wtorek, 21 grudnia 2010

Jacek Piekara, cyklu "Ja, inkwizytor" tom 2. "Dotyk zła"

Druga część przygód młodego inkwizytora, zawierająca tak, jak poprzednia, dwie mikropowieści, niestety nie jest ostatnią odsłoną tego „prequela” to głównej opowieści. Autor w zanadrzu ma jeszcze jedną, o ile mnie pamięć nie myli, tym razem będzie to powieść. Oczywiście w przypadku TEGO autora, podobnie jak TEGO wydawnictwa, nie możemy być pewni niczego, mimo zapowiedzi ogłoszonych praktycznie w każdym zakamarku internetu.

Już „Wieże do nieba” pokazywały system, na bazie którego cykl „Ja, inkwizytor” powstał: rzecz praktycznie tylko dla fanatycznych wielbicieli Mordimera Madderdina, dla których ważniejszy jest sam fakt nowej przygody do poczytania, niż jej jakość. O ile jednakże w „Wieżach...” bywało ciekawie, mieliśmy bowiem do czynienia z naprawdę młodym i – uwaga, rzecz niesamowita – głupim Madderdinem, tutaj tego elementu zabrakło. Mordimer jest przekonany o własnej słuszności, i wbrew temu, co sam o sobie co chwilę mówi, nie wie co to pokora. Czyli mamy inkwizytora takiego, jakiego uwielbiamy, ale...

...problemem książki są pomysły, na bazie których powstały stanowczo zbyt długie i zbyt nieciekawe historie. Pierwsza mikropowieść jest chyba sposobem autora na ukazanie nieco więcej szczegółów ze świata, w jakim bohaterowi przyszło żyć. Przez pierwsze 150 stron nie dzieje się absolutnie nic, poza chodzeniem, rozmawianiem i przede wszystkim rzucaniem klasycznych, złotych myśli Madderdina na temat otaczającego go świata. Niestety gdzieś dowcip zanikł, nie wiem, czy to zabieg specjalny (młody Mordimer nie jest jeszcze tak wyrobiony), czy autor się mniej wysilił. Zresztą to obojętne, co za różnica, wszak czytelnik i tak się nudzi... Całość można było zmieścić na dwudziestu stronach bez straty (a może nawet z zyskiem) dla książki.

Drugie opowiadanie jest jeszcze słabsze. Nie dość, że autor ZNOWU prezentuje tu swoje poglądy (już chociaż Mordimerowi by dał spokój), to robi to w sposób beznadziejny. Dawno temu w gazecie Piekary recenzent czepiał się książki Marcina Mortki „Karaibska krucjata”, twierdząc, że nazwanie bohatera Brudnym Harrym ze względu na fakt, iż onegdaj sobie zapaskudził mankiet, to słabizna. Cóż, wymyślenie w niczym nie potrzebnego do historii rzezimieszka, który „pali koty”, zatem można go nazwać swobodnie „palikotem”, jest na o wiele niższym poziomie.

Zupełnie nie wiem po co ta książka powstała. Tak, jak uwielbiam twórczość literacką Jacka Piekary, kupuję jego książki w ciemno od lat, tak nie jestem w stanie zrozumieć innego sensu dla wydania „Dotyku zła”, jak tylko zarobienie małej kaski. Tego gniota można postawić w jednym miejscu z „Charakternikiem” i „Przenajświętszą Rzeczpospolitą”, największymi błędami pisarza.

Ja, inkwizytor. Dotyk zła, Fabryka Słówc 2010, 352 strony

Strona książki na Fantasta.pl
Strona książki na LubimyCzytac.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz