poniedziałek, 15 listopada 2010

Jarosław Błotny, Oium ludu rzymskiego tom 1. "Wergeld królów"

Wśród licznych wznowień, kolejnych wydań z jakże istotnymi zmianami (nowa okładka), w Fabryce Słów wreszcie trafiła się prawdziwa nowość. Powieść mniej znanego (ale to się szybko zmieni!) pisarza, Jarosława Błotnego, będąca pierwszym tomem cyklu „Oium ludu rzymskiego” - „Wergeld królów”. Jest to fantastyczna historia alternatywna, rozgrywająca się w czasach cezara Kommodusa, znanego nam jeśli nie z historii, to chociażby z filmu „Gladiator”. Cezar ów, opisywany przez historyków jako tyran, kazał się uważać z wcielenie Herkulesa, stając osobiście na arenach niczym gladiator zabijał osobiście niewolników, krótko mówiąc: był szalony. Jednakże jego historia u Jarosława Błotnego przedstawiona została w inny sposób – po latach owego szaleństwa spojrzenie cezara na świat i Imperium się zmieniło, stał się władcą inteligentnym, wybiegającym myślami daleko w przód.

W ten właśnie sposób wytłumaczona została najbardziej niesamowita część powieści Jarosława Błotnego, czyli fakt istnienia niezwykłych wynalazków, znacznie wyprzedzających swój czas. Broń palna, maszyna parowa czy lot balonem to elementy zadziwiające lud, ale przyjmowane z logiką i spokojem, wynikającym także z faktu, iż religia znana nam jako chrześcijaństwo dopiero próbuje się rozprzestrzenić, pogańskie bóstwa zaś były znacznie mniej rygorystyczne światopoglądowo, niż nauki pierwszych chrześcijan.

Autor tworzy ciekawe postaci, ale znacznie ciekawsze myśli, które wkłada im do głów, a które bohaterowie wypowiadają ze spokojem, budując naprawdę przyjemne w odbiorze dyskusje na tematy głównie poświęcone religii i wierze jako takiej. Różne filozofie mieszają się z przeróżnymi światopoglądami, w książce nie występuje praktycznie żaden durny bohater, będący świadectwem głupoty ludzkiej – wszystkie postaci znajdujące się na odpowiedzialnych stanowiskach są ludźmi światłymi, otwartymi na nowe, co buduje naprawdę wspaniały obraz ludzi władzy – żal ściska serce, że takie rzeczy są możliwe tylko w książkach.

Nie można zapominać także o ukazaniu przez autora plemion germańskich, zamieszkujących krainę zwaną Sarmacją, tereny dzisiejszej Polski. Ich zwyczaje są także mocną stroną powieści, z tytułowym wergeldem na czele, który jest zasadą tak dobrze przemyślaną, że aż szkoda, że dziś nie można takich wprowadzić w życie. No, ale dziś nie ma u władzy ludzi honorowych...

Do pełni szczęścia brakuje tylko mapy, która ukazywała by świat przedstawiony, a dzięki której czytelnik znacznie bardziej wczułby się w lekturę, odnajdując wszelkie miasteczka i rzeki, konfrontując ich nazwy z naszą rzeczywistością. Że Vistula to Wisła, to wie każdy, ale resztę dobrze byłoby mieć narysowaną.

Lektura była przednia, ale krótka - „Wergeld królów” pękł w jeden dzień. W przygotowaniu tom drugi, ciekawe, czy ostatni? Jak na razie zabawa była na tyle dobra, że dwa tomy wydaje mi się liczbą nieco niewielką. Chociaż, z drugiej strony, nie każdy cykl musi liczyć od razu osiem części... :]

Wergeld królów, Fabryka Słów 2010, 312 stron

Strona książki na Fantasta.pl
Strona książki na LubimyCzytac.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz