niedziela, 24 października 2010

Poul Anderson "Stanie się czas"

Książka dodana do jednego z numerów Nowej Fantastyki okazała się być bardzo przyzwoitą lekturą science fiction, poruszającą tematyką jedną z najbardziej fascynujących kwestii w nauce – podróżowania w czasie.

Bohaterem jest lekarz rodzinny, Anderson, nieprzypadkowo nazywający się tak, jak autor. Książka jest zapisem jego znajomości z młodym Jackiem Havig, którego żywot obserwujemy od momentu narodzin. Chłopiec jest zamknięty w sobie, przytrafiają mu się także trudne do wytłumaczenia przygody. Jak się okazuje, potrafi on się przenosić w czasie siłą woli, a doktor staje się jego powiernikiem i najbliższym przyjacielem, który będzie miał ogromny wpływ na podejmowane przez Jacka decyzje.

Pierwsze rozdziały opisujące dzieciństwo podróżnika napisane są tak, że nie można się oderwać od lektury. Dalej, gdy prezentowany jest świat przyszłości, nie jest już tak kolorowo – książka napisana w latach siedemdziesiątych dość jednoznacznie określa koleje losu ludzkości, wynikające z ówczesnych myśli i poglądów, skupionych głównie na niszczycielskiej sile człowieka. Niezależnie jednak od tego, czy czytelnikowi mocno się spodoba wymyślona tu organizacja, z którą bohater podejmuje walkę, czy też nie, jedno jest pewne: przypomnienie polskim czytelnikom Poula Andersona było wspaniałym pomysłem, bo po przeczytaniu tej powieści automatycznie nabieramy ochoty na zapoznanie się z pozostałą twórczością autora.

There Will Be Time, Prószyński i s-ka 2010, 232 strony

Strona książki na Fantasta.pl
Strona książki na LubimyCzytac.pl

poniedziałek, 18 października 2010

Marek S. Huberath "Druga podobizna w alabastrze"

Tytułowa mikropowieść prezentuje świat, w którym cesarstwo Rzymskie, w zasadzie bardziej imperium, nie rozpadło się i trwa, będąc jednocześnie przy tym tworem znacznie większym, niż znamy z historii. Treść mówi o wysoko postawionym urzędniku, który prowadzi coś na kształt śledztwa w jednej z odległych prowincji. Oficjalnie ma za zadanie sprawdzić czy kraj rzeczywiście się zmienia geograficznie i klimatycznie, co powoduje przestój w gospodarce, czy może władca jest po prostu niegospodarny.

Jednakże całe to otoczenie, prezentacja ciekawie funkcjonującej, gigantycznej państwowości oraz wyraźnie zarysowani bohaterowie to tylko tło dla tematu właściwego, czyli opisaniu religii wyznawanej przez tzw. Nowych Żydów. Tu nie wolno nic dodać, trzeba samemu się z ciekawą myślą zapoznać...

Na uwagę zasługuje precyzja i dopracowanie tekstu. Zresztą nie tylko „Drugiej podobizny...”, ale i trzech kolejnych, znacznie krótszych już opowiadań. Autor za każdym razem buduje świat od samych podstaw, nie pozostawiając czytelnikowi miejsca na zadawanie pytań. Wszystko ma swój początek, rozwinięcie i zakończenie. Momentami może i treść zdaje się być przez ten system zbyt rozbudowana, ale w sumie lepiej jest napisać zbyt wiele, a dokładnie, niż zostawić miejsce na niedopowiedzenia. Koniecznie trzeba też wspomnieć o języku stosowanym przez pisarza – zarówno „Druga podobizna w alabastrze”, jak i „Spokojne, słoneczne miejsce lęgowe” oraz „Maika Ivanna” napisane są w części obcym językiem (w mikropowieści to głównie z rozmysłem pozmieniane nazwy własne), co buduje wspaniały klimat, wymagając jednocześnie od czytelnika jeszcze większego zaangażowania w lekturę.

