wtorek, 28 września 2010

Bernard Cornwell, Kronik Pana Wojny tom 1. "Zimowy Monarcha"

„Zimowy Monarcha” Bernarda Cornwella wpadła na mój regał przez przypadek – wygrałem książkę w konkursie, nie wiedząc kompletnie nic na temat autora i jego dokonań. Obawiałem się z początku kolejnej książki fantasy, gdzie znowu będziemy mogli oglądać znane na pamięć wydarzenia, ale okazało się, że powieść jest czymś zupełnie innym. Powieścią historyczną konkretnie. Oznacza to mniej więcej tyle, że nie znajdziemy tu absolutnie żadnych mistycznych bredni w stylu starych bogów, jedynego boga, czarów hokus pokus i tym podobnych bezsensów. Bohaterowie co prawda wierzą w różne nadprzyrodzone zdolności niektórych druidów, sami druidzi także są święcie przekonani o swoim talencie. Ale właśnie dlatego tę książkę tak dobrze się czyta – prezentuje ona bardzo realny świat wieku V, gdy na terenach dzisiejszej Wielkiej Brytanii wciąż pamięta się o Cesarstwie Rzymskim i jego kulturze i potędze, ale świat pomału okrywa mrok średniowiecza, tępoty, podziwu dla kwestii niewyjaśnionych, pogardy dla rozumu i nauki.

Cornwell świetnie się do powieści przygotował. Nie ma tu żadnych bredni w stylu stalowe miecze, rycerze i turnieje, ogromne królestwa. Jest tak, jak było – wyspa podzielona jest na sporo niewielkich krain, każdą rządzi osobny król, trwa wieczna wojna między Brytami, Saksonami i Irlandczykami, słychać też sporo o dokonaniach Franków na stałym lądzie. Klasyczny dla epoki ustrój dopiero będzie się tworzył, jedynym celem wszelkich plemion jest podbój, walka o ziemię do zasiedlenia. Chrześcijaństwo wcale nie jest wyznawaną przez Uthera, ani Artura religią – dzieli wyznawców po mniej więcej połowie ze starymi wierzeniami. Nawet konie, jako znana ze średniowiecza jazda, są wciąż nowością.

Znane z legend postaci tu zajmują nieraz zupełnie inne stanowiska, zupełnie nie odpowiadają wyobrażeniom, jakie o nich mamy. Jednocześnie Cornwell buduje fabułę tak sprytnie, iż z góry wiadomo, że po latach nikt nie będzie przekazywał prawdy, że tchórze okażą się postaciami bez skazy, a dzielni wojownicy zostaną zredukowani do krótkiej wzmianki. Polityka rządzi wszystkim, historię piszą zwycięzcy.

Książka jest dość brutalna, opisując rzeczywistość taką, jaka prawdopodobnie w tamtych czasach była. Opisanych jest mnóstwo gwałtów, zdrad i okrucieństwa, wszystko okryte jest ogromnym cierpieniem i brakiem nadziei – nie znajdziemy tu wielkich bohaterów, którzy będą walczyli o pokój i dostatek dla wszystkich, a jedynie o swój dobrobyt i swą chwałę. Przeróżni królowie doskonale manipulują słabszymi umysłami, niejednokrotnie wykorzystując do swoich celów właśnie wierzenia chrześcijan czy druidów.

„Zimowy Monarcha” Cornwella jest tym dla pełnej magii i mistycyzmu legendy arturiańskiej, czym „Troja” Davida Gemmella była dla mitu o wojnie trojańskiej. Dopiero teraz, dzięki tym pisarzom, wreszcie można się zagłębić w prawdziwie wciągającą lekturę, pozbawioną nadprzyrodzonych bredni, w której herosem i bohaterem nie jest się dlatego, że ukochali nas (lub przeklęli) bogowie, ale często wręcz przez przypadek, lub w wyniku splotu okoliczności. Dzięki tej książce mam kolejnego autora, na którego będę zwracał baczną uwagę. Nie tylko dobrze się Cornwella czyta, robi wrażenie także zasobem wiedzy na temat czasów, o których pisze. A to dziś zjawisko coraz rzadziej spotykane...

The Winter King, Wydawnictwo Erica 2010, 560 stron

Strona książki na Fantasta.pl
Strona książki na LubimyCzytac.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz