiej sytuacji: co z popędem seksualnym? Nie ma ani słowa o czymś na kształt pigułki, znanej chociażby z "Seksmisji", regulującej ową potrzebę... A druga sprawa, to wyraz będący w domyśle przekleństwem, który Baley wypowiada co chwilę i z wyraźnym zamiłowaniem. Ciekawi człowieka cóż może oznaczać, ale wujek Asimov tej ciekawości nie zaspokoi, zrobi to natomiast wujek Google ;]

The Naked Sun, Prima 1994, 224 strony

Strona książki na Fantasta.pl
Strona książki na LubimyCzytac.pl

1 komentarz:

  1. W mojej opinii Nagie słońce zdecydowanie odstaje od Pozytonowego detektywa, czy Robotów z Planety Świtu. W porównaniu z nimi jest miałkie i nijakie.

    A okrzyk "Jehoshaphat!" szczerze działał mi na nerwy, nawet gdy poznałem już jego znaczenie.

    OdpowiedzUsuń