Druga podobizna w alabastrze, Zysk i s-ka 1997, 218 stron

Strona książki na Fantasta.pl
Strona książki na LubimyCzytac.pl

sobota, 16 października 2010

Magda Parus, Wilcze dziedzictwo (1) "Cienie przeszłości"

Cena ebooka w świeżo otwartym dziale książek elektronicznych w Empiku była tak atrakcyjna, że zastanawiałem się może całe osiem sekund, nim powieść kupiłem. Skoro wszyscy atakują wampiry i anioły, najwyższy czas poczytać coś krajowego na temat wilkołaków. A przy okazji sprawdzić na ile sprawnie przygotowywane są obarczone zabezpieczeniami DRM treści elektroniczne, na które od tylu miesięcy czekałem.

Piszę: krajowego, ale jak się okazało, krajowa jest tylko (znaczy się: aż) autorka, a bohaterowie to obcokrajowcy, podobnie miejsce akcji rzadko zahacza o Polskę. Bohaterem jest młody, świadomy swojej odmienności wilkołak (co jest ważne), buntownik o długich włosach (a jakże!), który prowadzi szeroko zakrojone śledztwo, mające na celu odnalezienie siostry. Jednak nim czytelnik to zrozumie, czeka go prawdziwy bój z systemem, w którym powieść została napisana: absolutnie dziwnym, bardzo nietypowym, wymagającym od nas pełnego zaangażowania i sporej cierpliwości.

Książka nie prezentuje żadnych wstępów czy wyjaśnień, od samego początku znajdujemy się w centrum wydarzeń, dookoła panoszy się spora liczba bohaterów, ich wzajemne relacje są na tyle skomplikowane, że dodatkowo utrudniają rozeznanie się w wydarzeniach. Bach! Colin nawiedza w towarzystwie niejakiego Alberta domostwo Antoine'a. Trach! Poznaje jego córkę – wilkołaka. Bęc! Już są zakochani, stale rozmawiają dzięki wspaniałemu darowi telepatii. Rym-cym-cym – szukamy jakiegoś profesora, tajnej kliniki, potem nagle znowu jest mowa o siostrze Emily, pojawia się znikąd młody wilczek Caramel, Antoine przeżywa rozterki przybranego ojca wilkołaka... Często fabuła przypomina czeski film. Najgorsze natomiast jest to, że główny bohater (też nie zamierza ułatwiać poznania treści, raz zwany Vernonem, to znowu Colinem, w zależności kim aktualnie się czuje i z kim rozmawia) jest typem tak beznadziejnie durnym, że wiara, iż jakakolwiek kobieta, a niechby i całe życie odcięta od świata i nieznająca żadnych chłopców się w nim zakocha, jest nie do przyjęcia. Colin to typ totalnego choleryka-histeryka, który w „normalnym świecie” nie przetrwałby ani chwili, natychmiast ktoś by go uspokoił z poczuciem wyższej konieczności usprawiedliwiającej przemoc.

Fakt, iż bohatera nie lubimy, mocno przeszkadza w pełnym zaangażowaniu w fabułę. Śledztwo z czasem zaczyna nabierać rumieńców, nie raz i nie dwa czytelnik zostanie zaskoczony wydarzeniami, znajdzie się całkiem sporo bardzo fajnie opisanych sytuacji. Jednakże całość jest napompowana przydługimi dialogami które najzwyczajniej w świecie szybko zaczynają być nużące, a fakt, iż bohater mimo upomnień z wielu stron w ogóle się nie zaczyna zastanawiać nad sobą, pozwalając by tępy gniew wywołany brakiem wyobraźni nim rządził powoduje, że w zasadzie niezbyt chce się sięgać po kolejny tom... mimo urwania akcji w trudnym momencie. Paskudna sytuacja, gdy czytelnik o zapoznaniu się z kolejną częścią myśli głównie nie z chęci poznania dalszych losów, ale ze względu na czas i pieniądz, który poświęcił dla tomu pierwszego. Wypada się dowiedzieć co było potem...

Na koniec warto zauważyć, że wydawnictwo Virtualo, będące organem odpowiedzialnym za konwersję skanu książki do formatu EPUB nie zasługuje na wielkie brawa i bukiet kwiatów. Mamy sporo pomniejszych błędów, ale ok, wszak w drukowanych książkach też zawsze jakieś znajdziemy. Gorzej jednak, że powieść skonwertowano łącznie ze zbędnymi formularzami zakupu książek w RUNIE (co jest po prostu głupie), a fakt, iż zamieszczone z tyłu reklamy innych pozycji nie zostały oddzielone żadnymi podziałami na chociażby nową stronę woła o pomstę do nieba – jest tak brzydko, że pękają oczy.

Wilcze dziedzictwo. Cienie przeszłości, Runa 2007, 432 strony (w wersji elektronicznej: 348 ;)

Strona książki na Fantasta.pl
Strona książki na LubimyCzytac.pl

piątek, 15 października 2010

Joe Haldeman "Wieczna wojna"

„Wieczna wojna” to jedna z najważniejszych powieści science fiction, której tytuł należy rozumieć dosłownie. Akcja rozpoczyna się pod koniec lat dziewięćdziesiątych XX wieku, a jej głównym bohaterem jest William Mandella, urodzony w latach siedemdziesiątych. Trwa wojna z obcymi, owadopodobnymi Tauranami. Mandella odbywa szkolenie, następnie bierze czynny udział w ważnych dla wojny bitwach, będąc jednym z tych żołnierzy, którzy oglądają wojnę od samego jej początku. Z czasem awansuje, w końcu, po odsłużeniu swojego, postanawia powrócić na Ziemię.

Siłą powieści jest nie tylko sama wojna, która z pewnością zapewni wiele przyjemności fanom militarnej science fiction. Przez zastosowanie zasady efektu relatywistycznego (dylatacji czasu) oglądamy oczami Mandelli nie tylko kolejne stulecia walki z obcymi, ale i zmiany, jakim poddawana jest Ziemia i ludzkość jako społeczeństwo. Wyobraźnia autora stworzyła przerażający obraz naszej planety oraz zasad, jakie nią rządzą.

Autor bazował na swoich doświadczeniach z wojny w Wietnamie, dlatego pierwszoosobowa narracja Mandelli idealnie oddaje strach żołnierza, którego fach – jak sam bohater twierdzi pod koniec książki – polega głównie na odczuwaniu albo nudy, albo przerażenia. Haldeman opisuje ciekawe dodatki, wymyślone w celu zwiększenia poziomu wojska, takie jak pigułki wspomagające naturalną agresję czy terapeutyczne właściwości seksu. „Wieczna wojna” to lektura specyficzna również dlatego, iż wbrew zasadom, jakie rządzą na Ziemi, wojsko u Haldemana zostało stworzone ze specjalnie wybranych jednostek, których inteligencja znacznie przekracza średnią. Ten pomysł otwiera zupełnie nowe perspektywy, z których pisarz skrupulatnie korzysta opisując i wojnę, i chaos panujący na Ziemi.

Mimo że nie jestem fanem militaryzmu, przebrnąłem przez opisy bitew, by zostać sowicie nagrodzonym w momentach prezentujących Ziemię i ludzkość przyszłości. Teraz pozostaje jeszcze tylko przeczytać słynny komiks na podstawie powieści i poczekać na wersję filmową Ridleya Scotta...

The Forever War, Solaris 2009, 318 stron

Strona książki na Fantasta.pl
Strona książki na LubimyCzytac.pl

czwartek, 14 października 2010

Jakub Ćwiek, Kłamcy tom 3: "Kłamca 3. Ochłap sztandaru"

Trzecia książka opowiadająca o przygodach nordyckiego bóstwa Lokiego jest jednocześnie pierwszą powieścią, zamiast zbiorem opowiadań. Niestety mimo nagromadzenia sporej ilości wątków i bohaterów, jako całość stoi zdecydowanie niżej od poprzedników.

Tym razem do gry wkracza Lucyfer, którego nieobecność mogła niektórych czytelników zastanawiać. W powieści ważyć będą się losy całej ludzkości w klasycznej, biblijnej wersji apokalipsy. Nasi bohaterowie zostali rozrzuceni w świecie, część przebywa w Stanach, inni w Europie, sam Loki natomiast zwiedza zaświaty, jak zwykle knując i manipulując kim tylko się da, a wszystko ku chwale Nieba – na celowniku jest niemowlę, sam Antychryst.

Autorowi znowu udało się w tekst wpleść sporo odnośników do popkultury (zegarek Bonda wisi na kangurku), przyjemnie też wyszedł Lucyfer jako postać. Szkoda tylko, że reszta ferajny z piekła jest już taka typową bandą kretynów i idiotów, podobnie jak przyjemności nie sprawia poznawanie zaświatów, gdzie Loki napotyka bóstwa, bodajże celtyckie. Nawet jeden z najfajniejszych tematów, czyli prawdziwe, autentyczne zombie, tutaj są jakieś nijakie, pozbawione polotu. Czytelnik ziewa niebezpiecznie często...

Najciekawsze jednak jest to, że „Ochłap sztandaru” wcale nie kończy przygód Lokiego. Jak się okazuje po przeczytaniu dziesięciu rozdziałów, będzie tom kolejny, który dopiero kwestię apokalipsy wyjaśni. Liczę, że wyjaśni też pozostałe niedopowiedziane kwestie i wyjaśni je w dobry sposób, bowiem ostatnie zdania książki zamiast fajnej opowieści przypominają niestety marny scenariusz amerykańskiego filmu klasy D.

Kłamca 3. Ochłap sztandaru, Fabryka Słów 2008, 272 strony

Strona książki na Fantasta.pl
Strona książki na LubimyCzytac.pl

środa, 13 października 2010

Ebooki w formacie EPUB - wreszcie są!

Długo czekaliśmy na platformę oferującą elektroniczne wersje książek na tyle otwartą, by nie zmuszała do zakupu dedykowanego im czytnika (jak postąpił Kolporter ze swoim eClicto). Owszem, kilka sklepów z treściami elektronicznymi mieliśmy już wcześniej, lecz przeważnie oferowały one format PDF i dostęp online, zmuszając czytelnika do lektury na ekranie monitora. Wreszcie, po zapowiedziach i przygotowaniach, jeden z największych graczy na polskim rynku – Empik – wzbogacił ofertę swojego sklepu internetowego o e-książki. Warto dodać, iż oferta w pełni pokrywa się z tą, którą znajdziemy w księgarni Virtualo.pl, która też jest firmą odpowiedzialną za jakość konwersji książek.

Stale słyszymy opinie mówiące o zagrożeniach, jakie na wydawców i autorów czyhają w przypadku sprzedaży treści elektronicznych. Że zakupione pozycje będą nielegalnie kopiowane, umieszczane w znanych wszystkim serwisach oferujących wymianę plików i tak dalej. Dlatego też Empik swoje produkty wyposażył w zabezpieczenie Adobe DRM, które uniemożliwia dostęp do ebooka osobom do tego nieuprawnionym. Jednakże taki zabieg wiąże się z kilkoma faktami, które wypada znać przed dokonaniem zakupu.

Zabezpieczenie Adobe DRM jest obecnie najpopularniejszym standardem, w obsługę którego wyposażona jest ogromna większość czytników książek elektronicznych dostępnych na rynku. Szczegółowa lista obsługiwanych urządzeń dostępna jest na tej stronie. Aby móc skorzystać w pełni z oferty księgarni Empik należy się zarejestrować w Adobe, czyli zdobyć tak zwany Adobe ID, pod tym adresem. Zajmuje to kilka sekund, a posiadając Adobe ID możemy przystąpić do ostatniej – najważniejszej czynności, czyli instalacji oprogramowania pozwalającego na odtworzenie zakupionych książek i komunikację między własnymi urządzeniami do ich odtwarzania (komputer, czytnik) – Adobe Digital Editions, do zainstalowania z tej strony, przy pomocy przyjemnego instalatora dostępnego z poziomu przeglądarki internetowej.

Biblioteka Adobe Digital Editions

Po uruchomieniu programu należy dokonać autoryzacji komputera, czyli przypisać dany komputer do użytkownika. To właśnie jest zabezpieczeniem – otwierając zakupioną książkę bez autoryzacji zostanie ona przypisana do tego jednego komputera, czyli straci swoje właściwości licencyjne. Nie będziemy w stanie otworzyć jej na kolejnym urządzeniu (komputerze w pracy/domu, czytniku książek). Dlatego tak ważne jest odpowiednie przygotowanie i rejestracja w Adobe.

Zakupione w Empiku/Virtualo książki, po zarejestrowaniu przez sklep płatności przekazywane są do działu Moja Biblioteka. Po ściągnięciu ich na dysk twardy komputera okazuje się, iż wcale nie mają rozszerzenia EPUB, a ACSM. Podwójne kliknięcie w taki plik powoduje odczytanie go przez program Adobe Digital Editions i ściągnięcie właściwej książki. Od tego momentu jest ona dostępna na komputerze. W tym momencie szczęśliwi posiadacze czytnika książek elektronicznych powinni swoje urządzenie podłączyć do komputera, a program Adobe Digital Editions po wykryciu nowego sprzętu dokona jego autoryzacji. Wówczas czytnik stanie się jedną z półek w programie, na którą w prosty sposób przeniesiemy zakupioną książkę metodą „przeciągnij i upuść”. Oczywiście każdy, kto ma czytnik wyposażony w możliwość przeglądania internetu wcale nie musi go autoryzować przez podłączenie do komputera, może to zrobić bezpośrednio z urządzenia.



Licencja pozwala na otworzenie książki na sześciu urządzeniach. Także nie trzeba się bać, że wykorzystamy wszystkie, osobiście książki kupowałem w pracy, po czym otwierałem na komputerze żony, wrzuciłem do czytnika i odtworzę jeszcze na swoim komputerze. I jeszcze mi pozostaną dwa urządzenia na przyszłość. Dodatkowo z każdym rokiem posiadania Adobe ID otrzymujemy kolejną licencję, z myślą o przenoszeniu danych w przyszłości, przy zmianach czytników czy komputerów.

Jeszcze dwa słowa o jakości książek oferowanych przez Empik/Virtualo. System Adobe Digital Editions nie radzi sobie ze znakami innymi, jak podstawowe, występujące w alfabecie angielskim. Nie ma szans na rozróżnienie polskich znaków diaktrycznych. Mimo to sklepy zapewniają o wsparciu dla 95% czytników dostępnych na polskim rynku. Jak wobec tego osiągnęli swój cel? Jakim sposobem pozycje zakupione w tych dwóch sklepach, pozycje w formacie EPUB wyglądają idealnie nie tylko na czytniku, ale i w programie Adobe Digital Editions? Otóż Virtualo podczas konwersji zastosowało zabieg polegający na twardym, stałym umieszczeniu wybranej czcionki w książce. Dlatego też najprawdopodobniej zmiana czcionki na inną (tu mamy do czynienia z fontem „Iwona”) nie będzie możliwa. Ale coś za coś – jest poprawnie, jest po polsku, jest profesjonalnie. Ja za opcją zmiany czcionki tęsknić nie będę, ciesząc się z jakości w niczym nie ustępującej tej z wydań papierowych.

Także na chwilę obecną, niedługo po premierze treści elektronicznych w sklepach Virtualo.pl i Empik można być zadowolonym z przygotowania systemu, jakości pozycji i sprawności, z jaką sklepy prowadzą sprzedaż. Inną natomiast kwestią pozostają ceny książek (zapowiadano, że będą tańsze), możliwość ich wypożyczenia, a nie kupna (czego na razie nie ma) oraz cena czytnika, który ma wejść do masowej sprzedaży pod koniec roku. Czy naprawdę będzie to cena konkurencyjna? A co z wydawnictwami, których w ofercie brakuje? Uda się je skłonić do współpracy? Na te zagadnienia odpowiedź przyniesie dopiero czas.

poniedziałek, 11 października 2010

Jakub Ćwiek, Kłamcy tom 2: "Kłamca 2. Bóg marnotrawny"

Drugi tom Kłamcy zbudowany jest na dokładnie takich samych zasadach, jak część pierwsza. Kolejne rozdziały-opowiadania prezentują przygody Lokiego w chronologiczny sposób, znajdziemy jednak też sporo retrospekcji wyjaśniających kto z przeszłości boga kłamstwa i dlaczego go aktualnie nienawidzi.

Akcja toczy się błyskawicznie, autor nie dzieli opisami na lewo i prawo, skupiając się na budowaniu przede wszystkim doskonałych dialogów oraz jak najszerszym wykorzystywaniu szeroko pojętej popkultury (naziści z Illinois, Herakles-aktor czyli Leon Negerblack, spektakl o życiu Jezusa będący coraz bardziej swobodnym nawiązaniem do "Ojca Chrzestnego").

W drugim tomie zostają nagrodzeni także ci czytelnicy, którzy zwrócili uwagę na kilka niewyjaśnionych do końca kwestii z części poprzedniej. Autor serwuje nam powrót do sprawy bożka Anubisa, dowiemy się także więcej o anielskich piórach. Żeby nie było monotonnie zostało wprowadzonych kilku nowych bohaterów, w miarę upływu stron zajmujących coraz więcej miejsca i będących dobrym przykładem na umiejętność pisarza w tworzeniu nieskomplikowanych, lecz ciekawych postaci.

W internecie ogromna większość opinii na temat drugiego tomu Kłamcy brzmi mniej więcej tak: książka jest jeszcze lepsza od poprzednika. I nie sposób się z takimi opiniami nie zgodzić, po zakończeniu lektury ręka sama sięga po część trzecią.

Kłamca 2. Bóg marnotrawny, Fabryka Słów 2006, 296 stron

Strona książki na Fantasta.pl
Strona książki na LubimyCzytac.pl

niedziela, 10 października 2010

Jakub Ćwiek, Kłamcy tom 1: "Kłamca"

Bohater książki, na którą składają się bardziej kolejne opowiadania, niż powiązane jednym wątkiem rozdziały, to Loki – znany z mitologii skandynawskiej bóg zniszczenia, śmierci i oszustwa. Doskonały manipulant, obdarzony sporym wdziękiem, dzięki któremu potrafi tak omotać inne bóstwa, że zawsze wychodzi cało z przeróżnych opresji.

Pomysłem autora było połączenie postaci skandynawskiego bóstwa z naszymi „rodzimymi” aniołami, wiarą (lub jak niektórzy by rzekli: mitologią) chrześcijańską. Ponieważ skrzydlatym posłańcom Jedynego Boga nie wszystko wolno, powinni wszak przez życie podążać drogą dobra i wybaczenia, zatrudniają Lokiego do typowej, mokrej roboty. Kolejne rozdziały-opowiadania opisują zadania, jakie przed nim stawia to Michał, to Gabriel. Będziemy mieli okazję poznać potężne bóstwa i demony starożytnych religii, ale i pomniejsze diabełki, nastawione po prostu na kuszenie do złego. Postaci wykreowane przez autora może nie posiadają skomplikowanych osobowości, mają za to inną, niemniej ważną cechę: dają się po prostu lubić. Mimo skrzydeł czy rogów bardzo przypominają ludzi, z wszystkimi ich wadami i zaletami.

