piątek, 10 września 2010

Franz Kafka "Proces"

Człowiek często opiera się na tym, co usłyszy wokół siebie. Przykładamy niewielką uwagę do słów ludzi kompletnie obcych, nieco większą do tych, których widujemy częściej, na przykład nauczycieli w szkole. Taka jest siła rzeczy – zawsze w głowie się coś utrwali. Mnie utrwaliła się w ten sposób świadomość, iż „Proces” Franza Kafki jest powieścią o totalitaryzmie, czymś na kształt państwa policyjnego, gdzie jednostka nie ma znaczenia. Byłem przekonany, że tytułowy Józef K. to ofiara spisku mającego na celu ostatecznie upokorzenie człowieka przez aresztowanie i proces w sprawie, o której sam aresztowany do samego końca się nie orientuje.

Jak się okazało, w pewien sposób można tę powieść tak interpretować. Ale „Proces” jest czymś o wiele większym, niż tylko opowieścią o manipulowanym człowieku. Zresztą, jak się głębiej przyjrzeć, to Józef K. nieźle sobie daje radę z tą sytuacją, nie jest – jak się spodziewałem – wrakiem człowieka, gonionym od ściany do ściany, od urzędu do urzędu. W zasadzie z owej manipulacji w pewien specyficzny sposób zdaje sobie sprawę, co więcej momentami dzielnie się do niej dostosowuje czasem osiągając pewne niewielkie zwycięstwa. Ale nieważne, myślę, że nie jest główną treścią książki jego „sprawa” i tytułowy proces. Myślę, że treścią książki jest szeroko pojęty absurd, bardzo pesymistycznie przedstawiona rzeczywistość, w której nawet grupa Monty Pythona czuła by się najwyżej znośnie.

Świat tu przedstawiony, miejsca i ludzie dobrani zostali w taki sposób, by wywrzeć na czytelniku jak największe wrażenie swoim „poukładanym chaosem”, czymś co najprościej jest mi przyrównać do „teoretycznie kontrolowanego burdelu” jaki panował w wielu polskich urzędach za czasów PRL, niestety w mniejszych miejscowościach obecnego do dziś. Obojętnie z kim Józef K. nie rozmawia czy w jakim miejscu przebywa, widać wyraźnie, iż rzeczywistość dookoła niego jest tak dalece bezsensowna, że człowiek obdarzony chociażby zaledwie przeciętną inteligencją będzie miał problem z odnalezieniem się w niej. Co innego wszelkiego rodzaju tępota – jest u siebie, ściśle przestrzegając durnych zasad, przepisów i restrykcji. W myśl starego, dobrego „ja tu tylko sprzątam, robię co mi każą, nie mnie oceniać”.

Ogólnie rzecz biorąc całkiem niezła rzecz, ten „Proces”. Szkoda, że książkę dorwali w swoje ręce niezrealizowani artystycznie i komercyjnie literaci, którzy najczęściej w ramach zadośćuczynienia za swojego pecha postanowili zostać nauczycielami języka polskiego. Bo jak sobie człowiek przypomni te wszystkie nadinterpretacje, pod które książka została podciągnięta, to się robi po prostu żal autora. Może to i lepiej, iż w momencie gdy pierwsi „krytycy” zabierali się za wymądrzanie, Kafka od dawna gryzł ziemię? Nie warto słuchać wywodów niby mądrzejszych – lepiej „Proces” sprawdzić samemu, absurd tu obecny jest czymś wybitnym.

Der Prozess, Virtualo 2010, 183 strony

Strona książki na LubimyCzytac.pl

2 komentarze:

  1. "Proces" w równym stopniu podobał mi się, co mnie przerażał. Wiele rzeczy jest tutaj absurdalnych i na pierwszy rzut oka zabawnych, jednak jeśli wczuć się w rolę głównego bohatera, takie niedorzeczności, szczególnie na dalszą metę są niezwykle męczące. Człowiek przekonuje się jak dalece jego wizja świata różni się od wizji pozostałych - w końcu przestrzeń dzieląca oba punkty widzenia zamienia się w ogrom nie do przeskoczenia i następuje katastrofa.

    I ta scena z rupieciarni z chłostaniem Franciszka i Willema. Absurd nad absurdami.

    OdpowiedzUsuń