Zgodnie z przeznaczeniem i swoimi poglądami na świat, Loki nie ma w zwyczaju głaskać ludzi po głowach i budować im przyszłość. Wręcz przeciwnie, jest niemalże pozbawiony ludzkich uczuć, interesuje go tylko on sam, i jego własne szczęście. Dlatego jest tak dobrym bohaterem, z którym niezwykle łatwo jest się identyfikować, a niektóre z zadań (spotkanie z niedoszłym samobójcą czy wigilia w towarzystwie przebranego za świętego Mikołaja Światowida i niczego nie podejrzewającej, zwykłej rodziny) potrafią zaskoczyć rozwojem wydarzeń, dzięki czemu na długo pozostaną w pamięci.

Autor często stosuje retrospekcje, dzięki którym poznamy wiele elementów składających się na przeszłość Lokiego, zaznajomimy się z nim bliżej. Książka charakteryzuje się także tym, iż jest coraz lepsza w miarę czytania. Kolejne opowieści oparte są na coraz ciekawszych, nieraz zaskakujących pomysłach w bardzo przyjemny sposób wykorzystujących postaci bóstw z różnych religii, lecz bez nachalnego wstawiania istot szerzej nieznanych, bez popisywania się znajomością wszelakich mitologii. „Kłamca” to czysta rozrywka, napisana dla radości czytelników, widać także, że radość sprawiała autorowi podczas tworzenia. Lekka lektura na wieczór pozostawiająca dobre wspomnienie.

Kłamca, Fabryka Słow 2005, 272 strony

Strona książki na Fantasta.pl
Strona książki na LubimyCzytac.pl

czwartek, 7 października 2010

Orson Scott Card, sagi Endera tom 5: "Ender na wygnaniu"

Gdy dowiedziałem się, że Card wydał kolejny tom Sagi Endera, umiejscowiony pomiędzy tymi, które już istnieją, konkretnie się wystraszyłem. Wszak lepsze jest wrogiem dobrego, a autorowi zdarza się niestety swoje opowieści rozciągać w nadmierny sposób (jak w przypadku „Opowieści o Alvinie Stwórcy”).

Akcja „Endera na wygnaniu” toczy się w trakcie „Gry Endera” - pomiędzy ostatnimi rozdziałami, konkretnie po wyeliminowaniu zagrożenia ze strony formidów. Obserwujemy samotnego bohatera, otoczonego przez całą masę ludzi z ich własnymi interesami. Dowiemy się konkretnie jak wyglądał proces, który doprowadził do sytuacji w której Ender nigdy na Ziemię nie powrócił. Opisana została podróż na planetę, której gubernatorem został młody Wiggin, przybywanie na planecie, odkrywanie pozostałości po cywilizacji Robali...

Tym, co najbardziej zaskakuje w opowieści jest fakt bardzo mocnego połączenia Sagi Endera z Sagą Cienia, równolegle prowadzoną przez Carda opowieścią o pozostałych bohaterach znanych z „Gry...”, szczególnie Groszku, Petrze, Virlomi i... Achillesie. Lektura „Endera na wygnaniu” jest wręcz niemożliwa bez znajomości czterech tomów rozgrywających się na Ziemi, z filozoficznymi rozważaniami „Mówcy Umarłych”, „Ksenocydu” i „Dzieci Umysłu” nie mających nic wspólnego. Zostaje zakończonych kilka wątków, w tym nawet ten najbardziej tajemniczy, mówiący o zaginionym potomstwie Groszka i Petry. Automatycznie rodzi się pytanie: o czym w takim razie będzie traktowała kolejna, ostatnia (jasne...) książka, będąca w przygotowaniu „Shadows in Flight”? Umieram z ciekawości...

Mimo ogromnych obaw, mimo faktu, iż pewne rzeczy się autentycznie zmieniły (autor naprawdę przestawił kilka mniej istotnych szczegółów względem oryginalnej „Gry...”) „Ender na wygnaniu” okazał się być lekturą zajmującą i przyjemną. Książka jest bardzo zmyślnie zrealizowanym łącznikiem obu cykli, lecz bez znajomości wszystkich poprzednich nie ma sensu po nią sięgać.

Ender in Exile, Prószyński i s-ka 2010, 400 stron

Strona książki na Fantasta.pl
Strona książki na LubimyCzytac.pl